Blisko ludziKsiądz zabrał Jurka do Włoch. Tak działają pedofile - tłumaczy teraz chłopak

Ksiądz zabrał Jurka do Włoch. Tak działają pedofile - tłumaczy teraz chłopak

Ksiądz zabrał Jurka do Włoch. Tak działają pedofile - tłumaczy teraz chłopak
Źródło zdjęć: © 123RF
22.09.2018 14:05, aktualizacja: 24.09.2018 10:11

„Ksiądz był na swój sposób czuły. Potem się rozkręcił. Wkładał mi ręce do majtek, jak mnie macał, to prosił, żebym liczył do dziesięciu, żeby mógł mnie trochę dłużej tam potrzymać” – opowiada Jurek w książce Artura Nowaka "Dzieci, które gorszą". To było 20 lat temu.

Tylko w WP Kobieta wstrząsający fragment książki "Dzieci, które gorszą" Artura Nowaka o księżach-gwałcicielach.

„Na zdjęciu widać morze. Nieco w oddali, na drugim planie – klifowe wybrzeże porośnięte kosodrzewiną. Na pierwszym planie Jurek i ksiądz Kazimierz. Chłopak jest chyba wystraszony. Na potrzeby fotografii splótł ręce na brzuchu i patrzy w obiektyw. Jeśli chciał się uśmiechnąć, to kompletnie mu nie wyszło (…).

Kiedy zrobiono to zdjęcie, chłopak nie miał jeszcze czternastu lat. Wyjazd Jurka pod opieką księdza do Włoch został uregulowany prawnie. Nie mógł przecież jak gdyby nigdy nic przestać chodzić do szkoły. Ksiądz dostał prawa do opieki nad chłopakiem bez żadnych problemów. Jego dom to było przecież piekło, a ojciec to wcielony diabeł. Ksiądz pokazał chłopakowi namiastkę innego świata. Przytulał go, wspierał, robił prezenty (…).

Dziś Jurek zmienił się nie do poznania. Po rozmowie wysłał mi aktualne zdjęcie. Uśmiechnięty, pewny siebie, wydaje się kimś zupełnie innym niż tamten chłopiec. Opowiedział mi, co się działo w międzyczasie (…)

– To się działo blisko dwadzieścia lat temu. Teraz do tego wracasz. Musiałeś dojrzeć?

– Tak. Teraz jestem już gotowy. Wybuchła niezła afera. Postanowiłem opowiedzieć o tym, co się stało wiele lat temu, jakoś do tego wrócić. Nie chcę, żeby ludzie popełniali takie błędy jak moja rodzina. Nie jestem Chrystusem, żeby z tym żyć i cierpieć z tego powodu. Opinia publiczna powinna wiedzieć, że ci księża to zwykły klan. Niech ludzie poznają tę historię i sami to ocenią.

– Ile miałeś lat, kiedy ksiądz cię wywiózł na południe Włoch?

– Trzynaście. Trzeba było zgody sądu, rodzice wypełniali jakieś papiery u notariusza. W tamtych czasach wyjazd za granicę to była atrakcyjna perspektywa. Poza tym wszyscy widzieli w nim świętego człowieka, to był ksiądz, czyli ktoś, kto nosi Chrystusa w sercu. W moim domu było nie za ciekawie.

– Chodziło o przemoc?

– Nie tylko. Ojciec trzymał dryl pasem. Dużo pił, tłukł mnie okropnie, miałem siniaki na plecach. Czasem jak wlał mi pasem, miałem fioletowe ślady.

– Za co cię bił?

– Za wszystko.

– Wyjazd do Włoch to była szansa?

– Tak. Myślałem, że to wiele zmieni. Tak myślała też mama. Tymczasem okazało się, że znalazłem się w o wiele gorszej sytuacji. Teraz po latach myślę, że jestem silniejszy.

– Pewnie nie doszedłeś do tego od razu?

– Dziesięć lat do tego dochodziłem. Wcześniej obwiniałem się, strasznie się wstydziłem. Niedawno doszedłem do tego, że to przecież on był nie w porządku, że był nieuczciwy, że robił mi krzywdę. Więc za co ja mam się obwiniać? Za co mam się wstydzić?

– Zrobiłeś coś z tym? Powiedziałeś komuś?

– Jak miałem siedemnaście lat, pogadałem z jego przełożonym. Powiedziałem, że się boję, że trzeba coś z tym zrobić, opowiedziałem, co ze mną robił. Od czterech lat mieszkałem u księdza. Molestował mnie niemal codziennie. Szukałem pomocy. Mówiłem, że ksiądz mnie szantażuje, że odeśle mnie do Polski. Bałem się. Nie chciałem wracać. Chciałem, żeby ktoś coś z tym zrobił.

– Przełożony pomógł?

– Nie. Wydał mnie oprawcy. Powiedział, że mam siedzieć cicho, bo będzie z tego skandal. Powiedział też, że to, co mówię, to halucynacja sprowokowana przez samego szatana. Tak mi to wytłumaczył. Skarżyłem się też pewnemu diakonowi. Miałem nadzieje, że to coś da, że ksiądz się zmieni i ktoś mi pomoże. Ale oni zamiast coś z tym zrobić, powiedzieli o wszystkim sprawcy.

– Jak zareagował?

– Pamiętam ten dzień, kiedy przyszedł do mojego pokoju i powiedział, że go sprzedałem.

– Opowiedz, jak wyglądało życie z księdzem.

– Mieszkaliśmy sami na plebanii przy kościele. Chciał, żebym z nim spał. Dotykał mnie. Pakował mi się do łóżka. To była niezła jazda.

– Był ktoś, z kim byś mógł to przegadać?

– Nie. On mnie izolował, mówił, że z nikim mam o nas nie rozmawiać. Szantażował mnie, że jak komuś o tym opowiem albo nie będę go słuchał, to odeśle mnie do Polski.

– Tłumaczył, dlaczego ci to robi?

– Nie. On to molestowanie ignorował, jakby nie istniało. Byliśmy sami, nie było tam nikogo. On to zaplanował.

– Jak zdobył zaufanie twoje i twoich bliskich? Przecież musiał dać się wam jakoś poznać, przekonać do siebie.

– Odwiedzał nas w domu. Ojca w zasadzie nie było. Był zajęty piciem i kochankami. Zabierał mnie na wyjazdy, kupował prezenty, obiecał, że jak pojadę z nim do Włoch, to kupi mi skuter. Dla takiego dzieciaka z biednej rodziny to było coś. Poza tym on mi dawał to, czego nie dawał mi ojciec. Rozmawiał ze mną, opowiadał o swojej pracy, poświęcał mi czas. Byłem młody, nie wiedziałem, co jest dobre, a co złe. Mama była wniebowzięta. Cieszyła się. Jest bardzo wierząca. Ufała mu.

– Teraz już zna twoją historię.

– Jak jej powiedziałem o tym po latach, chciała go zabić. Czuła się oszukana. Z tatą nie miała dobrego życia, więc zaufała księdzu. Teraz się odbudowała, jest tutaj, we Włoszech. Ojciec zmarł. Matka jest w nowym związku. Jest szczęśliwa. Trafiła na człowieka, który ją szanuje, dba o nią.

– W trakcie twoich kontaktów z księdzem Kazimierzem dochodziło do czegoś, kiedy byliście jeszcze w Polsce?

– Teraz myślę, że tak, ale to było niby niewinne. Szukał kontaktu fizycznego. Pamiętam, że pozwalał mi kierować autem. Musiałem siadać mu na kolanach. Czułem, że go to podnieca. Chciał czuć moje ciało na swoim. Ta bliskość była dla niego pociągająca.

– Co wiesz o jego pobycie w Polsce?

– Posługiwał w szpitalach. Narzekał, że mało ma z tego pieniędzy, że to ciężka praca, że jest narażony na kontakt z chorymi.

– Chodziło o pieniądze?

– Tak. I o komfort. We Włoszech obsługiwał parafię w niewielkim miasteczku na zadupiu, mieszkało tam ze dwieście osób. Prości ludzie, żyli ze zbioru oliwek. Jak to Włosi, wszystkim się interesowali, ale wiara była dla nich na pierwszym miejscu. Ksiądz jest ważną osobą w takich społecznościach. Kupili mu samochód. Miał duży dom parafialny. Można po nim było jeździć na rowerze.

– Prowadził bezstresowe życie.

– No tak. Miał sporo czasu. Jedna msza w dzień powszedni, trzy w niedziele. Wszystkie potrzeby miał zaspokojone, jeśli czegoś potrzebował, mówił ludziom w radzie parafialnej i mu na to dawali pieniądze. Mówił też o wydatkach związanych ze mną i to poruszało sumienia. Ludzie nie odmawiali pomocy. Na południu Włoch księża cieszą się autorytetem. Ludzie mają wprawdzie do nich sporo uwag, wiedzą o ich przewinach, ale to akceptują. Jak powiesz Włochowi, że nie jest katolikiem, to się wkurzy, ale do kościoła nie chodzi.

– Na początek zabrał cię na próbę?

– Tak. Na wakacje. Tato mnie na wakacje nie zabierał, więc wydało mi się to atrakcyjne.

– W trakcie wakacji molestował cię?

– Szukał dotyku, ale był subtelny. To mnie jakoś mocno nie niepokoiło. Byłem dzieckiem. Nie wiedziałem, jak powinny wyglądać ojcowskie uczucia. Molestowanie zaczęło się, od kiedy zamieszkałem z nim na stałe. Stopniował te kontakty.

– To się zmieniło?

– Tak. Jak już było załatwione, że pójdę do włoskiej szkoły, to zaczął się za mnie brać na ostro. Wcześniej prosił o pocałunki w usta i o dotyk. Miałem trzynaście lat, nie miałem szans, żeby się z tym zmierzyć, rozeznać, że to niewłaściwe. Poza tym on był silny, a ja byłem dzieckiem. Wydawało mi się to normalne, nawet banalne. Nie widziałem tego u ojca, bo tato był twardy, agresywny. A ksiądz był takim przylepą, był na swój sposób czuły. Potem jednak się rozkręcił. Wkładał mi ręce do majtek, jak mnie macał, to prosił, żebym liczył do dziesięciu, żeby mógł mnie trochę czas dłużej tam potrzymać. Ja tego nie chciałem. Uczył mnie dawać się dotykać w tych miejscach. Potem mi to wynagradzał. Kupował różne rzeczy, zabierał na kręgle. Potem znów to robił, chciał się kłaść na mnie.

– Jak go zapamiętałaś z tamtego czasu?

– Prowadził spokojne życie. Odwiedzał znajomych, nie przepracowywał się, lubił oglądać programy polityczne. Jedna rzecz wydaje się mi charakterystyczna: miał bzika na punkcie psów. Spały z nim w łóżku. Poświęcał im dużo czasu i uwagi. To były bezpańskie znajdy, które sprowadzał do domu. Jakby mógł, toby te nowo narodzone pieski woził w wózku. Troszczył się o nie. Miał też inne związane z tym odchyły.

– Co masz na myśli?

– Myślę, że pociągał go ich zapach. Chciał, żeby te psy też spały ze mną. Widok mnie i psów bardzo go podniecał. Leżał obok i się onanizował. Nie wiem, co o tym myśleć. To skomplikowane.

– Miał pociąg do innych dzieci?

– To nie było jawne. Mam jednak przeczucie, że miał. Szukał dzieci z problemami, takich niedorozwiniętych. Chodził za nimi, szukał z nimi kontaktu.

– Mama cię odwiedzała w trakcie twojego pobytu we Włoszech?

– Tak. Przyjeżdżała na krótko. Ale ja nie byłem w stanie jej opowiedzieć, co się dzieje.

– Ktoś zauważył, że on cię wykorzystuje przez te lata?

– Nie. Izolował mnie od rodziców, ludzi z zewnątrz. Myślę, że wszystko sobie zaplanował. Mówił, że jak będę chodził do kościoła i robił to, co mi każe, to będą ze mnie ludzie. Wpajał mi to. Ja w to uwierzyłem

– Spowiadał się z tego?

– Nie. Molestował mnie, a potem odprawiał msze. Rozdawał komunię rękoma, które wkładał mi w majtki.

– Co się działo dalej?

– Wyjechałem do Mediolanu. Znalazł mi osobę, która wprowadziła mnie w miasto. To była osoba uzależniona od kokainy, z problemami psychicznymi. Sam potem wszedłem w narkotyki. Najpierw była marihuana i haszysz, wpadłem też w tarapaty z alkoholem. Kokaina przyszła później.

– Ciężki temat?

– Jak się tak myśli, to pewnie tak jest. Bardzo mi zależało, żeby z tym zerwać. Wykasowałem numery dilerów i przestałem brać.

– Chcesz go ścigać w Polsce? Zdaje się, że uciekł do Polski?

– Tak. On się nie zmienił. Jest zagrożeniem. Poszuka chłopaka, który nie ma w domu za wesoło, i go wykorzysta. On potrafi taką okazję rozpoznać. Ze mną też tak było. Wzbudził zaufanie.

– Kiedy ostatni raz go widziałeś?

– Całkiem niedawno. Pojechałem do niego z ukrytą kamerą. Tu jest taki program „Hieny”, to oni mnie uzbroili w urządzenia rejestrujące. Chciałem od niego wycisnąć prawdę. Pytałem, czy pamięta, jak mnie molestował, jak wkładał mi ręce w majtki. Nie zaprzeczył. Przepraszał za wszystko. Mówił, że mnie kochał, że troszczył się o mnie, że sam niby nie miał pieniędzy, ale chciał mi wszystko zapewnić. Następnego dnia uciekł do Polski.

– Niedawno przeprosił cię za to wszystko włoski biskup, przełożony księdza Kazimierza w diecezji.

– Tak. Po nagraniu nagle mnie przeprosił. Sprawa we Włoszech zrobiła się głośna.

– Biskup od razu ci uwierzył?

– Biskup to jest lis, dba o posadę. Mój adwokat posłał mu list z opisem sytuacji już dość dawno temu. Jak sprawa zaczęła się robić medialna, to dopiero się tym zainteresował. Wcześniej miał to gdzieś.

– Jak wygląda twoja wiara?

– Jestem buddystą. Sytuacja z księdzem miała wpływ na moją wiarę. W końcu był przedstawicielem Kościoła, w którym się wychowałem. Zacząłem czytać o inkwizycji, morderstwach katolików w Ameryce Południowej. Nauczyłem się prostej rzeczy: postanowiłem szukać odpowiedzi na pewne pytania poza sobą. Ludzie popełniają grzechy, spowiadają się i potem robią to samo. Tymczasem trzeba uważać, jak się postępuje, bo karma wraca. Praktykuję medytacje. Duchowość w człowieku powinna być karmiona w dobry sposób, ale to nie oznacza, że trzeba się zwracać do istot pozaziemskich.

– Opowiedz o swoim życiu w Mediolanie.

– Musiałem odrzucić myśl o nauce. Trzeba było płacić za dom, rachunki, kupować jedzenie, pracować. Musiałem to pogodzić. Na naukę nie było czasu. Poznałem dziewczynę starszą o dziesięć lat, byłem z nią dłuższy czas, ale to nie wykiełkowało. Rozstaliśmy się w zgodzie.

– Używki pojawiły się od razu?

– Jak jeszcze żyłem z księdzem, piłem i paliłem marihuanę. To się zaczęło w czwartej klasie. Zawsze szukałem jakichś środków odurzających. Tak na to teraz patrzę.

– Molestowanie to był pierwszy twój kontakt intymny?

– Tak. To był spory kop w podświadomość. Domyślałem się, że jestem krzywdzony. Miałem problemy z własną tożsamością. Nie wiedziałem, jaka jest moja tożsamość seksualna.

* – Przeszedłeś psychoterapię?*

– Tak. Chodzę ciągle. Mam problem z agresją. Mam niski limit cierpliwości. Łatwo staję się agresywny. Pracuję nad tym. Buddyzm mi pomaga w koncentracji. Robiłem burdy. Dochodziło do rękoczynów, jak się zdenerwowałem. Teraz się tego wstydzę, bo tak nie może być, że nawet jak ktoś ci ostro coś powie, to startujesz do niego z pięściami.

– Taki wzorzec miałeś w domu.

– Tak. To nie był dobry przykład. Nie lubię siebie, kiedy to się we mnie czy też ze mną dzieje. Ale to jest część mnie, więc muszę nad tym pracować.

– Jak to przeżyła mama?

– Na terapii przerobiliśmy też temat matki. Doktor mówi, że mama ma problem i powinna iść na terapię. Matka była wściekła na księdza. Chciała go ukarać. Ja ją od tego odwiodłem. Powiedziałem, że to nie jej wina. Wcześniej oczywiście ją oskarżałem. Ale wiem, że chciała dobrze.

– Dojrzale o tym mówisz.

– Tak to teraz widzę. Była naiwna. Wierzyła mu. To nie wpłynęło na jej wiarę. Chce, żeby moja córka, jej wnuczka, chodziła do kościoła. Ja mam inne zdanie. To, co mówi Jezus, jest dobre, Nowy Testament ma sens, ale ja zmieniłem tryb myślenia. Z religią jest trochę tak, że tkwimy w klatce, w której się urodziliśmy, i nie chcemy wiedzieć więcej. Mamy ją w głowach od zawsze. Nie szukamy czegoś innego. Jak zacząłem czegoś szukać, odnalazłem siebie.

– Coś jeszcze zostało w tobie z przeszłości?

– Tak. Było tak, że jak się nad ranem budziłem, to on mnie dotykał, zaspokajał się. Dziś to wraca, bo jak moja kobieta rano mnie zbudzi dotykiem, to ja się źle z tym czuję przez dłuższy czas. Potrafię sypnąć wiązankę. To zostało. Skaczę pod sufit i jestem wściekły. Wolę sam się obudzić. Pamiętam też zapach tego człowieka, te psy. Kiedy teraz pojechałem go nagrać, to jak wjechałem do tego miasteczka, poczułem przeszłość, wróciło wszystko. Ten zapach mnie irytował.

– Jak cię przyjął?

– Nie poznał mnie. Z minutę zastanawiał się, kim jestem. Zjawia się facet i mówi do niego po polsku. Wpuścił mnie jednak do środka. Poczułem ulgę. Zanim do niego pojechałem, dziennikarze mi powiedzieli, że to nasz ostatni nabój. Mówili „Możesz nim jeszcze raz strzelić. Pytaj się tysiące razy, dlaczego to robił”. Bałem się, że go nie znajdę, że mnie zignoruje. Ale udało się. Emocje oczywiście były. Mówił, że mnie kochał, że chciał dobrze, że cieszył się z moich postępów w nauce i że tyle mi dał”.

Obraz
© Materiały prasowe

"Dzieci, które gorszą" Artura Nowaka, to powieść o ojcach, o których się nie mówi. O niby rodzinach, których oficjalnie być nie może. O krzywdzie dzieci, która przez hipokryzję i system praktyk Kościoła katolickiego, jest zamiatana pod dywan.

A przede wszystkim to autentyczne historie ludzi uwikłanych w relacje, które zmieniły ich życie: kobiet i mężczyzn, którzy coś zyskali i coś stracili w związkach z księżmi, ludzi, którzy są owocami związków, niekiedy zapoczątkowanych gwałtem, z duchownymi. Wychowywani na plebanii, w wynajmowanych przez lata mieszkaniach, zmuszeni wyjechać zagranicę, niekiedy zaakceptowani, częściej odrzuceni i napiętnowani. Żyją wśród nas, choć nie chcemy tego dostrzec.

Poruszający reportaż otwierający bolesny temat, o którym do tej pory nie mówiło się na głos - Wydawnictwo Krytyka Polityczna

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (233)
Zobacz także