Leciały do Smoleńska. Jedna poprosiła: "Panie dyrektorze, wróćmy"
10 kwietnia 2023 roku przypada 13. rocznica katastrofy smoleńskiej. Wśród 96 ofiar znalazły się trzy stewardesy: Natalia Januszko, Justyna Moniuszko i Barbara Maciejczyk. Najmłodsza z nich miała tylko 23 lata. Najstarsza - 29.
10 kwietnia 2010 roku na pokładzie rządowego Tu-154 znalazło się 96 pasażerów. Wśród nich m.in. prezydent RP Lech Kaczyński z żoną Marią i ostatni prezydent RP na uchodźstwie - Ryszard Kaczorowski. Wraz z nimi leciały trzy stewardesy: Natalia Januszko, Justyna Moniuszko i Barbara Maciejczyk, które ze Smoleńska już nie wróciły. Zginęły na miejscu.
Stewardesy, które zginęły w Smoleńsku
- Gdy przychodzi kolejna [rocznica - przyp. red.], nogi mam jak z waty. Ta trauma zostaje, a wydarzenia wracają, jakby to było wczoraj - mówił kolega Natalii Januszko w 10. rocznicę katastrofy smoleńskiej, który znał też Justynę i Barbarę.
Natalia Januszko nie marzyła o lataniu. Po ukończeniu liceum startowała na weterynarię, na którą ostatecznie się nie dostała. Zdecydowała się na rok przerwy, w trakcie którego dorabiała jako stewardesa. Pracę w samolotach rządowych traktowała bardzo poważnie.
- Do tej pory słyszę w głowie jej głos i śmiech, widzę jej twarz - powiedziała znajoma Natalii Januszko na łamach "Newsweeka". Bliscy mówili o niej "pozytywnie szalona".
Natalię i Justynę Moniuszko dzielił tylko rok.
- Nie zostanie już pilotem ani nie będzie pracować jako inżynier lotnictwa, nie będzie żoną ani matką - pisał na swoim blogu o Justynie jej brat.
Cztery lata przed katastrofą okrzyknięto ją Miss Politechniki Warszawskiej. Jak mówiła jej mama Onetowi, miała wiele pasji i planów. Chciała założyć szkołę spadochronową.
- Bałam się, że ciała mogły być podmienione. (...) Uspokoiłam się, kiedy się okazało, że nie, że wszystko jest w porządku, a Justyna została pochowana tak jak trzeba - przyznała Danuta Moniuszko.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zobacz także: Ostatnie zdjęcie męża Racewicz. Chwilę później zginął
"Panie dyrektorze, wróćmy"
Lot do Smoleńska obsługiwała także Barbara Maciejczyk, która, jak wspominali znajomi, "potrafiła cofnąć pana premiera na miejsce". To właśnie ona na 14 minut przed katastrofą podeszła do dyrektora protokołu MSZ, prosząc: "Panie dyrektorze, wróćmy".
- Bardzo uparta i zawzięta była z niej dziewczyna. Nad wyraz ambitna (...) Jak wchodziła do domu, to z nią przychodziło światło. Miała wiecznie uśmiechniętą buzię i nie sposób było nie odpowiedzieć jej tym samym - mówili o Barbarze jej rodzice.
W warszawskim 36. Specjalnym Pułku Lotnictwa Transportowego najstarsza ze stewardes "tupolewa" pracowała od początku 2007 roku. Kiedy zarządzono kolejną, trzecią ekshumację jej ciała w 2016 roku, jej mama nie chciała wyrazić na to zgody.
- To będzie dla mnie olbrzymia trauma. Tym kościom trzeba dać święty spokój! - apelowała Anna Maciejczyk. - Ile można brać proszki na uspokojenie? - pytała.
Zapraszamy na grupę FB - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.