Lepiej żyć z kochanką, którą szanujesz? Piotr Żyła miał prawo odejść od żony
Kiedy najpocieszniejszy polski skoczek wrócił z Igrzysk Olimpijskich, na lotnisku zamiast żony czekała na niego inna kobieta. Justyna Żyła – małżonka Piotra od 12 lat – emocjonalnie oświadczyła, że dzień przed Wigilią mąż ją porzucił. "Oczywiście, że miał prawo odejść. Każdy ma prawo" – tłumaczy psycholog.
Katarzyna Chudzik, Wirtualna Polska: W weekend sieć obiegła wiadomość, że Piotr Żyła zostawił swoją żonę i dzieci dla kochanki. Wszyscy w pierwszym odruchu bronią jego żony, Justyny. Miał prawo od niej odejść?
*Monika Dreger, psychoterapeutka: *W pierwszym odruchu zawsze się broni osoby w naszym mniemaniu pokrzywdzonej. Tylko, że my tak naprawdę nie wiemy, co się tam działo. Oni mają dzieci, więc fajnie byłoby jednak podjąć próbę naprawy związku. Ale jeśli to się nie udało – a tego nie wiemy, bo być może próbowali terapii – to oczywiście, że miał prawo odejść. Każdy ma prawo.
Żona twierdzi, że powinien z nią być chociażby ze względu na dzieci. To prawda? Lepiej być z kochanką, którą szanujesz czy z żoną, z którą się męczysz?
Idealnie jest żyć z osobą, z którą się chce żyć. Jeżeli małżeństwo nie funkcjonuje, to trwanie ze sobą ze względu na dzieci moim zdaniem nie jest dobrym pomysłem. Dobrym pomysłem jest podjęcie terapii, postaranie się o to, żeby małżeństwo funkcjonowało lepiej. Ale jeśli małżonkowie mają się całe życie kłócić, a dzieci mają być tego świadkami, to zdecydowanie odradzam.
Dzieci mogą być szczęśliwsze w rozbitej rodzinie niż w pełnej?
Dla dzieci najlepiej by było, żeby rodzice byli szczęśliwi ze sobą. Ale jeśli nie są i nie będą, to dzieci nie powinny tego oglądać. Zdecydowanie lepiej, jeśli oboje rodzice dają sobie szansę na nowe związki. Aczkolwiek zawsze warto próbować, próby powinny być pierwszym krokiem. Szczęście z kochanką to ostatni etap, do którego może nie dojść.
Piotr poinformował Justynę o zdradzie dzień przed Wigilią. Często ludzie tuż przed ważnym dniem uświadamiają sobie, że nie dadzą rady spełnić oczekiwań i udawać szczęśliwej rodziny? I w związku z tym porzucają właśnie teraz, natychmiast, w tym momencie?
Na pewno rozstanie nie powinno być powodowane impulsem. Ale tutaj się pojawia pytanie o tą trzecią osobę "w związku". Ona też przecież ma jakieś oczekiwania. Do mojego gabinetu przychodzą m.in. osoby, które są "tymi trzecimi", i - proszę mi wierzyć - to nie zawsze są wstrętne małpy. To są osoby, które się zakochują i czekają, podczas gdy ten ukochany jej mówi "jeszcze trochę, jeszcze wytrzymaj, jeszcze jedne święta spędzę z rodziną, a następne już z tobą". Różnie bywa. Przede wszystkim nie wiemy, co się wydarzyło naprawdę. To są doniesienia medialne, poparte informacjami tylko jednej strony konfliktu. Ale potwierdzam, że jeśli są święta i mamy dzieci, to może niefajnie robić im zamieszanie dzień przed Wigilią.
*Z drugiej strony - nie ma chyba dobrego momentu na rozstanie? Wiele osób odkłada je na później. "Zrobię to po weselu, na które jesteśmy zaproszeni, po urodzinach mamy, po urlopie…". *
To prawda, że nie ma dobrego momentu na rozpad związku. Najważniejsze, żeby dana para miała za parę lat poczucie, że zrobiła wszystko, żeby ten związek uratować. Szczególnie, jeżeli są dzieci. Można na przykład podjąć terapię, która oczywiście nie jest gwarancją tego, że związek przetrwa, ale dzięki której jest spore prawdopodobieństwo, że zrozumiemy, co się stało w naszym związku. Jeżeli pojawia się zdrada, to dlatego, że coś było nie tak. Mało kto idzie sobie ulicą i myśli "o, fajnie, zdradzę swoją żonę/męża".
Ale kiedy ja już zdecydowałam, wiem, że na pewno chcę się rozstać. Lepiej odczekać i przygotować drugą osobę, czy zrobić to nagłym cięciem?
Nie da się przygotować drugiej osoby na odejście. No bo co – będę jej codziennie powtarzać, że już jej nie kocham? I w związku z tym po trzech miesiącach ta osoba zrozumie, że to może być prawda? Nie. Specyfika rozstania jest taka, że na ogół jedna osoba jest emocjonalnie poza związkiem, a druga osoba jest w związku. W związku z tym każde odejście jest bolesne. Oczywiście zdarzają się rzadkie sytuacje, kiedy to dwie strony decydują, że nam nie idzie i zgodnie się rozstają. Ale to naprawdę rzadkość.
Kiedyś o miłosnych porażkach się nie mówiło, dziś Justyna Żyła (zresztą nie ona pierwsza i nie ostatnia) emocjonalnie obwieszcza o tym całemu światu. To dobry ruch?
Zależy, co komu pomaga. Rozumiem motywy: "dowalę mu, żeby on też poczuł się zraniony". Ale to jest impuls. Czemu miałoby służyć upublicznienie takiej informacji?
Może potrzebuje współczucia, zainteresowania swoją osobistą tragedią?
Tak, ale obcy ludzie nie są od tego, żeby nam dawać współczucie. Od tego są osoby bliskie. Rozumiem żal, ale za jakiś czas opadną emocje, a internet nie zapomni. To będzie cały czas żywa informacja. Za jakiś czas pojawi się refleksja, co my robimy w takiej sytuacji dzieciom? Dzieci nie są osobami publicznymi, ale na drugi dzień idą do szkoły. Kiedy pół Polski o tym huczy, to nie da się dzieci przed tym uchronić.
Wyobraźmy sobie hipotetyczną sytuację, że Piotr Żyła umówił się z żoną na rozwód, żyją już osobno, pogodzeni z nową sytuacją, a tymczasem ktoś robi mu zdjęcie z nową kobietą. W mediach i wśród internautów jest już odsądzony od czci i wiary, wyzywany od zdrajców. Nawet jeśli w życiu prywatnym zachował się w porządku - na tyle, na ile mógł. Więc może nie ma dobrego rozwiązania.
Mamy takie czasy, że media są w stanie wytropić wszystko i to robią. Trzeba by spytać o to, dlaczego ludzie to czytają.
No właśnie – dlaczego? Mogliby sobie w tym czasie włączyć serial.
Ludzie lubią żyć życiem cudzym. To nie boli, a jest sensacja, jest o czym pogadać. Ludzie często żyją życiem innych osób, a tym bardziej tych na świeczniku. A co by nie mówić – dzisiaj skoczkowie są na świeczniku. To są dzisiejsze gwiazdy. Ale są ludzie – nawet aktorzy – którzy nie upubliczniają swojego życia prywatnego i doniesień na ich temat nie ma zbyt dużo. Są też tacy, którzy kochają się grzać w blasku fleszy. Ale potem nie można piszczeć i jęczeć. To nie może być tak, że jak nam się dobrze dzieje, to chcemy być w tych fleszach, a jak się źle dzieje, to trzeba je wyłączyć. Tego się nie da zrobić, jest to konsekwencja wyboru jakiejś drogi.
A my nie tylko czytamy, ale jeszcze komentujemy. Pod każdym artykułem pojawiają się nieodzowne rady anonimów, jak Piotr czy Justyna Żyła koniecznie powinni postąpić. Pojawia się wiele chamstwa. Skąd w nas taka potrzeba?
Ludzie w ten sposób rozładowują swoje napięcia i frustracje. Z jednej strony to jest agresja, z drugiej strony - zazdrość i zawiść. Myślimy, że te osoby na świeczniku mają takie piękne życie, Piotr Żyła pojechał na Igrzyska Olimpijskie. Zapominamy tylko o tym, że ten Żyła, żeby pojechać na Igrzyska ponosi gigantyczne koszty własne – chociażby rozstania z rodziną. To jest X dni spędzonych na treningach, kiedy nie ma go w domu i nie może budować związku. To jest jeden z powodów, dla których ten związek się rozpada. Hejter nie bierze pod uwagę drugiej strony medalu, tylko myśli sobie "do tej pory miałeś takie fajne życie, to ja ci teraz dokopię". To jest wstrętne, brudne, okropne. Ale to jest naturalna konsekwencja.
Czyli Justyna Żyła powinna spodziewać się hejtu?
Jeżeli upublicznia takie informacje, to musi się liczyć z nieprzyjemnymi komentarzami, hejtem. To jest pewnik. Każdy wywiad czy informacja, która się pojawia w mediach, nie pozostaje bez hejtu, więc tym bardziej takie emocjonalne wypowiedzi.
Jak – w świecie idealnym – osoby publiczne powinny się rozstawać, żeby jak najwięcej osób uznało, że zachowały się w porządku?
Tak samo jak zwykłe osoby, tylko że te publiczne mają bagaż mediów na plecach. Nigdy nie ma dobrego rozstania i dobrej formy rozstania. Ale wylewanie w mediach emocji nie jest tym, co nam służy. Jeżeli byłabym osobą publiczną i chciałabym się rozstać ze swoim mężem, to pewnie starałabym się to przeprowadzić po cichu. Im mniej osób bym wciągnęła, tym byłoby lepiej, bo zmniejszałabym ryzyko, że informacje wyciekną do mediów. Próbowałabym przepracować swój ból i żal w gabinecie terapeutycznym czy z najbliższymi przyjaciółmi.
Są osoby, które po rozstaniu chcą o tym opowiadać każdemu. Miałam koleżankę, która po rozstaniu powiedziała o tym nawet pani w Żabce. Pomyliła się płacąc za zakupy i wytłumaczyła, że jest rozkojarzona, bo ją chłopak zostawił. Mówiła o tym dosłownie wszystkim.
To jest forma strategii oswojenia się z nową sytuacją. Mówienie o tym na głos, otwieranie się przed ludźmi. Czy to działa? Dla niektórych tak, dla innych nie. Każdy powinien odnaleźć swój sposób. Czy Justynie Żyle to pomaga? Może tak, trzeba byłoby jej zapytać. O to, czy jej to pomogło, czy osiągnęła to, czego chciała. Jedno jest pewne – nikt za nas naszego bólu nie przepracuje.
Czy po publicznym wypraniu brudów widzi pani dla Piotra i Justyny Żyłów szansę na naprawę związku i wielki powrót?
Wszystko jest zawsze możliwe. Pytanie, co się wydarzyło i czego nie wiemy. Chociaż jeżeli upublicznimy jakąś informację, to głupio nam się z niej wycofać. Jeśli oświadczamy, że rzucamy palenie, to głupio nam potem się nie wywiązać. Być może temu upublicznienie informacji przez panią Justynę miało służyć. Ale tego nie wiemy.
Prowadzę terapię dla par, przychodzą do mnie pary po zdradzie. I zdarza mi się usłyszeć, że zdrada paradoksalnie jest tym, co im się zdarzyło najlepszego. Oczywiście wówczas potrzebne jest takie podejście, że wina jest wspólna. Para musi chcieć z tego wyjść i zbudować nowy, szczęśliwszy związek. Ale tu na pewno jest potrzebna duża współpraca osoby pokrzywdzonej.
Monika Dreger - psycholog, mediator rodzinny. Założycielka i koordynator zespołu Warszawskiej Grupy Psychologicznej. Autorka książki "Co boli związek?"