Martyna Wojciechowska dołączyła do protestu. "Nie jestem za aborcją, jestem za wyborem"
Martyna Wojciechowska jak mało kto miała okazję przekonać się na własne oczy, do czego doprowadziło zaostrzenie ustawy antyaborcyjnej w Salwadorze. – Bliscy oskarżają matki o zabicie nienarodzonych dzieci, donoszą na policję. W związku z tym wiele niewinnych kobiet zostało skazanych za dzieciobójstwo – mówi podróżniczka w rozmowie z WP Kobieta.
15.04.2020 | aktual.: 15.04.2020 20:52
15 kwietnia Sejm obradował nad pięcioma projektami obywatelskimi. Wśród nich znalazł się projekt działaczki pro-life Kai Godek, która konsekwentnie domaga się zaostrzenia prawa antyaborcyjnego w Polsce.
Projekt zakłada wprowadzenie całkowitego zakazu aborcji wykonywanej z uwagi na prawdopodobieństwo ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu. Te powody stanowią obecnie ok. 97 proc. wszystkich aborcji wykonywanych w Polsce. Z danych Ministerstwa Zdrowia wynika, że w 2018 roku przeprowadzono 1076 zabiegów i 1050 z nich wykonanych było ze względu na ciężki stan płodu.
Rzesze Polek i Polaków znowu czują się w obowiązku, aby protestować. Gdy w 2016 roku pomysł Kai Godek pierwszy raz trafił do Sejmu, w całym kraju rozpoczęły się masowe Czarne Protesty. Setki tysięcy osób krzyczały ze wszystkich sił, aby nie odbierać kobietom podstawowych praw. Podobnie było w 2018 roku. W pewnym momencie na ulicach trudno było nie spotkać kobiety ubranej na czarno lub z czarną parasolką – symbolem sprzeciwu wobec projektu. Ponadto o mobilizacji społeczeństwa w kraju nad Wisłą pisały światowe media, a popularni artyści okazywali swoje wsparcie.
Zobacz także: SIŁACZKI – program Klaudii Stabach. Sezon 2 odc. 1. Historie inspirujących kobiet
Widząc skalę oburzenia Prawa i Sprawiedliwości postanowiło zrobić krok w tył, a protestujący odetchnęli z ulgą. Jednak jak się okazuje, uczucie ulgi było złudne, bo projekt Kai Godek powraca do Sejmu, a co niektórzy nazywają go "powrotem piekła Kai Godek, które chce wyrządzić Polkom".
Setki tysięcy osób nie tyle nie dowierzają, że kontrowersyjny pomysł będzie poddany głosowaniu, co nie mogą zrozumieć, że stanie się to właśnie teraz. W obliczu pandemii, która sprawiła, że zostaliśmy zmuszeni do przestrzegania rygorystycznych obostrzeń i gdy tak bardzo niepewna jest nasza przyszłość. Boimy się o zdrowie, prace, egzaminy maturalne, kondycję gospodarki, a teraz jeszcze zostaliśmy zmuszeni bać się, że posłowie włączą zielone światło dla projektu, wobec którego setki tysięcy Polaków mówią: "stop!".
Martyna Wojciechowska nie kryje oburzenia
– To, co teraz się dzieje w Sejmie, uważam za szczyt wyrachowania. Wszyscy mamy prawo czuć duży zawód i rozżalenie, bo zamiast zajmować się problemami związanymi z pandemią, w Sejmie wraca projekt, wobec którego sprzeciwia się tak wielu obywateli. Przecież teraz nawet nie możemy swobodnie wyjść na ulicę i protestować. Ta bezradność wzbudza jeszcze większy gniew – mówi Martyna Wojciechowska w rozmowie z WP Kobieta.
Zobacz także
Podróżniczka zdaje sobie sprawę z tego, że formalnie Sejm musi zająć się złożonym projektem, jednak zwraca uwagę na fakt, że termin jeszcze nie upłynął. – Przepisowe pół roku minie 12 maja, a wtedy może sytuacja w kraju będzie spokojniejsza – zauważa. – Obecnie i Polska, i cały świat mierzą się z największym wyzwaniem od czasów II wojny światowej. I to na tym powinni skupić się posłowie – dodaje.
– Nie jestem za aborcją, jestem za wyborem. A często są to dramatyczne wybory decydujące o życiu i śmierci matki, która ma prawo zdecydować czy osierocić dzieci próbując donosić kolejną ciążę – wyraźnie podkreśla.
Podróżniczka wypowiada to zdanie z pełną świadomością, ponieważ miała okazję zobaczyć na własne oczy, do czego doprowadziło zaostrzenie ustawy antyaborcyjnej w Salwadorze. – Do więzienia trafiają nie tylko kobiety, które usunęły ciążę, ale często i te, które samoistnie poroniły. Bo całkowity zakaz aborcji doprowadził do stanu psychozy wśród ludzi. Bliscy oskarżają matki o zabicie nienarodzonych dzieci, donoszą na policję. W związku z tym wiele niewinnych kobiet zostało skazanych za dzieciobójstwo. I to są wyroki nawet 30 lat więzienia – opowiada dziennikarka.
Przed wylotem do Salwadoru na nagrania do cyklu dokumentalnego "Kobieta na krańcu świata" Martyna Wojciechowska przygotowała się merytorycznie. – Analizowałam wyniki różnych badań i wszystkie wskazują, że zaostrzenie ustawy nie prowadzi do zmniejszenia liczby aborcji, a jedynie staje się ona dostępna dla osób lepiej sytuowanych i schodzi do podziemia, czyli jest bardziej niebezpieczna. – Mamy kolejny dowód na to, że w Polsce my, kobiety, nie jesteśmy ważne, a nasze zdanie się nie liczy – puentuje.
Słowa Martyny Wojciechowskiej dają do myślenia. Odbieranie jakichkolwiek praw obywatelom przy tak wyraźnym ich sprzeciwie, może doprowadzić do poważnych zmian w postrzeganiu obecnej partii rządzącej. Czy Polki będą jeszcze potrafiły zaufać tej władzy? Skoro pomimo głośnego "nie" ogromnej części z nich, rządzący chcą przeforsować swoje "tak"?