List od Czytelniczki: "Sąsiad zemścił się na mnie w obrzydliwy sposób"
19.02.2018 19:16, aktual.: 20.02.2018 08:15
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Dobry sąsiad to prawdziwy skarb. Taki, z którym się nie dogadujemy, może naprawdę zatruć nam życie. Przekonała się o tym nasza czytelniczka, która w nadesłanym liście opisuje, jak zemścił się na niej natrętny sąsiad.
Redakcjo,
Przeczytałam artykuł o "sąsiadce z piekła rodem" i potwierdzam całym sercem, że takie osoby naprawdę istnieją. Cztery lata temu przeprowadziłam się do 10-piętrowego bloku. Moje mieszkanie jest na najwyższym piętrze. Po jakimś czasie w odległości około 200 metrów wybudowano kolejny blok. Jest tak daleko, że nie zwróciłabym na niego uwagi, gdyby nie zdarzenie, które miało miejsce ostatniego lata.
Był piątek, około 22:00. Czekałam na koleżankę i miałyśmy razem wyjść. Nagle usłyszałam, jak ktoś puka do drzwi. Kiedy otworzyłam, zobaczyłam, że to nie moja koleżanka, tylko jakiś mężczyzna. Był raczej po trzydziestce, bluza z kapturem, jeansy, ogolony na łyso. Uprzejmie zapytał, czy mogę zgasić światło, bo ma małe dziecko i to światło sprawia, że ono nie może zasnąć. I tak szykowałam się do wyjścia, więc powiedziałam, że "tak, tak, oczywiście". Facet poszedł, więc myślałam, że sprawa załatwiona.
Koleżanka się spóźniała, więc pół godziny później światło u mnie wciąż było zapalone. Usłyszałam tym razem nie pukanie, ale walenie pięścią w drzwi. Sąsiad wrócił i aż pienił się z wściekłości. Mówił coś w rodzaju: "Mówiłem ci, że masz zgasić to światło!". Krzyczał, a ja zaczęłam się zastanawiać, gdzie on mieszka.
Sąsiad wyjaśnił, że mieszka w bloku naprzeciwko, tym oddalonym o co najmniej 200 metrów. Poza tym tamten blok jest niższy, a ja mieszkałam na ósmym piętrze, więc nie było możliwości, żebym mogła świecić komuś w okno. To oddzielne osiedla, oddzielne trawniki itd. On powiedział, że "świecę mu, bo nie mam zasłonek". Rzeczywiście nie miałam zasłon, bo lubię widok z okna. Mieszkając tak wysoko, nie ma niebezpieczeństwa, że ktoś mnie zobaczy.
Udało mi się go pozbyć i przyszła moja koleżanka. Byłam już roztrzęsiona i opowiedziałam jej wszystko. Posiedziałyśmy chwilę i wtedy zaczęły się uporczywe domofony. Ktoś dzwonił, jestem pewna, że ona, a gdy pytałam, "kto tam", nie odpowiadał. Dopiero na szóstym czy siódmym razem powiedział; "Wyłączaj to światło k…o".
Może bym o tym zapomniała, ale następnego dnia wieczorem wszystko zaczęło się od nowa. Dzwonił domofonem, a potem jakoś dostał się do bloku i walił pięścią w moje drzwi. Zasłaniał ręką wizjer i uderzał. Krzyczał, żebym wyłączyła światło. To było przerażające. Nie wiedziałam, co robić. Nie potrafiłam ustalić, gdzie on mieszka. Mama radziła mi zadzwonić na policję, ale się na to nie zdecydowałam – co miałam im powiedzieć? Później wieczorem przyszli do mnie znajomi i zrobiliśmy bardzo głupią rzecz. Pozapalaliśmy światła w całym mieszkaniu. Włączyliśmy wszystkie lampki, jakie tylko miałam, łącznie z choinkowymi i zostawiliśmy tak do bardzo późna, do jakiejś 2:00 w nocy.
O dziwo, to zadziałało. Domofony i wizyty już się nie powtórzyły. To niestety nie był koniec tej przykrej historii. Po jakimś czasie zaczęłam czuć smród na klatce schodowej. Okazało się, że pod moją wycieraczką były rozgniecione jajka. Leżały tam przynajmniej tydzień. Śmierdziało tak strasznie, że nie dało się jej uratować i musiałam ją wyrzucić. To była obrzydliwa, sąsiedzka zemsta, choć ja przecież nic nie zrobiłam!
A po jakimś czasie zauważyłam, że w oknach jednego z mieszkań w tym bloku naprzeciwko pojawiły się rolety zaciemniające. Może to mieszanie "miłego" sąsiada?
Zdarzyło się wam coś równie niecodziennego? Przysyłajcie nam swoje historie na: dziejesie@wp.pl.