ModaLumpeksy nadal modne

Lumpeksy nadal modne

Lumpeksy nadal modne
Źródło zdjęć: © Jupiterimages
23.12.2009 14:00, aktualizacja: 21.06.2010 12:43

Szmateksy, lumpeksy, ciucholandy czy second handy – nazywane są różnie. Przez jednych znienawidzone, przez innych ubóstwiane. Co takiego mają w sobie lumpeksy, że przyciągają ogromne tłumy klientów?

Szmateksy, lumpeksy, ciucholandy czy second handy – nazywane są różnie. Przez jednych znienawidzone, przez innych ubóstwiane. Co takiego mają w sobie lumpeksy, że przyciągają ogromne tłumy klientów?

Kilkanaście lat temu szturmem wdarły się na polski rynek ciucholandy. Zapewne wiele z nas pamięta hasła, które niegdyś widniały na szyldach tych sklepów – „Tania odzież z zachodu”, „Fatałaszki prosto z Włoch”, „Odzież na wagę”, „Szperaczek”, czy „Tani ciuszek”. Znajdująca się w nich odzież daleka była od ideału – śmierdziała naftaliną, była poplamiona i marnej jakości. Dlatego też wiele kobiet zraziło się do robienia zakupów w sklepach z tanią odzieżą.

Dzisiaj, second handy w ogóle nie przypominają tych z wczesnych lat dziewięćdziesiątych. Nierzadko są komfortowo wyposażone, a ciuchy nie walają się bezładnie na półkach, tylko uprasowane wiszą na wieszakach. Lumpeksy znaleźć można wszędzie: w wielkich miastach, małych miasteczkach, a nawet na wsiach.

Do lamusa odchodzi również stwierdzenie, że są to sklepy dla ludzi biednych. Lumpeksy odwiedzają lekarze, kierownicy, właściciele firm, a nawet żony prezydentów, burmistrzów, czy senatorów.

Tak naprawdę tutaj nie chodzi o pieniądze, ale o oryginalność. ― Sklepy z używaną odzieżą, to istna skarbnica oryginalnych ciuchów, butów i dodatków. Sąsiadka prowadząca lumpeks zawsze informuje mnie, kiedy jest nowa dostawa. Jestem jej za to niezmiernie wdzięczna, ponieważ wtedy jest największy wybór i największy tłok. Niejednokrotnie byłam świadkiem jak ludzie ustawiali się przed sklepem na godzinę przed jego otwarciem. Gdy wybiła godzina „zero” tłum oszalałych kobiet wpadał do sklepu – to niesamowite, jaka tam panowała rywalizacja. Kto pierwszy ten lepszy. Istne prawo dżungli. ― mówi Milena (23 lata), studentka geologii. Moda na ciucholandy trwa. Kolejne sklepy wyrastają, jak grzyby po deszczu. Właściciele nie narzekają, no, bo jak tutaj narzekać, skoro każdego dnia ich sklepy odwiedzają dziesiątki, setki, a w dużych miastach nawet i tysiące klientów. Moda przemija, a więc, po co wydawać horrendalne kwoty na zakup odzieży na jeden sezon, skoro w lumpeksie można ubrać się od stóp do głów już za 50-70 zł.

Buszowanie po lumpeksach jest nie tylko okazją do „obłowienia” się oryginalnymi i tanimi ciuchami, to również jedna z form spędzania wolnego czasu. Stąd wzięła się nazwa lumpeksiary. Lumpeksiara, to kobieta zaopatrująca się głównie w sklepach z używaną odzieżą, wierna klientka urządzająca sobie zakupowy maraton przy każdej nowej dostawie.

― Zawsze wiem, kiedy jest dostawa nowego towaru. Zaprzyjaźniony właściciel sklepu w każdą środę tygodnia wywiesza kartkę z informacją o nowej dostawie. Ciuchy są sortowane, bez uszkodzeń i plam, wyprane i starannie wyprasowane. Wiszą ciasno na wieszakach, co przy dużej ilości ubrań jest nie lada wyzwaniem, aby je wszystkie obejrzeć. Uwielbiam szperać i przymierzać. Potrafię spędzić 2-3 godziny buszując po „lumpku”. ― chwali się Adriana, klientka jednego z krakowskich second handów.

… bo liczy się oryginalność

W lumpeksach można znaleźć markowe ciuchy, nawet z metkami. Są wśród nich ubrania takich producentów jak: H&M, Carry, Reserved, Adidas, Nike, Orsay, Mark&Spencer. Zdarzają się także takie perełki, jak Chanel i Pierre Cardin. Oprócz markowych metek, towar w sklepach z używaną odzieżą wyróżnia się oryginalnością w dosłownym tego słowa znaczeniu. Niepowtarzalne fasony i wzornictwo, nietuzinkowa kolorystyka i dobrej jakości materiały, to powody, dla których warto kupować w lumpeksach. ― Mam dobrą pracę, ale nie zamierzam wydawać fortuny na ubrania w drogich butikach. Przecież one za kilka miesięcy wyjdą z mody! Wolę zakupy w second handach, ponieważ tamtejsze ciuchy wcale nie ustępują tym z drogich sklepów. Niektóre mają nawet metki, inne są praktycznie nieużywane. Duża część tych ciuchów pochodzi z Anglii i Irlandii, co zresztą jest napisane na metkach. Miesięcznie wydaję na ubrania 100-200 zł, nie więcej. W lumpeksach nie kupuję tylko bielizny i butów, ponieważ twierdzę, że są to zbyt osobiste części
garderoby. ― twierdzi Jolanta (34 lata), współwłaścicielka sklepu spożywczego.

Argumenty ZA…

• Przede wszystkim oszczędność
• Oryginalne i niepowtarzalne ubrania
• Częste wyprzedaże
• Dostępność
• Ogrom towaru do wyboru

… i PRZECIW
• Zdarza się, że ubrania są potargane, sprane lub poplamione
• Wieczny tłok i zamieszanie sklepie
• W dalszym ciągu w niektórych lumpeksach unosi się specyficzny zapach ubrań
• Brak rozmiarówki
• Reklamacje towarów nie są uwzględniane