Marianna Schreiber: Przez 6 lat dostawałam po tyłku za decyzje męża. To, co on przeżywa teraz, to nic
O Mariannie Schreiber głośno jest od kilku tygodni. Gdy pojawiła się na castingu do najnowszej edycji "Top Model" w TVN, by - jak mówi - zrobić wreszcie coś dla siebie, jury szybko podchwyciło, że jest żoną ministra w rządzie PiS Łukasza Schreibera. W rozmowie z WP Kobieta przyznaje, że jej małżeństwo przechodzi kryzys, a "katastrofalne" dzieciństwo miało ogromny wpływ na to, kim dzisiaj jest.
Aleksandra Hangel, Wirtualna Polska: Zawsze, gdy zabierasz głos, mówisz wprost, nie ukrywasz też bardzo prywatnych spraw. I rozumiem, że spełniasz swoje marzenia, stawiasz siebie na pierwszym miejscu. Ale czy zastanawiałaś się, jak czuje się z tym twoja rodzina? I pytam o to celowo, nazywając twoich bliskich rodziną, bo nie chcę, żebyś odpowiadała, co na to twój mąż polityk, tylko mężczyzna, z którym masz dziecko.
Marianna Schreiber: Dla mnie jest albo czarne, albo białe, dlatego mówię wprost. Uważam, że taki przekaz dociera do ludzi. Mam dość układania pięknych słów. I chcę, by każda kobieta, która odwiedzi mój profil w social mediach, mogła się ze mną utożsamić, albo chociaż pomyśleć: "chcę być jak ona, chcę spełniać marzenia, chcę wyjść z cienia". W jednym z kabaretów zasugerowano, że goni mnie czas. Być może chcieli mi zabawnie dopiec, ale nie widzę powodu do śmiechu w tym, że rzuciłam się w wir spełnienia. Nie ma czegoś takiego, jak "za późno" na samorealizację. Mam 28 lat i nie interesuje mnie już, że ktoś powie, że jestem za brzydka, za stara.
Ale mimo wszystko twoja rodzina "obrywa" za to rykoszetem.
Na blogu opisuję sytuacje, które miały miejsce, są faktem. Moja mama na przykład nie jest zadowolona z tego, że jest o mnie tak głośno - pewnie dlatego, że jest blisko związana z moim mężem i uważa, że to się odbije na Łukaszu. Być może nie chce też, bym mówiła o tym, jak trudne było moje dzieciństwo. Choć starała się mnie wspierać, opiekowały się mną moje siostry, za co jestem im naprawdę wdzięczna, to było to katastrofalne dzieciństwo.
Tak byś określiła swoje dzieciństwo? Katastrofalne?
Tak. Dziecko powinno mieć spokój, dom bez awantur, krzyków, strachu, bez niepokoju o życie w niedostatku, bez walki o pieniądze. Takie sytuacje mocno obniżają poczucie własnej wartości, hamują przed podejmowaniem każdej decyzji w życiu. I nie daj Bóg, żeby coś się działo w życiu dorosłym, bo wtedy każda porażka jest odbierana boleśnie, niekiedy nie jesteśmy w stanie sobie z nią poradzić. Być może gdybym miała inne dzieciństwo, nie mówiłabym niektórych głupich rzeczy, nie myślała, że coś jest dobre, jeśli jest złe.
Ale o mężu i córce mimo wszystko mówisz, pozwalasz ludziom na wejście w bardzo intymne strefy waszej prywatności. Nie usłyszałaś nigdy od męża wprost, że nie chce, żebyś o nim mówiła?
Mój mąż nie lubi, jak się o nim mówi, jest introwertykiem. Ale on też robi rzeczy, których ja nie popieram. Po prostu teraz stawiam na siebie.
Mówisz, że nie popierasz rzeczy, które on robi. A próbowałaś kiedykolwiek wpływać na jego polityczne decyzje?
Rozmawialiśmy o tym i nadal rozmawiamy. Polityka odgrywa w naszym małżeństwie ogromną rolę. Niestety. Ale robię, co mogę. Odezwałam się nawet 15 września do Strajku Kobiet z prośbą o kontakt. Nie otrzymałam odpowiedzi. A czuję się kobietą wyzwoloną, popieram wszystko, czego potrzebują kobiety. Sama nie chcę też być krzywdzona odbieraniem wolności. Dlatego do nich napisałam.
Dziwi cię to, że nie otrzymałaś odpowiedzi?
Tak. Bo co, bo jestem żoną pisowca? Chciałam się zaangażować. Zrobić coś. Ale nie dostałam takiej szansy, dlatego dam ją sobie sama, bo na tyle mnie to dotyka, że jeśli będzie w najbliższym czasie strajk, to na niego pójdę. Mam to gdzieś, że będą gadali.
W ostatnim wpisie na blogu napisałaś dokładnie: "Polityka była i jest na piedestale. Pierwszorzędna w hierarchii wartości". Czy to wszystko, co robisz, to na pewno tylko "postawienie na siebie", czy może jednak w jakimś stopniu chęć zemsty?
Ludzie nie mają pojęcia, jak to naprawdę wygląda, jak trudne to jest. I słyszałam niejednokrotnie, że nie mam prawa narzekać, bo mamy pieniądze, bo żyjemy w dobrobycie. Ale co z tego, jeśli mojego męża nie ma ciągle w domu? Pamiętam, że kiedy urodziłam córkę, to Łukasz pracował w takim systemie, że przez tydzień był w Bydgoszczy, a przez tydzień w Warszawie. Ale nawet, gdy był z nami, to i tak go nie było. Kiedy wracał w nocy, nasza córka prawie nie spała, a on i tak siedział przy laptopie i pracował. A ja też nie byłam wtedy gotowa na macierzyństwo, miałam 22 lata, byłam strasznie słaba. To było ekstremalnie trudne. Nie wiem, jaką siłę mieliśmy, że udało nam się to przetrwać.
Siłę czy miłość?
Nie wiem, czy Łukasz czuje to w takim stopniu, jak ja, ale według mnie ogromną miłość. Czuję to dokładnie tak samo, jak wtedy, gdy go poznałam.
Dużo się mówi o waszym kryzysie w małżeństwie.
To, co aktualnie między nami jest, można nazwać zaciętą walką. Walką o nas. To jest naprawdę trudny moment.
Poszłabyś do programu i zrobiłabyś jeszcze raz to wszystko, gdybyś wiedziała, że możesz stracić małżeństwo?
Tak. Jeśli nasze małżeństwo się przez to skończy, to będzie oznaczało, że ta miłość była niewystarczająca. Niewystarczająco mocna, żeby zrozumieć, że oboje jesteśmy ważni. Czasami potrzebne są takie sytuacje, by dowiedzieć się, jak bardzo ktoś jest zaangażowany i na ile cię wspiera. Ja przez ostatnie 6 lat dostałam tak po tyłku za decyzje mojego męża, za te wszystkie głosowania, że to, co on przeżywa teraz, to jest nic przy tym, co ja musiałam znieść. To jest promil. I uważam, że oboje mamy prawo robić to, co czujemy. Ja muszę akceptować to, że polityka jest w naszym domu na pierwszym miejscu, a dopiero potem rodzina. I to, że gdy moje dziecko jest chore, a są głosowania, to głosowania są ważniejsze. I akceptuję to. Ale potrzebuję, by on akceptował też moje potrzeby i pragnienia.
Nawet zakładając, tak jak mówią ludzie, że twój udział w programie, to od początku do końca zaplanowana gra, to kiedy poczułaś, że przegrywasz? Bo twoje wpisy mówią jasno, że emocji nie brakuje.
Poszłam do programu jako ja, nie jako żona ministra. Mój mąż o tym nie wiedział, bo bałam się mu o tym powiedzieć. Wiedziałam, co to będzie dla niego znaczyło. I nie kłamię. Miałam dość odbierania mi mojej tożsamości. Dlatego wzięłam udział w castingu, bo chciałam zrobić w końcu coś dla siebie, sprawdzić się, dowiedzieć, jakie mam szanse, zrobić coś szalonego, tak jak by to zrobiła dziewczyna, którą kiedyś byłam.
Napisałaś ostatnio: "Jedynym moim marzeniem, gdy 'wyszłam' z domu, było, aby nikt już nigdy mnie nie skrzywdził. By ktoś, kto podaruje mi część swojego życia, był dla mnie bezpieczną przystanią, do której zawsze będę wracać". Gdy poznałaś swojego męża, prowadził księgarnię i daleko było mu do polityki.
Tak. Poznałam zwykłego faceta, który mógł być dla mnie opoką, jakiej nigdy nie miałam, bo nie miałam taty. Tytuł żony polityka dostałam po drodze, choć nigdy tego nie chciałam. Nie znałam się też na polityce w ogóle. Nie wiedziałam wtedy, co to znaczy być posłem. Byłam gówniarą, która wyszła z domu, z którego chciała zniknąć od dawna, chciałam być kochana. I poszłam w to.
Byłaś gotowa na to, co wydarzyło się, gdy twój mąż wstąpił do partii?
Nie. Ludzie nagle zaczęli nas wyklinać, a szczególnie mnie, byłam opluwana na ulicy. Nie można być gotową na coś takiego. Rok temu usłyszałam od dawniej zaprzyjaźnionej z moim mężem majętnej osoby, że jestem nikim, bo nie mam własnych pieniędzy. Że jestem śmieciem, bo nie stać mnie na spodnie od projektantów. A ja mam głęboko w poważaniu markowe spodnie. Mogę chodzić w ubraniach z sieciówki, ale chcę być w tym sobą. I jeśli ktoś mnie takiej nie chce, to droga wolna.
Twoja relacja z córką wygląda na bardzo bliską, a do tego jesteś pedagożką. Przygotowałaś córkę jakkolwiek do tego, że mama stanie się popularna, że niekoniecznie będzie się o niej mówiło dobrze?
Jestem pedagożką, więc wiem, że dziecku szkodzi bliski kontakt z internetem. Dlatego moja córka nie ma do niego dostępu, nie ogląda też telewizji. Wiedziała tylko, że gdzieś się pojawię, ale dla niej to było przeciętne, nic nadzwyczajnego. Ale poza tym nie ma pojęcia, co się dzieje. Staram się ją wychowywać tak, jak wychowywałam się ja. Miałam jedną lalkę barbie i musiałam rozwijać kreatywność.
Ale w końcu przyjdzie moment, w którym ona dorośnie, a nawet szybciej – gdy dzieci zaczną jej wytykać, w jak negatywny sposób mówi się o jej mamie, bo siłą rzeczy słyszą to, co mówią ich rodzice. Wtedy będzie musiała się z tym zmierzyć. Co wtedy zrobisz?
Wiem, że jest narażona na to, co mówią ludzie. Ale bardzo ważne jest, by tłumaczyć dziecku, że nie mamy wpływu na to, jak postępują inni ludzie i na to, że brak im człowieczeństwa.
Poczułam do ciebie sympatię, gdy zobaczyłam cię w programie, bo to było odważne, bo postawiłaś na siebie. A później, gdy zorientowałam się, że to ty w 2018 roku napisałaś tweeta, w którym nękana jest bezbronna dziewczyna, mocno się wkurzyłam i przestałam ci wierzyć. Myślę, że nie tylko ja to czuję. I to tak naprawdę nie tylko przez ten wpis, ale także twoją ekspresową "karierę" w celebryckim świecie.
Nie czuję się celebrytką. A to, że napisałam to wtedy, to w dużej części wynikało ze środowiska, w jakim się wychowywałam. Nie rozumiałam wielu spraw. Ale dziś już rozumiem. I dlatego moje oświadczenie na Instagramie, w którym przeprosiłam za tamten wpis, było tak długie. Bo chciałam wyjaśnić szczegółowo, skąd wzięła się we mnie ta nienawiść. Wtedy nie dostałam możliwości, by przeprosić za to tak, jak chciałam. Dopiero z telewizji dowiedziałam się, że mój mąż za mnie przeprasza, bo nawet mi o tym nie powiedział. Miałam do niego pretensje, że nie pozwolił mi wtedy zabrać głosu.
Wstydzisz się tego dzisiaj?
Wstydzę się. Nie zrobiłabym tego drugi raz. To nic nie dało. I zasłużyłam na to, żeby mi to wypominać. Dlatego teraz mogę tylko swoim postępowaniem udowodnić, że już nie jestem taką osobą, że myślę inaczej. I zrozumiałam to już wtedy, w tamtym momencie.
Jesteś częścią systemu edukacji. Co o nim myślisz?
Pracuję w tym zawodzie tylko dlatego, że chcę pomagać dzieciom, szczególnie tym z autyzmem. Sama kiedyś potrzebowałam jako dziecko pomocy i dali mi ją wtedy właśnie nauczyciele. Ale na pewno nie robię tego dla pieniędzy. Nie wiem, jak można skazywać kogoś na życie za 2,2 tys. zł. I to kogoś, kto ma tak ogromną odpowiedzialność, kto wpływa na to, jakie za kilka lat będzie społeczeństwo.
Kim dziś jesteś?
Jestem Marianną. Jestem zwykłą dziewczyną ze śródmieścia Warszawy. Życie dało mi ostro po tyłku. Nie o wszystkim, co przeżyłam, chcę mówić. Ale myślę, że potrafię zrozumieć, co to znaczy być krzywdzonym, jak to jest czuć cierpienie. Studiuję pedagogikę, aktualnie robię doktorat, bo zawsze chciałam pomagać innym. Uwielbiam pracę z dziećmi, bo to są mali ludzie, którzy nie są jeszcze zmanierowani przez ten okrutny świat, mówią wprost i nikim nie manipulują. I mówią o swoich potrzebach. Poza tym mam duszę buntownika, jestem szalona, zawsze taka byłam. Zmieniłam się, gdy wyszłam za mąż.