Księżniczka od jedzenia. Nie zarabia na tym nic, wspierają ją politycy w całym kraju
Jedna kobieta zmieniła politykę całego kraju. Selina Juul mieszka na co dzień w Danii. Od kilku lat walczy o to, by tysiące ton jedzenia nie marnowały się w śmietnikach. Na każdym kroku powtarza: doceniajcie siłę jednostki. Selina ma misję – sprawić, by niemarnowanie żywności było tak samo popularne jak duńskie hygge.
27.03.2017 | aktual.: 27.03.2017 11:59
Ma na swoim koncie 22 prestiżowe nagrody. Większość przyznał jej duński rząd. W 2014 roku Selina trafiła na listę najbardziej wpływowych liderów Think Tank Monday Morning. Uplasowała się pomiędzy Barackiem Obamą, Angelą Merkel i Edwardem Snowdenem. Dla znajomych to „szalona Rosjanka”, dla duńskiego rządu – wybawienie.
Juul nie ma doświadczenia w polityce, nie stoją za nią żadne międzynarodowe korporacje, jeszcze do niedawna nikt nie wiedział o jej istnieniu. Ot, zwyczajna kobieta, graficzka, imigrantka. W walkę z marnowaniem jedzenia zaangażowała się do tego stopnia, że gdy w Danii obliczono, że w ostatnich pięciu latach zmarnowało się 25 proc. mniej żywności, to właśnie Selinie podziękowano za tę zmianę.
Puste półki komunizmu
Urodziła się w marcu 1980 roku w Moskwie. Dorastała w czasach komunizmu, kiedy sklepowe półki świeciły pustkami. – Nie głodowałam, ale każdy produkt traktowało się z szacunkiem, bo kiedy system się załamał, nikt nie wiedział, czy następnego dnia będzie co jeść. Wiem, co to znaczy bieda – opowiada dziennikarzowi BBC.
W jej rodzinnym domu nie do pomyślenia było, by wyrzucać jedzenie. Rodzice tak gospodarowali produktami, żeby wszystko wykorzystać. Selina miała 13 lat, gdy razem z matką wyemigrowała do Danii. W Kopenhadze dziewczyna studiowała grafikę reklamową, a po obronie dyplomu założyła swój własny biznes. W 2008 roku założyła na Facebooku stronę Stop Spild af Mad (Przestańcie Marnować Jedzenie). Mówi, że zrobiła to, bo była wściekła na to, jak wiele żywności ląduje w śmietniku każdego dnia. Chciała coś z tym zrobić. Zaczęła od drobnych kroków.
– Przyjechałam z miejsca, gdzie ludzie musieli ustawiać się w kolejce po chleb. A tutaj w supermarketach jest tyle produktów. Byłam w szoku, gdy zobaczyłam, ile z nich się marnuje. Założyłam tę stronę jako wkurzony konsument. A Dania to mały kraj, więc łatwo zostać zauważonym – opowiada Selina.
Niedługo później wszystko zaczęło dziać się lawinowo. Na samym początku Rosjanka doradzała internautom, by przed wyjściem na zakupy zawsze zrobili listę tego, co potrzebują albo sfotografowali wnętrze swojej lodówki, by stojąc przy półkach w sklepie wiedzieli, czego tak naprawdę brakuje. Ktoś powiedziałby – dziecinada. Tylko że to pomogło. W ciągu kilku kolejnych tygodni strona zyskiwała fanów (dziś liczy ponad 60 tys.).
Tak zaczęła się duńska rewolucja. Charyzmatyczna Selina wymyślała kolejne inicjatywy, wreszcie powołała oficjalnie stowarzyszenie, które miało promować w kraju rozsądne gospodarowanie jedzeniem. Kobieta jeździła od stacji do stacji, udzielała wywiadów. Duńczycy jej zaufali. Działania stworzonej przez nią grupy miały ogromny odzew w całej Danii. Po 3 miesiącach od utworzenia Stop Spild Af Mad, jedna z największych sieci sklepów w kraju – Rema 1000 – wydała oświadczenie, że w swoich placówkach wyznacza specjalną strefę, gdzie produkty z krótką datą ważności, będą sprzedawane po obniżonych cenach. Pozostałe sklepy nie mogły być gorsze i poszły w ślady Remy.
Selina stała się jedną z najbardziej rozpoznawalnych kobiet w kraju, zyskując za swoją działalność nagrodę m.in. od Rady Nordyckiej (w 2013 roku zdobyła jeszcze 11 innych wyróżnień. Rok później zwyciężyła w plebiscycie na Duńczyka Roku). Choć w Danii Juul ma już status gwiazdy, cały czas aktywnie działa. Powstała już aplikacja „Too Good to Go”, dzięki której restauracje i bary mogą wyprzedawać po niższej cenie dania, które się im nie sprzedały w ciągu dnia. Jest też aplikacja „Your Local” – korzystający z niej mogą kupować wieczorami ze sklepów te produkty, które trafiłyby na śmietnik.
Seliny wszystkich krajów…
– Śmieci to nie są jakieś zwykłe śmieci, to klucz do naszego przetrwania. By zmienić przyszłość, wystarczy jedna drobna sprawa – przestać marnować jedzenie. Robimy mnóstwo zakupów, ładujemy nasze lodówki, a potem pozwalamy tym produktom powoli umierać. Po tygodniu marchewka robi się pomarszczona, więc kupujemy kolejną. Przecież to nie ma znaczenia… Otóż ma. Przeciętny Europejczyk wywala 25 proc. produktów, które kupuje. Łatwo to zobrazować – gdybyś zrobił zakupy i zmieścił wszystko do czterech wózków, jeden ląduje na śmietniku. To są twoje pieniądze – opowiada Selina podczas swojego wystąpienia na TEDx w Kopenhadze.
Juul podaje przykłady: żywnością, która marnuje się rocznie we Włoszech, można by wykarmić całą populację Etiopii. Z kolei żywność, która ląduje w śmietnikach Francuzów, wykarmiłaby całe Kongo.
Dzięki pracy tej 36-latki statystyki dotyczące marnowania jedzenia pokazują, że w ciągu ostatnich 5 lat Duńczycy wyrzucają 25 proc. produktów mniej. Politycy nie mają wątpliwości, że to zasługa Seliny.
Wiele jest miejsc, gdzie potrzeba takich jak ona. W Wielkiej Brytanii marnuje się ponad 7,5 mln ton jedzenia rocznie. W Polsce co roku wyrzuca się 9 mln ton – z tego prawie 7 mln po stronie producentów, a ponad 2 mln w gospodarstwach domowych – tylko dlatego, że Polacy kupują za dużo.
– Kto lubi wyrzucać swoje ciężko zarobione pieniądze na śmietnik? Nie znam takiego. A wyrzucanie jedzenia to jak pozbywanie się gotówki w najgłupszy sposób. Policz i sprawdź, ile tygodniowo tracisz w ten sposób pieniędzy, a potem przemnóż to przez ilość tygodni w miesiącu i miesięcy w roku – niezła sumka, co? – zauważa Monika Jóźwiak, autorka Little Hungry Lady.
Tę „sumkę” wyliczyli ostatnio eksperci. – Gdybyśmy to przeliczyli na złotówki, to statystyczny Polak wyrzuca w ciągu roku żywność za 270 zł – mówi dr Krystyna Rejman ze Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego. – Rodzina czteroosobowa to jest ponad 1 tys. zł w koszu, bo kupiliśmy żywność nie taką, jak chcieliśmy, za dużo lub nieoszczędnie nią gospodarujemy, np. obieramy zbyt grubo, choć w ogóle możemy jej nie obierać, jak np. jabłek – wskazuje.
Coraz częściej młodzi Polacy stawiają na start-upy, zajmujące się tzw. foodsharingiem, czyli po prostu dzieleniem się żywnością. W maju ubiegłego roku wystartowała pierwsza Jadłodzielnia w Warszawie. To przestrzeń, gdzie każdy może zostawić jedzenie i każdy może się nim poczęstować. Inicjatorzy akcji w kilku wyznaczonych miejscach ustawili półki i lodówki. Bez opłat, bez biurokracji – podzielić można się wszystkim. Najważniejsze, by jedzenie było sprawdzone i zdatne do spożycia. Podobnych inicjatyw przybywa. Działa już m.in. portal Eataway, gdzie można zaprosić na kolację zupełnie obcych ludzi i poczęstować ich przygotowanym obiadem. Jest też aplikacja Quertes (stworzona przez Joannę Gawędę i Adama Domańskiego), za pośrednictwem której można kupować i sprzedawać potrawy przygotowane w domowej kuchni.