Blisko ludziMiała 17 lat, gdy wyszła za mąż. Tak robią dobre chasydki. Nie miała nawet pojęcia, co to seks

Miała 17 lat, gdy wyszła za mąż. Tak robią dobre chasydki. Nie miała nawet pojęcia, co to seks

Kiedy to opisała, w sieci zaczęły się mnożyć blogi robiące z niej potwora. Porównywano ją do Josefa Goebbelsa. Ostrzegano, że dzięki niej nastąpi kolejny Holocaust. Deborah w 2006 roku uciekła od satmarów - ultraortodoksyjnej społeczności chasydów z Nowego Jorku. Historie o tym, jak traktują oni kobiety, mrożą krew w żyłach.

Miała 17 lat, gdy wyszła za mąż. Tak robią dobre chasydki. Nie miała nawet pojęcia, co to seks
Źródło zdjęć: © Archiwum prywatne
Magdalena Drozdek

26.05.2017 | aktual.: 26.05.2017 21:08

Nidda znaczy "odrzucona". To słowo, którego używa się na określenie "damskich dni", dwóch tygodni w miesiącu, kiedy kobieta, w myśl prawa rabinicznego, uważana jest za nieczystą. Mężczyźni lubią to określenie. Dla kobiet to upodlenie. W czasach budowy Świątyni Jerozolimskiej paniom nie wolno było wchodzić na teren budowy z uwagi na niebezpieczeństwo, że zaczną menstruację i w ten sposób zdesekrują świątynię.

Zostało tak do dziś.

Kobieta jest "odrzucona", gdy pierwsza kropla krwi opuszcza jej łono. Nie można jej dotykać, choćby nawet tylko podając jej talerz z jedzeniem. Mężczyzna nie może patrzeć na żadną część jej ciała. Nie może słuchać jej śpiewu. Jest mu kompletnie zakazana.

Deborah Feldman była jedną z tych kobiet. Urodziła się i wychowała w satmarskiej rodzinie. Uciekła po latach ciągłych upokorzeń. Napisała książkę, która w Stanach wywołała wiele kontrowersji. "Unorthodox. Jak porzuciłam świat ortodoksyjnych Żydów" pokazuje rodzinny koszmar Żydówek.

Bogobojni, czyści, odizolowani

Deborah wychowała się właściwie bez rodziców. Jej ojciec miał problemy psychiczne - rodzina, bojąc się kompromitacji, odsunęła go od siebie. Mężczyzna nigdy nie został prawidłowo zdiagnozowany przez lekarza, nigdy nie był na terapii. Choroby psychiczne traktowano jak tabu.

Matka z kolei wywodziła się z biednej chasydzkiej rodziny. Za ojca Debory wyszła nie z własnej woli, a z przymusu. Po urodzeniu córki uciekła ze społeczności, postanawiając żyć na własną rękę. Deborah dopiero po latach dowiedziała się, że jej mama była lesbijką i to dlatego musiała uciekać z domu. Rodzina miała ją za wariatkę.

Satmarzy opisani przez Feldman żyją w izolacji od świata zewnętrznego. Choć Williamsburg leży zaledwie kilka przecznic od centrum Nowego Jorku, chasydzi stworzyli swój wyodrębniony mikrokosmos, który rządzi się swoimi prawami.

Obraz
© Archiwum prywatne

I tak m.in. język angielski jest tu zabroniony. Wszyscy mówią tylko w jidysz. Według dziadka dziewczyny angielski to nieczysta mowa, a nawet trucizna dla duszy. Jeszcze gorzej, jeśli czyta się książki po angielsku, bo to czyni duszę bezbronną, praktycznie zaprasza diabła, by ją porwał. Kobietom w ogóle nie przystoi czytać - to zajęcie zarezerwowane tylko dla mężczyzn. Deborah i jej babcia ukrywają swoje książki przed panem domu w materacach i w bieliźniarce.

Satmar mają także własne przychodnie i patrol policji. Własne sprawy załatwiają w swoim kręgu. Inna rzecz to izolacja, a właściwie całkowite odcięcie, od Izraela.

- Dopóki nie przyjdzie mesjasz, ziemia święta jest poza zasięgiem. W szkole są bardzo ścisłe przepisy dotyczące tego; nawet jeśli ktoś ma tam rodzinę, nie może jej odwiedzać. Złamanie zakazu grozi wyrzuceniem ze szkoły. Ten przepis wydaje mi się szczególnie niesprawiedliwy. Jak można zakazać nam choćby spojrzeć na kraj, gdzie tkwią nasze najgłębsze korzenie; kraj, o którym nauczycielki mówią, opowiadając o naszej dumnej historii? - wspomina Feldman.

Cielesność

Dziewczynki noszą do szkoły grube pończochy (ich grubość i np. charakterystyczny pasek z tyłu łydki regulowane są przepisami ustanawianymi przez przywódców religijnych), swetry zakrywające całe ręce, a pod nie zakładają jeszcze koszule, by dokładnie przykrywały obojczyki i kark. Spodni nie noszą. Podstawą garderoby satmarskiej dziewczyny są spódnice do kostek. Latem również nie należy odsłaniać ciała - jego widok zarezerwowany jest tylko dla mężów.

Młode chasydki kończą przeważnie tylko jedną szkołę - mając 17 lat, są zdaniem społeczności dorosłe i gotowe na małżeństwo. Niewiele z nich kończy uniwersytety (szczególnie w tych ultra-ortodoksyjnych odłamach). W 2016 roku weszło rozporządzenie, że edukacja uniwersytecka jest niebezpieczna dla kobiet. "Ostatnio stało się popularne, że zamężne dziewczęta szkolą się na uczelniach. Chcemy, by ich rodzice wiedzieli, że to przeciwko Torze" - można było przeczytać w dokumencie. Satmar boją się, że edukacja sprawi, że kobiety będą bardziej zainteresowane robieniem kariery niż zajmowaniem się domem i rodziną.

Życie satmarskiej chasydki sprowadza się do założenia rodziny. Nastolatka wie, że będzie musiała wyjść za mąż i to jak najszybciej, bo stare panny (20-kilkulatki) przynoszą wstyd rodzinie. Żadna z tych dziewczyn nie ma świadomości swojej seksualności. Brakuje im podstawowej wiedzy.

O tym, jak funkcjonuje ich ciało, dowiadują się dopiero na naukach przedmałżeńskich. W przeciwieństwie do naszej kultury, gdzie jesteśmy bombardowani reklamami podpasek i środków na erekcję, gdzie w gazetach otwarcie pisze się o seksie, gdzie w filmach ten seks jest jak najbardziej obecny, trudno wyobrazić sobie, a tym bardziej zrozumieć, że młode satmarskie dziewczęta nie wiedzą nawet, że mają waginy.

Zamążpójście stanowi dla nich przełomowy cenzus w życiu, bo oto dowiadują się nie tylko o pożyciu małżeńskim, ale też tego, jak konserwatywne zasady towarzyszą miesiączkom. Każda kobieta dostaje specjalną szmatkę, którą sprawdza, czy już jest czysta.

- Musisz sprawdzać dwa razy dziennie. Raz po przebudzeniu, raz przed zachodem słońca. Jeśli zapomnisz, musisz zapytać rabbiego, czy możesz zacząć od początku. Jeśli sprawdzisz któregoś dnia i nie będzie krwi, ale będzie plamienie, musisz zanieść szmatkę do rabbiego, żeby orzekł, czy to koszerne, czy nie. Jeśli poplamisz bieliznę, ją także musisz zabrać do rabina. Albo posłać męża, żeby zapytał - wspomina 31-latka.

Obraz
© Archiwum prywatne

Ślub

Deborah przed ślubem musiała brać tabletki antykoncepcyjne. Żadna kobieta nie może mieć w trakcie ceremonii okresu. - Dziewczyna, która jest nieczysta w dniu ślubu, nie może trzymać swojego narzeczonego za rękę po ceremonii. Wtedy całe miasto wie. To wstyd, którego nie sposób się pozbyć. Panna młoda nie może nawet nocować w tym samym mieszkaniu w nocy poślubną i musi przez cały czas być pod okiem szomer, strażniczki - opowiada Amerykanka.

Zanim Deborah stanęła na ślubnym kobiercu, przeszła wykład o świętości małżeństwa. Tak to wspomina:

- Ciała kobiety i mężczyzny zostały stworzone jak pasujące do siebie kawałki układanki. Słucham, jak opisuje przedsionek i jego ściany, prowadzący do drzwiczek, otwierających się do wnętrza łona, do "źródła". Nie potrafię sobie wyobrazić, jak ten cały system może się mieścić. Instruktorka próbuje wyjaśnić, jak to jest z tym wejściem, prowadzącym do "źródła". Wkłada wskazujący palec jednej dłoni w pierścień z kciuka i wskazującego palca drugiej dłoni i wykonuje idiotyczny, posuwisty ruch. Ciągle jednak nie potrafię sobie wyobrazić, gdzie jest to miejsce w moim ciele.

Deborah nie miała wcześniej pojęcia, że jest coś takiego jak seks. Nikt nie mówi o tym satmarskim dziewczynkom. Mówią za to o magii ślubów. Jest marsz weselny, błogosławieństwa, godzinne zabawy - obrazek, jaki pewnie znacie z filmów. W pewnym momencie panna młoda dostaje perukę - od tej chwili już nikt poza mężem nie będzie mógł oglądać jej naturalnych włosów.

Jest też noc poślubna.

Deborah i jej świeżo poślubiony mąż - Eli, nie zbliżyli się do siebie tej pierwszej nocy. Nie wiedzieli jak. Następnego dnia usłyszała od niego: "Nie wiem nawet, czy powinienem czuć pociąg do ciebie. Zanim cię zobaczyłem, nie wiedziałem nawet, jak wygląda dziewczyna". Przyznał, że w jesziwie (chasydzkiej szkole dla chłopców) satmarzy masturbują się nawzajem. Eli reagował podnieceniem tylko na chłopców.

Obraz
© Archiwum prywatne

Psychoza

Deborah po ślubie długo nie mogła zajść w ciążę. Brak edukacji, a co najważniejsze ogromna presja rodziny stwarzały problemy o podłożu psychicznym. 18-latka musiała leczyć się psychiatrycznie z traumy, by móc urodzić dziecko. Na seks reagowała histerią. Nikt jej do tego nie przygotował.

Wspomina: "Pierwsze dni po ślubie, które powinny być najszczęśliwszymi w moim życiu, wypełnia troska o skonsumowanie małżeństwa. Wszystkie wysiłki spełzają na niczym, Eli jest coraz bardziej niespokojny, a jego rodzina wywiera na nas coraz większą presję, żeby doprowadzić sprawy do końca. Przy trzecim podejściu Eli nie jest w stanie zmusić własnego ciała do entuzjazmu, a ja nie mogę ulec czemuś, czego nie ma. Tłumaczy mi, jak działa jego podniecenie, i do piątej nad ranem staramy się ukoić jego nerwy, i zrelaksować go na tyle, by mógł spróbować, ale pod koniec tygodnia obydwoje jesteśmy zdesperowani i na skraju obłędu".

Zanim zaszła w ciążę, odwiedziła wszystkich specjalistów w Nowym Jorku. Matka jej męża uważała, że zwyczajnie chce zrobić rodzinie na złość. Deborah kilka razy wylądowała w szpitalu. Wieczorami, kiedy miała uprawiać seks z mężem, dostawała silnej reakcji alergicznej - któregoś dnia silna wysypka zajęła połowę jej ciała. Diagnoza? Pochwica. Schorzenie występuje u kobiet, które wychowywały się w silnie opresyjnym religijnie środowisku.

Deborah ostatecznie urodziła syna. Tylko że z mężem już nic ją nie łączyło. Upokarzał ją, wymuszał seks, znęcał się nad nią psychicznie.

- Piątkowa noc to czas, gdy Eli i ja musimy uprawiać seks. W Talmudzie napisano, że wędrowny kupiec musi mieć stosunek z żoną co sześć miesięcy, robotnik trzy razy w tygodniu, a badacz Tory w każdy piątek wieczór. Ponieważ chasydzi uważają się przede wszystkim za uczonych w Piśmie, trzymają się tej dyrektywy. Ja nie przepadam za tym, bo po szabasowej kolacji zawsze czuję się przejedzona i zmęczona. Eli i tak chce uprawiać seks, nawet jeśli byliśmy wobec siebie bardzo chłodni ledwie chwilę wcześniej. Nie mogę pojąć, jak potrafi oddzielić seksualną intymność od charakteru naszej relacji - opowiada kobieta.

Zbuntowała się. Nie chodziła już więcej do mykwy w trakcie okresu, o czym Eli oczywiście nie wiedział. Zapisała się do szkoły i wreszcie, gdy czara goryczy się przelała, zabrała dziecko od męża.

Ucieczka

Feldman w 2009 roku odcięła się całkowicie od satmarskiej społeczności, od swojej rodziny i znajomych. Udało jej się wywalczyć prawa do opieki nad synem, co było przełomem wśród tej społeczności.

Według tradycji dzieci zawsze w takim przypadku zostają przy mężu lub w rodzinie. Zdarzały się przypadki opuszczenia chasydzkiej społeczności przez mężczyzn, ale bardzo rzadko robiły to kobiety. Feldman przyznaje dziś, że wciąż identyfikuje się jako Żydówka, bo to jej dziedzictwo kulturowe, ale jej duchowość w żaden sposób nie czerpie z judaizmu. Jej zdaniem satmarscy chasydzi stworzyli taki system opresji kobiet, że nie można w nim żyć normalnie i szczęśliwie.

Kiedy w Stanach książka weszła na rynek, Feldman została zlinczowana przez chasydów, którzy kiedyś byli jej najbliższą rodziną. Jak sama przyznaje, ultraortodoksyjni Żydzi publikowali teksty oskarżające ją o kłamstwo, fora internetowe pełne były niewybrednych komentarzy na jej temat. Religijni przywódcy deklarowali, że przez publiczne pranie rodzinnych brudów przyniosła wstyd całej światowej społeczności żydowskiej. W jednym z artykułów ktoś porównywał ją do Goebbelsa i ostrzegał, że może być katalizatorem kolejnego Holocaustu. Nazywano ją kolejną wielką antysemitką.

Dlaczego zdecydowała się przerwać milczenie? - Ktoś to musiał zrobić i wypadło na mnie. Mimo że w pierwszym odruchu chciałam zachować przeszłość w tajemnicy, cieszę się, że opublikowałam moją historię. Nie muszę się więcej zmagać ze wstydem i lękiem wynikającym z bycia eks-chasydką - przyznaje Amerykanka.

- Opowiedzenie mojej historii dodało mi siły. Cudownie było patrzeć, jak po publikacji tej książki zaczęły się wypowiadać inne buntowniczki. Cena za opuszczenie religii, społeczności i rodziny jest wysoka.

Obraz
© Archiwum prywatne
Zobacz także
Komentarze (547)