Michał Wiśniewski: jestem skłonny podać Marcie rękę
Michał Wiśniewski lider Ich Troje jest mocno zapracowany. Nagrywa nową płytę, bierze udział w programach telewizyjnych i stara się być dobrym ojcem. Jak mówi, nie ma nic piękniejszego niż to, by położyć się z Anią i Etienette na łóżku i patrzeć jak maleństwo wykonuje pierwsze ruchy. Czar pryska, gdy wraca bolesna przeszłość. Pozostaje przecież sprawa z Mandaryną...
18.10.2006 | aktual.: 23.10.2006 17:20
Michał Wiśniewski lider Ich Troje jest mocno zapracowany. Nagrywa nową płytę, bierze udział w programach telewizyjnych i stara się być dobrym ojcem. Jak mówi, nie ma nic piękniejszego niż to, by położyć się z Anią i Etienette na łóżku i patrzeć jak maleństwo wykonuje pierwsze ruchy. Czar pryska, gdy wraca bolesna przeszłość. Pozostaje przecież sprawa z Mandaryną…
Cześć Michał. Jak się ma maleństwo?
Mała ma się bardzo dobrze. Etiennette jest zdrowa, wróciła z nami ze szpitala praktycznie po 30 godzinach. Co tu dużo mówić? Wszystko jest w porządku!
Dlaczego daliście jej na imię Etiennette?
Dzieci są dla mnie czymś wyjątkowym, a ja staram się wyszukiwać dla nich dodatkowe imiona. Każdy z tych imion ma polski odpowiednik. Etiennette po polsku znaczy Stefania. Jeśli Ania będzie chciała, będziemy wołać na nią Stefcia…
Kim może zostać Stefcia, gdy dorośnie?
Zadecyduje o tym sama. Rodzice, którzy narzucają dziecku kim ma zostać, są chorzy, to nie ma sensu. Wiadomo, że trzeba dziecku umożliwić start i zapewnić naukę na przykład gry na fortepianie, czy skrzypcach po to, żeby się rozwijała. Więc trzeba pewne rzeczy ponarzucać. W momencie, kiedy dziecko zaczyna mieć świadomość, to samo wybiera kim chce być. Będziesz chciał, aby utrzymywała kontakt z Xavierem i Fabienne?
Zdecydowanie. To jest jej rodzeństwo. Wierzę, że z czasem wszystko wróci to rozsądnego złagodzenia przeszłości. Blizna zostaje, ale to nie znaczy, że zawsze musi boleć.
Pogodziłeś się już z Martą?
Nie pogodziliśmy się. Marta poczyniła pewien duży krok, że zobaczyłem dzieciaki. Ale nie można powiedzieć, że się pogodziliśmy, bo mamy sprawę sądową. Mam nadzieję, że sąd ureguluje widywania z dziećmi.
I co dalej?
Marta musi odpowiadać przed własnym sumieniem. Próbowałem walczyć, bo każdy ojciec walczy. Może nie takimi metodami, jakimi powinienem był walczyć. Natomiast Marta sama teraz potrzebuje pomocy i jestem skłonny jej podać rękę.
A jesteś w stanie jej wybaczyć?
A co ja mam jej wybaczać? Poszliśmy różnymi drogami. Ona wybrała Kasię, ja zostałem sam, bez wyboru. To była jej decyzja.
Porozmawiajmy o twoich planach...
Cały październik i listopad będziemy jeszcze dogrywać materiał na nową płytę. 20 stycznia wyjeżdżamy na trzydzieści koncertów do USA. A potem wracamy do Polski z taką chyba największą produkcją, jaką moglibyśmy zrobić. Wybudujemy ruchomą scenę i wyjedziemy na trasę w Polsce. I później mam nadzieję, że zrobię sobie rok przerwy, żeby odpocząć. A może wystąpisz w „Tańcu z gwiazdami”?
Ja? Nie! Z całym szacunkiem, ale nie. Chyba, że by się zmieniła formuła tego programu na bardziej kabaretową. Ja tańczyć nie umiem. Do tego programu nadaje się bardziej Mandaryna.
Niebawem na Vivie zobaczymy nowy program karaoke „Shibuya”, w którym oceniasz innych wokalistów…
Nie czuję się dobrze w roli jurora. Karaoke ogólnie nie powinno się oceniać. A brawa dostaje każdy, kto zaśpiewa. Ponieważ formuła programu jest konkursowa, muszę coś powiedzieć, wydać jakiś werdykt. Główny problem ludzi, którzy tutaj przychodzą jest taki, że wybierają nieodpowiedni repertuar.
Na jakim poziomie śpiewają uczestnicy?
Dobrym, nawet bardzo dobrym. W ogóle Polacy są rozśpiewanym narodem. Tyle, że czasami potrzebujemy drinka, żeby wyjść do mikrofonu.
Jesteś bardzo zapracowany. Jak to teraz odreagowujesz?
Przede wszystkim będąc przy Ani i dziecku. Nie ma nic piękniejszego niż położyć się z nimi na łóżeczku i patrzeć jak mała wykonuje pierwsze swoje minki, ruchy. To jest coś niesamowitego. Polecam każdemu mężczyźnie.