Lucyna Żukowska – ekscentryczna weteranka
- Kobiety są prawdziwą duszą powstania – pisał swojego czasu Franciszek von Erlach. Nadawały ton uroczystościom przed wybuchem powstania, wspierały walczących i same angażowały się w bitwy. Płaciły za to aresztem i własnym życiem. Lucyna Żukowska była wśród tych kobiet. Już jako mała dziewczynka obiecała ojcu, że pomści krzywdy, jakie jej rodzinie wyrządzili Rosjanie.
18.02.2016 | aktual.: 18.02.2016 17:22
- Kobiety są prawdziwą duszą powstania – pisał swojego czasu Franciszek von Erlach. Nadawały ton uroczystościom przed wybuchem powstania, wspierały walczących i same angażowały się w bitwy. Płaciły za to aresztem i własnym życiem. Lucyna Żukowska była wśród tych kobiet. Już jako mała dziewczynka obiecała ojcu, że pomści krzywdy, jakie jej rodzinie wyrządzili Rosjanie.
Urodziła się 18 lutego 1844 roku w Ostrowcu Świętokrzyskim. Od dzieciństwa chłonęła informacje o tym, jak Imperium Rosyjskie skrzywdziło Polaków. Kiedy tylko nadarzyła się okazja, ojciec, Antonii Skrzyński, postanowił włączyć się do czynnej walki ze swoim największym wrogiem. Jako ochotnik zaciągnął się do powstania listopadowego, a gdy rewolucja upadła, stracił cały majątek.
Lucyna miała 14 lat, gdy ojciec poważnie zachorował. Tuż przed śmiercią kazał małej przysiąc, że pomści wyrządzone rodzinie krzywdy. Dwa lata później uczyła się u sąsiada, jak posługiwać się bronią białą i palną.
Część z jej rówieśniczek chodziła do szkoły, inne pomagały rodzącemu się powstaniu. 18-letnia Żukowska postanowiła włączyć się do ruchu oporu, które przygotowywało zryw. Nie była jedyna. Zachowało się przynajmniej kilkadziesiąt świadectw o tym, jak kobiety walczyły u boku żołnierzy. Każda z tych pań wniosła do powstania tyle, ile mogła. Rozwijały organizacje patriotyczne, niosły pomoc ofiarom caratu, uczestniczyły w działaniach tajnego państwa polskiego. Do dziś opowiada się o tym, jak kobiety ubierały się w żałobne stroje, zdejmowały biżuterię, by założyć sobie na ręce bransolety z żelaza, które miały symbolizować kajdany nałożone Polsce przez carat.
W niewoli
Wybuch powstania jeszcze bardziej zaktywizował kobiety. Wiele z nich zaangażowało się w pracę kurierek. Tymi najsłynniejszymi wciąż są najprawdopodobniej Anna Czaplicka, Barbara i Emilia Guzowskie czy Eliza Orzeszkowa, która w fałdach krynoliny miała przewozić ważne dokumenty do obozu Romualda Traugutta.
Tak też zaczynała Lucyna Żukowska. Później dołączyła do oddziału gen. Mariana Langiewicza jako żołnierz. Od tej pory posługiwała się pseudonimem „Fulgentyna”. Uczestniczyła w kilkunastu bitwach, w tym pod Bodzentynem i Kunowem. Prawie nic nie było jej w stanie zatrzymać. Prawie, bo w maju, po kilku długich tygodniach spędzonych na polu bitwy, sytuacja zaczęła się komplikować.
- O świcie, 18 maja rozpoczął się bój. Moskale pod dowództwem pułkowników Grzegorza Emanowa i Emila Szelkinga podciągnęli pod Tyszowce działa i rozpoczęli ostrzał lasu. Na szczęście niecelny. Potem nastąpiło natarcie. Bój był krwawy. Powstańcy kilkakrotnie odpierali szturm – pisała po latach.
- Z trudem dawali odpór kolejnym atakom, tym bardziej, że ich szeregi topniały, a Moskali przybywało. Około godziny siódmej wieczorem strzały zaczęły cichnąć. Powstańcy opuszczali plac boju. Rannych ewakuowano na noszach zrobionych naprędce z drzewców kos – dodaje.
Wśród poszkodowanych znalazła się Lucyna. Miała zmiażdżoną łopatkę. Nie mogła już więcej się bronić.
- Zabrali mnie do niewoli gdzie przebywałam siedem miesięcy, a skąd za staraniem obywateli Jana Rudnickiego i Adolfa Rakowskiego, którzy poręczyli swoim majątkiem, zwolniona zostałam przez gubernatora Chruszczowa, gdyż groził mi Sybir – pisała w niedługiej notce biograficznej bohaterka powstania.
Fantazyjna staruszka
Walki się zakończyły, ale po latach wybuch kolejny konflikt. Podczas I wojny światowej też chciała jakoś pomóc. Nie była już w stanie działać bezpośrednio na froncie, więc pomagała w szpitalu okręgowym w Lublinie, gdzie trafiali ranni żołnierze. W mieście została już do końca.
Żyła w wyjątkowo ciężkich warunkach i utrzymywała się tylko z emerytury weterana. Mimo to, nie traciła charyzmy. Podobno po Lublinie jeździła małą bryczką, którą sama powoziła. Zachowały się też rodzinne wspomnienia, w których Żukowska przedstawiana jest jako piękność, do której garnęło się mnóstwo adoratorów. Szczęście miał tylko jeden z nich. Związała się z urzędnikiem, Henrykiem Żukowskim. Byli razem 32 lata. On zmarł, ona wiodła jeszcze długo skromne życie.
Miała 95 lat, gdy osobiście otrzymała Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski z rąk Marszałka Rydza-Śmigłego. Zmarła 5 lat później, blisko dwa tygodnie po swoich setnych urodzinach.
md/ WP Kobieta