Matka, tatka i furiatka

Matka, tatka i furiatka

Matka, tatka i furiatka
14.04.2008 12:20, aktualizacja: 13.06.2008 13:09

Dziewięć miesięcy skończone, zaczęliśmy więc oczekiwać od ukochanej córki jakichś konkretów.

CZEKANIE NA GADANIE

Dziewięć miesięcy skończone, zaczęliśmy więc oczekiwać od ukochanej córki jakichś konkretów. Owszem, raczkuje i chodzi trzymając się mebli, ale najbardziej interesująca jest dla nas werbalna i niewerbalna komunikacja. Na razie jesteśmy sto lat za Murzynami.

Dziecięce głosiki są, wiadomo, przeurocze. Te wszystkie pierwsze słowa, pierwsze rzeczowniki, czasowniki, partykuły w ustach niemowlaków są jak miód na serce matki. I ojca. Nic dziwnego nie ma więc w tym, że niecierpliwie czekam na pierwsze zdanie potomkini. Nawet jeśli miałoby brzmieć: „mama bebe!” (składa się, dla wyjaśnienia, z podmiotu „mama” i orzeczenia „jest niedobra”, więc jako zdanie jest nie do obalenia!).

Na razie musimy z Głową Rodziny zadowolić się rzeczownikami „mama” i „tata”, bądź co bądź podstawowymi w słowniku najmłodszej z rodu. Nie zaprzeczę, cudownie jest słyszeć swoje „imię” w ustach Jadźki. Nawet nie wiem, jak doszła do wniosków, że mama to mama, a tata to tata, ale wiadomo, że rozgranicza te dwie nazwy używając ich w odmiennych sytuacjach. „Mama” to słowo-wytrych i koło ratunkowe w jednym. „Mama” pobrzmiewa w domu w chwilach kryzysu, płaczu, zdenerwowania oraz śmiertelnej obrazy. Słowem, mała przypomina sobie o istnieniu matki, jak wszystko w jej świecie się wali. Czyli – „jak trwoga, to do Boga”.

„Tata” jest bardziej refleksyjne. Kiedy Głowa Rodziny wychodzi do pracy, Jadźka macha rączką i mówi cichutko: „Tata papa!” (niestety, z powodu braku w zdaniu orzeczenia, nie możemy uznać za zdanie). „Tata” używane jest też chętnie, kiedy ojciec z pracy wraca. Jest jeszcze na dole, ale dźwięk domofonu już nasuwa Jadźce prawidłowe wnioski: „tata, tata, tata!”. Miejmy nadzieję, że „tata” nie znaczy – domofon…

Trzecie słowo wypowiadane przez nasze dziecko ze zrozumieniem (mamy nadzieję!) to międzynarodowe określenie jedzenia, czyli „am”. I tu pojawia się na horyzoncie szansa na pierwsze pełne zdanie! Gdyby tylko przyszło jej do tej pięknej, małej główki połączyć „mama” i „am”, bylibyśmy w domu! Podmiot i orzeczenie! O, jakże byłoby cudownie!

A co z mową niewerbalną, ktoś mógłby zapytać? Racja, mowa ciała jest równie istotna co mowa ojczysta. W gestach mamy za sobą wielki krok milowy, jakim jest zdecydowane „nie”, czyli zaprzeczenie wykonywane przy pomocy głowy. „Nie” pojawia się przy ostatniej łyżce kaszy, (mniemam, iż znaczy: „nie, już dziękuję, najadłam się okrutnie”) oraz przy innych okazjach, o których długo by pisać. Wspomnę tylko, że Jadźka lubi kręcić głową. Często jest więc na „nie”, niczym juror polsatowskiego Idola.

W komunikacji między dorosłym a dzieckiem pomocne są także takie szczegóły jak: świecące oczy, kiedy dziecko widzi flipsa, chaotyczne ruchy nogami i rękami, kiedy się z czegoś cieszy oraz wszechobecny płacz, który czasem może znaczyć wszystko, a czasem nic. Wiadomo, niemowlak lubi sobie pomoczyć policzki, bo co to za dzień bez płaczu. Matka musi swoją porcję nerwów codziennie skonsumować!

Kiedy piszę ten felieton, Jadźka śpi już od godziny, słodko, cichutko. W mieszkaniu słychać ciszę, którą zakłóca tylko dźwięk palców na klawiaturze. Jest spokojnie, jest cudownie. Po całym dniu krzyków, pisków i płaczów, wreszcie jest tak, że słyszysz swoje myśli i swojego małżonka, kiedy ten raczy się odezwać. Idylla.

I w takiej chwili nachodzi mnie pytanie: czy ja nie kręcę bata na samą siebie? Czy za czas jakiś nie będę się modlić o to, by Jadźka nie potrafiła tak okrutnie i stanowczo egzekwować swoich potrzeb i zachcianek? Czy naprawdę tak mi się spieszy, by usłyszeć zdania: „Nie chcę!”, Wiem lepiej!”, „Wyprowadzam się!”. Bo kiedyś pewnie każde z nich usłyszę… Ale „mama am” mogłaby już powiedzieć!