#listydoSzymona: wolałabym, żeby działał, zamiast czytać
Szymon Hołownia startuje w wyborach prezydenckich. Póki co dał się poznać jako polityk bez poglądów. Ale z dużą potrzebą słuchania. Może to znak, że jego miejsce jest jednak w publicystyce, a nie polityce?
27.02.2020 | aktual.: 27.02.2020 15:39
Jest takie powiedzenie, którego szczerze nie znoszę, że o seksie się nie gada, tylko go uprawia. Jest rzucane wtedy, gdy powraca temat rzetelnej edukacji seksualnej w Polsce. I pozwolę je sobie sparafrazować w kontekście ostatnich słów Szymona Hołowni, które padły w jednym z wywiadów – stwierdził wówczas, że nie ma zdania w kwestii antykoncepcji awaryjnej, bo nie wie, z czym mierzą się kobiety, które jej potrzebują.
"Chętnie bym się spotkał z taką dziewczyną, wysłuchał jej argumentów, bo być może za rzadko je słyszałem, by wyrobić sobie zdanie" – mówił kandydat na prezydenta. Wyjaśnił również, że dopiero po rozmowie z samymi zainteresowanymi będzie mógł wyrobić sobie zdanie na ten temat. Dodał, że jego wizją jest "narodowe słuchanie", a nie "narodowe przemawianie". I choć nie zamierzałam pisać #listudoSzymona, chyba się nie powstrzymam.
Dlaczego potrzebna jest antykoncepcja awaryjna?
Szanowny Panie, o antykoncepcji awaryjnej się nie gada, tylko ją stosuje. Jeśli jest taka możliwość. I to właśnie o możliwość stosowania tabletek "po" walczą kobiety, które zaczęły pisać do Pana listy. Kto wie, może nawet nie ma Pan świadomości, że tabletkę "po" trzeba przyjąć w ciągu 72 godzin od stosunku, a dostanie się na refundowaną wizytę u ginekologa w tak krótkim czasie, graniczy z cudem. Może nie wie Pan, że nawet mając pieniądze i mieszkając w dużym mieście, na wizytę w prywatnym gabinecie ginekologicznym trzeba poczekać parę dni. Nie wie Pan, bo "nikt Panu nie powiedział". Dlatego zakładam, że te listy muszą mieć ogromny walor edukacyjny, bo zapewne Pan i Pańska żona nigdy nie byliście w sytuacji, gdy tabletka "po" była potrzebna. A może byliście, ale to przecież nie jest sprawa innych polityków, ani tym bardziej dziennikarzy.
No właśnie, "to nie jest sprawa innych polityków". Jak słusznie Pan zauważył, nie kandyduje pan na urząd prymasa Polski. Nie chce Pan być naczelnym etykiem kraju. Jeśli więc w kwestii dostępu do antykoncepcji awaryjnej nie chodzi o moralność i poglądy, których tak bardzo nie chce Pan wyrazić, to zaczynam naprawdę się martwić, co Pan ukrywa. Chodzi o fakty i rzetelną wiedzę medyczną opartą na dowodach.
Czy można przedawkować tabletkę "po"?
A stan wiedzy medycznej jest następujący:
"Zdaniem Europejskiej Agencji Leków przyjmowanie ellaOne bez opieki lekarza nie może stanowić bezpośredniego lub pośredniego zagrożenia dla pacjentki zarówno, gdy jest prawidłowo, jak i nieprawidłowo stosowany. Za mało prawdopodobną uznano możliwość częstego i powszechnego stosowania tego leku niezgodnie z przeznaczeniem. Agencja wskazała też, że nie zawiera on substancji, których działanie, w tym też szkodliwe działanie uboczne, wymaga dalszego sprawdzenia”, pisał w 2017 roku Adam Bodnar, gdy apelował, aby nie odbierać Polkom prawa do korzystania z antykoncepcji awaryjnej bez recepty.
Mam świadomość, że to "wysłuchanie" kobiet, z punktu widzenia kampanii prezydenckiej, miało być świetnym chwytem. Oto kandydat, który słucha swoich rodaków! Tyle, że od rzeczy tak podstawowych, jak argumenty za i przeciw, w jakiejkolwiek sprawie, czy to antykoncepcji awaryjnej, obecności polskich wojsk w Syrii czy obliczania składek ZUS na podstawie dochodu, powinien Pan mieć doradców. To naprawdę dużo szybsze rozwiązanie, przeczytać raport agencji badawczej czy dossier przygotowane przez współpracowników, niż czekać aż na skrzynkę mailową spłyną listy od rodaków. W sprawie antykoncepcji awaryjnej nie trzeba nawet uruchamiać specjalistów od researchu, wystarczy lektura kilku tekstów prasowych, które pokazały się w 2017 roku, by wiedzieć, o co chodzi.
Do dzieła, Panie Szymonie!
I jakkolwiek doceniam to wielkopańskie pochylenie się nad problemami kobiet, stanowiących 51 proc. populacji, nie chciałabym zabierać Pańskiego czasu i trwonić go na "czcze gadanie". Bo my, kobiety, naprawdę nie potrzebujemy, żeby pan nas empatycznie wysłuchał, tylko żeby politycy nie wchodzili z butami i poglądami w nasze życie. I żeby prawo dostępu do antykoncepcji awaryjnej bez recepty, które działało od 2015 do 2017 roku, zostało przywrócone. Od wysłuchiwania mamy przyjaciół, partnerów, mężów, terapeutów, a jak trzeba to i księży.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl