Magdalena Gajda: Osób chorujących na otyłość będzie w Polsce coraz więcej

Wyobrażamy sobie, że otyłość to tylko skrajnie trudne przypadki, które oglądamy wyłącznie w telewizji. Tymczasem szacuje się, że 22 miliony Polaków ma ponadnormatywną masę ciała, z czego 8 milionów choruje na otyłość. Problem z nadwagą występuje więc w większości polskich domów - mówi Magdalena Gajda, autorka książki "My, skrajnie otyli".

Szacuje się, że ponad 22 mln Polaków ma ponadnormatywną masę ciała
Szacuje się, że ponad 22 mln Polaków ma ponadnormatywną masę ciała
Źródło zdjęć: © Adobe Stock
Sara Przepióra

02.06.2024 06:50

Sara Przepióra, Wirtualna Polska: Napisała pani pierwszą w Polsce książkę o Polakach chorych na otyłość skrajnie olbrzymią, czyli ważących ponad 150 kg. Dlaczego nikt wcześniej nie opisał tego tematu szerzej, mimo tego że otyłość to choroba znana od lat?

Magdalena Gajda: Przez ostatnie 10 lat, odkąd pełnię funkcję Społecznej Rzeczniczki Praw Osób Chorych na Otyłość, artykułów na temat chorych na otyłość skrajnie olbrzymią pojawiło się już dosyć sporo, ale raczej okazjonalnie. I większość z nich jednak zostało napisanych w tonie sensacji, np. alarmując o trudnym logistycznie transporcie osób z otyłością skrajną z ich domów do szpitali.

Niewielu dziennikarzy miało szansę sprawdzić, jak naprawdę wygląda życie chorych na otyłość skrajnie olbrzymią w różnych wymiarach tego życia – rodzinnym, osobistym, intymnym, zawodowym, relacji społecznych. Nie bez powodu nazywa się tę grupę społeczną najbardziej ukrytą, tajemniczą i wykluczoną. Byłam pewna, że działalność społeczna ułatwi mi skontaktowanie się z potencjalnymi bohaterami reportażu.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

I ułatwiła?

Nie do końca. Każdą prośbę o pomoc od chorych na otyłość skrajną, które dostawałam przez lata działalności jako Rzeczniczki, otrzymywałam tak, aby adresat nie pozostawiał po sobie śladu. Maile wysyłane były z oddzielnego adresu, bez nazwiska i innych danych. Czasem kontakt odbywał się wyłącznie przez bliską osobę chorego. Nakłonienie do wypowiedzi w reportażu kogoś, kto nawet prosząc o wsparcie, chce ukryć swoją tożsamość, było trudnym zadaniem.

Nie ukrywam, że poszukując bohaterów, skorzystałam z pomocy ekspertów wypowiadających się w książce. Dysponowali kontaktami do osób chorych na otyłość skrajnie olbrzymią, które są w trakcie leczenia. A te chętniej wypowiadają się publicznie. Jeśli nie podejmują leczenia lub nie widać jeszcze jego efektów, znacznie częściej obawiają się negatywnych reakcji ze strony odbiorców.

Skąd ta zależność?

Sama przez lata chorowałam na otyłość i z własnych doświadczeń wiem, że w nas, chorych na otyłość, jest silne poczucie wstydu z powodu wyglądu. Te odczucia często pogłębia bliskie otoczenie oraz ogólne społeczne - i podkreślam - niesłuszne przeświadczenie, że masa ciała osób z nadwagą lub chorych na otyłość to skutek lenistwa i objadania się. Co ciekawe, jako społeczeństwo jesteśmy bardziej skłonni uznać otyłość za chorobę, gdy jest ona w ostatnich stadiach - II i III stopnia. Wcześniejsze formy postrzegamy raczej jako defekt estetyczny, element naszej atrakcyjności fizycznej lub jej braku i nie łączymy ich z problemami zdrowotnymi.

Jak na percepcję o osobach z otyłością skrajnie olbrzymią wpłynęły amerykańskie programy reality show typu "Siostry wielkiej wagi"?

Katarzyna Partyka, założycielka i prezeska Stowarzyszenia Pacjentów Bariatrycznych CHLO, w naszej rozmowie słusznie zauważyła, że oglądając amerykańskie reality show o otyłości skrajnie olbrzymiej, myślimy sobie: "Boże, czyli nie jest ze mną jeszcze tak źle!", negując w ten sposób objawy choroby i odkładając w czasie decyzję o podjęciu leczenia.

Wyobrażamy sobie, że otyłość to tylko skrajnie trudne przypadki, które oglądamy tylko w telewizji. Tymczasem szacuje się, że 22 miliony Polaków ma ponadnormatywną masę ciała, z czego 8 milionów choruje na otyłość w różnych stopniach. Problem z nadmierną masą ciała występuje więc w większości polskich domów.

W amerykańskich programach podkreślana jest także niezdrowa relacja chorych z jedzeniem. Gwiazdy show przyznają się do tego, że zajadają się przetworzonymi posiłkami, a specjaliści wypowiadający się na antenie łączą ich otyłość bezpośrednio z zaburzeniami odżywiania. Ile w tym prawdy?

Myślę, że dobrze obrazuje to historia pana Jacka, którą przedstawiam w reportażu. Jego wieloletnia partnerka, Ewelina, przyznała, że będąc w domu Jacek jadał tyle ile domownicy, ale podczas wyjazdów za granicę do pracy, na kilka dni w tygodniu, zamiast jakościowego pożywienia, sięgał po te przetworzone. Otyłość jest chorobą niezwykle złożoną. Jak dotąd określono ponad 50 czynników środowiskowych, hormonalnych, genetycznych i psychologicznych, które ją wywołują.

Przy otyłości mogą występować zaburzenia odżywiania o podłożu emocjonalnym, np. bulimia, ale choroba sama w sobie nie jest zaburzeniem odżywiania, ani uzależnieniem od jedzenia i nie można jej tak traktować. Gdyby tak było, lekarze zajmujący się pacjentami z otyłością zalecaliby odstawienie czynnika uzależniającego do zera. W tym przypadku byłoby to jedzenie, którego unikać się nie da, ponieważ jest nam niezbędne do przeżycia.

U chorych na otyłość często dochodzi do dysfunkcji w wydzielaniu i działaniu dwóch hormonów: greliny (hormonu głodu) i leptyny (hormonu sytości). Gdy grelina nie pracuje prawidłowo, chory na otyłość może częściej niż inni odczuwać głód lub odczuwać go cały czas. Dodajmy, że jest to głód fizjologiczny. Organizm domaga się pożywienia, ślina zbiera się w ustach, boli brzuch.

Jak bohaterowie pani reportażu opisują życie z otyłością skrajnie olbrzymią?

To historie wypełnione samotnością i często ograniczone do czasu spędzonego w domu. "Żyłem trzy lata w celi" - w tak dosadny sposób opisywał swoje mieszkanie Jacek. Jeśli osoby z otyłością pracują, to zwykle jest to praca zdalna. Bazują też głównie na wsparciu bliskich, sąsiadów lub pracowników pomocy społecznej. Ich relacje z ludźmi są zwykle bardzo ograniczone. Ta izolacja ma różne powody.

Problemem staje się poruszanie i przemieszczanie się przez np. zniszczone stawy kolanowe. Do tego dochodzą kwestie psychologiczne. Wychodząc z domu, osoby chore na otyłość wystawiają się na ocenę społeczną i krytyczne spojrzenia. Ludzie patrzą, oceniają, czasem również na głos, rzucając niepochlebne komentarze dotyczące wyglądu.

Nie możemy jednak generalizować. Jedna z bohaterek mojej książki, Natalia, prowadziła i prowadzi niezależne życie ucząc się, studiując, pracując, spotykając się z ludźmi. A pacjent, który ważył ponad 300 kg i był operowany bariatrycznie przez prof. Piotra Majora, również wypowiadającego się w książce – był aktywnym zawodowo prawnikiem, pracował w kancelarii adwokackiej, spotykał się z klientami, podróżował.

O tym "wystawianiu się na widok publiczny" wspominała inna bohaterka pani książki, pani Ewa. "Oni (przechodnie - przyp. red.) mi zdjęcia robią i telefonami nagrywają. Jak jakiemuś zwierzęciu w zoo" – opisywała.

Ewa często w naszej rozmowie podkreślała sposób, w jaki traktują ją przechodnie. Dało się odczuć, że mocno to przeżywa, czemu trudno się dziwić. Zresztą o odczuwaniu presji ciągłej oceny wyglądu mówiły mi głównie kobiety. Mężczyźni znacznie rzadziej przywiązują wagę do tego, co o ich otyłości sądzi otoczenie. Na to zjawisko może wpływać sposób, w jaki postrzegamy obie płcie i jak odbieramy je w kontekście ponadnormatywnej masy ciała.

Mężczyźni z nadwagą, z chorobą otyłości wydają się z jednej strony stabilni, dający poczucie bezpieczeństwa, z drugiej zaś kojarzą się z siłą. Natomiast kobiety z otyłością postrzegane są przez pryzmat urody. Przez to, że w naszym społeczeństwie funkcjonuje przyzwolenie na publiczne ocenianie kobiecego ciała, wciąż dochodzi do sytuacji, które opisywała Ewa.

Dodajmy, że niesprawiedliwych i krzywdzących sytuacji, bo przecież chory na otyłość nie jest "sam sobie winny" lub "brakuje mu silnej woli, aby się wyleczyć".

Otyłość to jedyna choroba, przy której można usłyszeć taki komentarz. Czy ktoś powiedziałby osobie chorej na cukrzycę lub nadciśnienie, że "brakuje mu silnej woli" do wyzdrowienia? To byłoby nie do pomyślenia. Gdyby leczenie otyłości było tak proste, podręcznik obesitologii klinicznej nie miałby 800 stron. Otyłość to ciężkie schorzenie przewlekłe, które tak "samo z siebie" nie ustąpi, jeśli nie podejmiemy odpowiedniego, czyli dostosowanego do indywidualnych potrzeb każdego pacjenta, zaleconego i monitorowanego przez specjalistę leczenia.

Osoby chorujące na otyłość spotykają się z krytyką i obraźliwymi komentarzami także w gabinetach lekarskich i szpitalach. O jakich trudnych historiach usłyszała pani od swoich rozmówców?

Pan Tadeusz, który trafił do szpitala z rozległym, bolesnym wrzodem w okolicach intymnych, słyszał, jak personel placówki głośno komentował: "Kto to będzie przekładał?", "Kto to będzie woził i nosił?". Nie mówili "jego", tylko "to". Zanim trafiłam do pani Teresy, kobieta leżała kilka dni na SOR-ze, naga, okryta jedynie cienkim prześcieradłem i przywiązana pasami do wózka transportowego. Przez ten czas nie doczekała się informacji o dalszym leczeniu. Gdy zapytała, co z nią będzie, usłyszała ironiczne uwagi o swojej wadze.

Z badań Zakładu Socjologii Medycyny i Patologii Społecznej Uniwersytetu Gdańskiego przeprowadzonych w 2020 roku wynika, że problem dyskryminacji osób z otyłością w placówkach medycznych zauważają sami lekarze. 68,5 proc. z nich stwierdziło, że to zjawisko powszechne, a 48,4 proc. było świadkami dyskryminacyjnych zachowań. W Polsce nie ma specjalizacji lekarza obesitologa. Mamy przeszkolonych lekarzy z certyfikatami leczenia nadwagi i otyłości, ale wciąż jest ich za mało.

Na wyższych uczelniach medycznych chorobie tej poświęca się niewiele czasu, przez co lekarzom brakuje wiedzy o leczeniu otyłości i prowadzeniu relacji z pacjentem z tą chorobą. Myślę, że ta kwestia powinna być uregulowana. Patrząc na prognozy ekspertów, osób chorujących na otyłość będzie w Polsce coraz więcej.

Rozmawiała Sara Przepióra

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (71)