Blisko ludziMężczyzna przeziębiony. Przez dwa tygodnie w łóżku, może tylko oglądać serial

Mężczyzna przeziębiony. Przez dwa tygodnie w łóżku, może tylko oglądać serial

Kobiety są jakieś dziwne. Ktoś nakichał na mnie w autobusie, złapało mnie przeziębienie, a one ani w ząb nie mogą zrozumieć, że – jak każdy przeziębiony mężczyzna – przez trzy dni nie mogę wychodzić z łóżka. "Też jestem przeziębiona – mówią – ale dziećmi jakoś mogę się zająć".

Mężczyzna przeziębiony. Przez dwa tygodnie w łóżku, może tylko oglądać serial
Źródło zdjęć: © 123RF
Przemysław Bociąga

Połknąłem magnez. Wziąłem witaminy – te przepisane przez lekarza, ale rozważam jeszcze kompleksowy suplement. Nafaszerowałem się ibuprofenem z pseudoefedryną, ale i tak czuję, że to się zbliża. Dwa tygodnie cierpienia. Drżenie całego ciała, kiedy tylko jakaś szpara w niedostatecznie opatulającej mnie kołdrze da dostęp lodowatemu zimnu panującemu w pokoju. Ból kości przy każdym ruchu i ta senność, która zabiera mi całe dnie. Ten wyrok już zapadł.

Przeziębienie

A konkretnie – męskie przeziębienie. Nie jest to (jeszcze) oficjalna jednostka chorobowa, ale społeczna diagnoza została postawiona już dawno. Internetowy słownik slangu "Urban Dictionary" pisze: "Termin 'męskie przeziębienie' (mancold) skrywa prawdziwie straszną, wyniszczającą chorobę. Prędzej czy później wszyscy mężczyźni umrą na nie, o ile nie przepisze im się natychmiast odpowiednich leków, takich jak oglądanie odmóżdżających programów telewizyjnych, czekolada i gorąca herbata. Ważne, by nie ruszali się z łóżka, by pozwolić sobie na rekonwalescencję i by zawsze mieli pod ręką kobietę na każde swoje skinienie".

Mówią, że na męskie przeziębienie zapadają tylko mężowie i konkubenci. Że to obecność kobiecej energii w gospodarstwie domowym sprawia, że możemy wdrożyć natychmiastowe środki zaradcze: wzdychać na każdym kroku, nie chodzić do pracy ani szkoły, nie robić wokół siebie dosłownie nic. Spiętrzać górę zużytych chusteczek, których nie mamy siły wyrzucić do kosza.

Tak sprawę przedstawiają kobiety. Nie dowierzają, że kiedy jestem chory, nie mogę złożyć prania, a co dopiero je rozwiesić. "Nie, nie mam siły odebrać dzieci ze szkoły. Zresztą, to by groziło globalnym rozprzestrzenieniem śmiercionośnego wirusa, co ty, nie oglądałaś '12 małp'!?".

Właściwie jedyne, co mogę, kiedy nie śpię, to oglądać ulubiony serial (po dwóch dniach można włączyć leczenie grą na konsoli) i jeść pokrzepiające jedzenie, którego, oczywiście, nie mam siły zamówić przez telefon i trzeba to zrobić za mnie. "Nie wiem, wybierz coś dobrego. Ja i tak nie czuję smaku. Wiesz, co lubię. Co? Godzina czekania? Hej, jestem głodny, nie jadłem od dwunastu godzin. Nie, nieważne. Zdrzemnę się chyba".

Osobna jednostka chorobowa

To po prostu nie może być ta sama choroba, na którą cierpi moja żona, kiedy mówi "nie mogę oddychać przez nos", chociaż przecież widzę, że oddycha, chodzi do pracy, ogarnia dzieci, odrabia z nimi lekcje, pilnuje kąpieli, zagania do łóżek, ogarnia mieszkanie i szykuje sobie lunch na jutro. Ja w tym czasie mam dokładnie tyle siły, żeby wstać raz i teatralnym, szepczącym krzykiem (bo głowa jednak boli) nakrzyczeć, kiedy dzieci bawią się za głośno. Ona, oczywiście, śmieje się z tego, przynajmniej dopóki nie ma moich skarg (i całodziennego chrapania) serdecznie dość. Stąd, głosem kobiet, męskie przeziębienie nazwano chorobą na przesadę.

Czy więc w tej osobnej, męskiej chorobie coś jest? Medycznie rzecz biorąc – być może. W 2017 roku prestiżowe czasopismo medyczne British Medical Journal opublikowało jak co roku gwiazdkowe wydanie, zawierające odrobinę lżejsze treści i ciekawostki ze świata nauki. Kanadyjski badacz Kyle Sue zamieścił tam wyniki swoich metabadań (czyli analiz ukazujących się artykułów medycznych), do których natchnęło go, jak powiedział, "zmęczenie wiecznymi oskarżeniami o przesadę". Czyli właśnie wzdychanie żony i argumenty, że ona też nie za dobrze się czuje i żeby wziął się w garść.

Metabadania Sue pokazały, że już wcześniej patrzyliśmy, ale nie widzieliśmy całości obrazu. Po przejrzeniu rozmaitych artykułów publikowanych wcześniej, śmiertelnie poważnie i z czystymi intencjami, dowiedzieliśmy się o męskim przeziębieniu wielu różnych rzeczy. Na przykład tego, że faceci znacznie gorzej reagują na szczepionki przeciw grypie, to znaczy ich organizm uodparnia się w mniejszym stopniu.

Gorączka na hormonach

W innych badaniach okazało się, że testosteron, hormon mężczyzn, może działać tłumiąco na układ odpornościowy, podczas gdy jego kobiecy odpowiednik estrogen działa wprost przeciwnie. Podobno sprawia to, że mężczyźni w znacznie mniejszym stopniu zapadają na choroby autoimmunologiczne, takie jak hashimoto, bo nasz system odpornościowy nie popada w nadgorliwość. Naukowcy zwracają też uwagę, że mężczyźni mają bardziej rozwinięty ośrodek w mózgu odpowiedzialny za kontrolę temperatury – to jedna z wielu ewolucyjnie rozwiniętych cech, dostosowujących nas do aktywnego życia, polowania na mamuty i chodzenia na wyprawy wojenne. Oznacza jednak też, że mamy wyższą gorączkę i gorzej ją odczuwamy, kiedy już przyjdzie.

Stanowczo jednak trzeba powiedzieć, że nasze przeziębienie to dalej przeziębienie: podobne objawy odbieramy jako stan zagrożenia życia, kobiety – jako pomniejszą niedogodność.

Prawda jest taka, że mężczyźni to po prostu słabsza płeć. To już nie hipoteza, temat przyszłych badań albo pisarska inwencja felietonisty; to fakty. W 2015 roku przeciętny mężczyzna żył w Polsce 73 lata, przeciętna kobieta – 81. Mężczyzn umiera więcej na każdym etapie życia. Przyczyn oczywiście jest wiele, należy do nich zapewne i ta, że do lekarza po diagnozę trafiamy później, bo "konowałów", jak często ich traktujemy, odwiedzamy niechętnie.

Słabsza płeć

Mężczyźni rzadziej chodzą do lekarzy przez ugruntowany stereotyp, że chłop to ma być chłop, nie skarżyć się, być silnym. A jednocześnie, kiedy tylko słupek jego termometru urośnie do 38 stopni, zamienia się w jęczącą bułę, w kanapowego ziemniaka, który gorliwie potrafi jedynie nadrabiać zaległości w serialu.

O pomoc w zrozumieniu zagadnienia proszę psycholożkę i psychoterapeutkę dr Joannę Kot. Specjalizuje się ona w psychologicznym wsparciu pacjentów walczących z trudnymi chorobami, takimi jak rak czy niepłodność. Pracuje z personelem medycznym; uczy pielęgniarki i lekarzy, jak rozmawiać z pacjentami. Prowadzi też gabinet Droa Kobiety. Dla niej sednem męskiego przeziębienia nie jest katar czy gorączka.

– To zjawisko w relacji. Przenosi mężczyznę do czasów, kiedy był chłopcem, którym opiekowała się mama. Kiedy on jest konający, a partnerka się nim opiekuje, służy to zaspokojeniu jego emocjonalnych potrzeb – miłości, troski, ciepła, opieki. Ona staje się dobrą matką, a on znowu może być chłopcem i ma szansę otrzymywać to, czego emocjonalnie potrzebuje. Stąd objawy są "przesadzone" – mówi Joanna Kot.

Jak podkreśla, ma jeszcze drugą, prywatną hipotezę: być może jest to jedna z nielicznych usankcjonowanych okoliczności, w których on zamiast silny może być słaby, zamiast aktywny może być pasywny i potrzebujący. Może poprosić o to, o co mężczyźnie prosić w nasze kulturze "nie wypada" – o czułość i troskę.

Drogie panie, kiedy mówię, że źle się czuję, to naprawdę źle się czuję. Obok męskiego przeziębienia jest jeszcze jedna kontrowersyjna choroba: kobiecy stres. Ten sam, który sprawia, że co wieczór nalewacie sobie kieliszek wina i opowiadacie, jak koszmarne jest całe życie, jak ciężko macie w pracy. My wtedy mówimy mało (poza oczywistymi słowami zrozumienia), bo to są rzeczy, które przeżywamy codziennie. Ale zamiast o nich tyle opowiadać, przyjmujemy je z dobrodziejstwem inwentarza, bo wiemy, że takie jest życie. Dajcie nam prawo do rozdmuchania jednego albo dwóch przeziębień w roku, zaopiekujcie się, zróbcie jeszcze jedną herbatę z sokiem, jak mamusia. A my w zamian będziemy serio traktować wszystkie najgorsze dni od dawna, których macie średnio dwieście w roku.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (149)