GotowaniePrzepisyMak a sprawa polska!

Mak a sprawa polska!

W połowie listopada, w okolicach dnia świętego Marcina, cały Poznań wpada w rogalowy amok!

Mak a sprawa polska!
Źródło zdjęć: © Jupiterimages

09.11.2009 | aktual.: 22.06.2010 15:13

W połowie listopada, w okolicach dnia świętego Marcina, cały Poznań wpada w rogalowy amok! Lokalna telewizja, radio i miejscowe dzienniki dostarczają najświeższych wiadomości z frontu cukierniczego. Piekarze i cukiernicy nie kładą się spać, piece nie gasną, maszyny nie zatrzymują się ani na chwilkę. Wszyscy jak jeden mąż pieką „marcińskie rogale”.

Ludzie każdego roku kupują ich i zjadają co raz więcej. W tym roku podobno było ich ponad 400 ton. Przed znanymi cukierniami ustawiają się gigantyczne kolejki. Izba rzemieślnicza wręcza wybranym zakładom certyfikaty jakości, a Unia Europejska wpisuje rogala 30 października 2008 roku do „rejestru chronionych nazw pochodzenia i chronionych oznaczeń geograficznych w Unii Europejskiej”. Rogal nie może być ani za duży, ani za mały, ani za ciężki ani za lekki. Teraz Unia jak policjant czuwa, by był w sam raz!

Poznaniacy na emigracji marzą o rogalu niczym Mickiewicz w Paryżu o polskiej wigilii. Rogale latają więc w podręcznym bagażu po całej Europie. Podobno dobrze zrobiony rogal długo zachowuje świeżość. Tak więc na lotnisku ludzie kupują wielkie pudła ciastek. Sam nieraz przewoziłem ten słodki ciężar w siacie, rozsiewając zapach po całym samolocie. Całe to rogalowe szaleństwo dość dziwnie wygląda w mieście oszczędnym i pracowitym, za jakie chce uchodzić Poznań. Poznaniacy nigdy jednak na rogalach nie oszczędzają i objadają się nimi bez umiaru. Podobnie jak cała Polska pączkami w tłusty czwartek.

Marciński Rogal – podobnie jak większość zjawisk we współczesnym świecie –trafił oczywiście do wikipedii. Donosi ona, że rogalowa tradycja wywodzi się z czasów pogańskich, gdy na jesień składano bogom ofiary z wołów lub w zastępstwie z ciasta zwijanego w wole rogi. Kościół przejął ten zwyczaj, łącząc go z postacią św. Marcina. Kształt rogala ma przypominać podkowę, którą zgubił koń świętego. W Poznaniu do tradycji wypieku rogali powrócono w listopadzie 1891 roku. Proboszcz parafii św. Marcina zaapelował do wiernych, aby wzorem patrona zrobili coś dla biednych. Miejscowy cukiernik Józef Melzer wpadł na pomysł wypiekania rogali, które bogaci poznaniacy kupowali, a biedni otrzymywali je za darmo.

Szczęśliwie każdego roku jestem poza tym rogalowym szaleństwem. Po prostu nie znoszę maku! Głównym składnikiem rogali marcińskich – oprócz delikatnego półfrancuskiego ciasta - jest bowiem ciężka, kaloryczna masa z bakalii i białego maku. Mak w polskiej kuchni był dla mnie zawsze problemem. Pojawia się on czasami w różnych wypiekach niemieckich, ale poza Europą Północną prawie się go nie używa. Gdy byłem dzieckiem moja babcia hodowała mak na kilku hektarach gdzieś pod Zamościem, potem robiła z niego bożonarodzeniowe makowce i wielkanocne mazurki, posypywała też bułki i rogaliki. Całe wory z makiem stały ukryte na strychu. Mnie strasznie bawiły suche makówki, które brzęczały jak grzechotki oraz makowe kwiaty: różowe, białe i czerwone.

Niestety makowe pola stały się celem miłośników łatwych narkotyków i biznes trzeba było zamknąć. Dopiero potem dowiedziałem się, że z niedojrzałych makówek wyrabia się znane od wieków opium. W rodzimej kuchni czarny i biały mak nadal jednak zajmuje ważne miejsce. Oprócz świątecznych wypieków znaleźć go można codziennie na drożdżówkach, w tortach, na chlebie i bułkach. Niektórzy robią też słone paluszki z makiem i specjalne kładzione makowe kluski. Powszechnie używany jest także makowy olej.

Jeśli ktoś nie zdąży się załapać na marcińskie rogale w Poznaniu, to nic straconego. Już podczas najbliższych świąt Bożego Narodzenia Polskę na pewno zaleje fala makowców.

Źródło artykułu:WP Kobieta
Komentarze (0)