Maja Sablewska o poprawianiu urody: Niech się nabijają ze mnie te koleżanki, z którymi mijam się w klinikach
– Byłam już dwa razy zaręczona, do trzech razy sztuka – opowiada Maja Sablewska w najnowszym wywiadzie dla "Gali". Znana stylistka unika odpowiedzi na pytanie, czy jest zakochana. Ale przyznaje też, że najszczęśliwsza była wówczas, gdy miała u swojego boku mężczyznę.
Zanim Maja Sablewska odkryła w sobie siłę, by zrobić karierę oraz pokłady miłości do samej siebie, o których nie miała pojęcia, musiała poradzić sobie z własnymi kompleksami. – Każdy w życiu przechodzi jakąś drogę. A jeśli jest gotów na zmianę, musi wyjść poza swoją granicę komfortu oraz otworzyć się na pomoc, wtedy swój cel osiągnie szybciej – mówi szczerze. Stylistka zdecydowała się sięgnąć po taką pomoc i poszła na terapię.
– Byłam kompletnie niepewna siebie. Uważałam się za brzydką. Nie pozwalałam robić sobie zdjęć. Miałam ogromny kompleks z powodu oczu – jako dziecko uległam wypadkowi, w wyniku którego prawie straciłam oko – opowiada o swoich problemach Sablewska.
Stylistka wyjaśnia, że do groźnego wypadku doszło w zasadzie z błahego powodu. Jako sześciolatka chciała skakać przez gumę i zaczepiła ją o klamkę łazienki. Naciągnięta guma strzeliła jej prosto w oko. – Musiałam mieć przeszczep soczewki. Tak zaczął się tragiczny okres w moim życiu: przez wiele lat walczyłam o to, żeby oko wróciło do normalnego stanu – wyznaje celebrytka.
Od tamtej pory Sablewska bardzo wiele czasu zaczęła spędzać w szpitalu i jak dziś przyznaje, musiała bardzo szybko dorosnąć. Opowiada, że zamiast oglądać bajki na dobranoc, leżała w sali z dorosłymi kobietami, przysłuchiwała się ich rozmowom, patrzyła, jak palą papierosy. – Przeszłam przyspieszony kurs dojrzewania – przyznaje.
Od tamtego czasu, kiedy była "brzydkim kaczątkiem", Sablewska zmieniła się nie do poznania. Podczas terapii nauczyła się kochać siebie taką, jaką jest. – Najważniejsza dla kobiety powinna być miłość do samej siebie. Zrozumiałam to dopiero podczas terapii. Dopiero wtedy jesteśmy gotowe, by prawdziwie pokochać mężczyznę – mówi. Dodaje też, że wciąż uważa, że miłość jest czymś najważniejszym w życiu.
Ale Sablewska bardzo zmieniła się też fizycznie. Po dawnej "brzyduli" i chłopczycy", jak nazywały ją kiedyś koleżanki, nie ma już śladu. Pytana o jej kontrowersyjną wypowiedź, że jej "rysy twarzy zmieniły się od zdrowej diety", twardo obstaje przy swoim: - Nie chcę się tłumaczyć, bo ja naprawdę dalej tak uważam – mówi. – I niech się ze mnie nabijają koleżanki, które mówią, że nie korzystają z różnych dobrodziejstw medycyny estetycznej, a mijamy się w tych samych klinikach… – przyznaje po chwili.
Sablewska zyskała popularność najpierw jako nastoletnia założycielka fanklubu Natalii Kukulskiej, a potem jej menedżerka. Przez lata współpracowała również z wieloma innymi gwiazdami – z niektórymi wciąż otrzymuje bliskie kontakty. – Natalia Kukulska zaprosiła mnie na swoją czterdziestkę, lubimy się. Z Dodą mam taki, powiedzmy, "koleżeński" kontakt. Z Kasią Kowalską i Patrycją Markowską przybijamy sobie piątkę, kiedy się widzimy. Nie uciekamy przed sobą – śmieje się Sablewska.
– Ale z Edytą i Mariną nie mam obecnie żadnego kontaktu – dodaje po chwili. Dopytywana o relacje z tymi ostatnimi, wyjaśnia, że "nie chce nic na siłę". – Jeśli widzę artystkę, którą zajmowałam się tyle lat i naprawdę starałam się robić to jak najlepiej, a ona przede mną ucieka, gdy pojawiam się na horyzoncie, to przecież je będę jej gonić – mówi Sablewska o stosunkach z Górniak i Mariną.
Sablewska przyznaje, że dziś nie czuje się samotna. – Zostały mi dwie cudowne przyjaciółki. Aż dwie – śmieje się.