Mieszka w Hiszpanii. "Trzeba uważać, by nie popełnić faux pas"
- Jako mężczyzna w Hiszpanii często muszę zastanawiać się, czy to, co w Polsce byłoby zupełnie normalne, tutaj nie zostanie odebrane jako faux pas. Przykład? Komplement dla koleżanki dotyczący wyglądu - mówi Krzysztof Monastyrski, mieszkaniec Barcelony.
Agnieszka Natalia Woźniak, dziennikarka Wirtualnej Polski: Polacy znaleźli się w pierwszej dziesiątce najaktywniejszych nabywców domów w Hiszpanii. Z kolei liczba polskich turystów wzrosła aż o 42 proc. od 2019 roku. Skąd takie zainteresowanie tym krajem?
Krzysztof Monastyrski, autor książki "W blasku Sagrady, w cieniu palm" oraz twórca internetowy znany jako "monarek_bcn"*: Myślę, że to ten sam urok, który zawładnął moim sercem. Słońce, morze, tapas, styl życia, który sprawia, że nie żyje się od weekendu do weekendu, ale codziennie można czuć się trochę jak na wakacjach. Wielu bogatych Polaków po prostu może już też pozwolić sobie na ten luz… No i nie oszukujmy się – ceny mieszkań w wielu miejscach w Hiszpanii wciąż są bardziej przystępne niż w Polsce, szczególnie w okolicach Alicante, a dodatkowym plusem jest bliskość morza.
Brzmi wspaniale! Zapytam jednak - gdzie jest haczyk? Na co Polacy narzekają najbardziej, gdy już zderzą się z hiszpańską rzeczywistością?
Oj, rzeczywistość potrafi dać w kość zwłaszcza jeśli nasz główny ośrodek życia to Hiszpania, a nie dzielimy życia pół na pół z Polską. Zacznijmy od biurokracji – w Hiszpanii wszystko załatwia się powoli. Czasem ma się wrażenie, że urzędy działają w innym wymiarze czasowym. Potrzebujesz dokument? Spokojnie, może za miesiąc. Potrzebujesz decyzji? Cóż, dziś otwarte do 12, nie da rady ("no se puede") to codzienna odpowiedź na 90 proc. prostych rzeczy.
Druga rzecz – zimno. W Polsce mamy zimę, ale w domach jest ciepło. Tutaj zimą jest 10–15 stopni, a w mieszkaniach… jeszcze zimniej. Brak ogrzewania w starym budownictwie to koszmar. Kolejna niespodzianka, szczególnie dla Polaków, to hałas. Hiszpanie są głośni, życie toczy się na ulicach, a w barze czy w autobusie wszyscy mówią do siebie, jakby mieli problemy ze słuchem. Kończymy z absurdalnym rynkiem wynajmu nieruchomości w dużych miastach. Ostatnio kolega szukał mieszkania i musiał rywalizować z 29 osobami! Kosmos.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Wyspa niezapomnianych wrażeń - Crocodile Island w Suntago
Kolejny ważny aspekt życia, czyli praca. Jak pracuje się "po hiszpańsku?"
Na początku? Szału można dostać! Długie lunche, kilkugodzinne sjesty (w mniejszych miastach nadal praktykowane), wszystko dziejące się w swoim tempie… A potem jeszcze słynne "mañana" – czyli "jutro", "później", "może kiedyś". Jeśli coś można zrobić za tydzień, to po co robić to dziś?
Dla Polaka, który przyzwyczajony jest do szybkiego działania, deadline’ów i konkretów, to może być trudne do zniesienia. Przez te obowiązkowe przerwy na lunch traci się dużo czasu w pracy, który można by spędzić w domu. Da się przyzwyczaić, ale wszystko zależy jak poważnie pracodawca śledzi te godziny.
W Hiszpanii całkiem inaczej rozwiązano również kwestię urlopu rodzicielskiego. Po 16 tygodni - zarówno dla mamy, jak i dla taty. Jak to oceniasz?
Dla ojców sytuacja zmieniła się na plus. Kiedyś dostawali tylko dwa tygodnie. To na pewno zwiększa równouprawnienie oraz zgłębia więzi ojca z dzieckiem, a tym samym kończy się mówienie, że tata zajmujący się dzieckiem to bohater. Obserwując otoczenie, stwierdzam, że hiszpańscy ojcowie są bardziej zaangażowani niż polscy. Często widzi się ich na placach zabaw, na spacerach, odbierających dzieci ze szkoły.
Z drugiej strony po tych czterech miesiącach wiele kobiet musi wracać do pracy, więc dzieci lądują pod opieką ojców na kolejne trzy. W konsekwencji dziecko zazwyczaj po sześciu-siedmiu miesiącach ląduje w żłobku. Na szczęście w Hiszpanii ogromną rolę odgrywają dziadkowie, którzy często przejmują opiekę nad wnukami.
Hiszpania w końcu słynie z walki o równość płci w wielu aspektach. Jak to wygląda w praktyce?
W ostatnich latach przez ten kraj przeszła prawdziwa burza w kwestii równości płci. Tutaj temat nie jest tylko akademicką dyskusją – to kwestia, która pojawia się na ulicach, w mediach, w polityce czy w serialach (na co przykładem jest bijąca rekordy popularności produkcja "Machos Alfa"). Wystarczy spojrzeć też na masowe protesty z okazji Dnia Kobiet, gdzie tysiące ludzi wychodzi na ulice, domagając się zmian.
Jako mężczyzna w Hiszpanii często muszę zastanawiać się, czy to, co w Polsce byłoby zupełnie normalne, tutaj nie zostanie odebrane jako faux pas. Przykład? Komplement dla koleżanki dotyczący wyglądu. W Polsce to może być uprzejmość, tutaj – potencjalny nietakt, zwłaszcza w środowisku zawodowym. Inna sytuacja: w pracy mojej narzeczonej technik zaoferował pomoc w podłączeniu komputera jednej ze współpracowniczek. Wydawało się to naturalnym odruchem, ale ona natychmiast ostro go zgasiła, oskarżając o "machismo" – czyli o przejaw kultury patriarchalnej, w której kobiety traktuje się jako mniej kompetentne.
Kobiety są bardzo aktywne zawodowo, zajmują wysokie stanowiska, temat równości jest nagłaśniany i traktowany poważnie. Ale Hiszpania wciąż zmaga się z dużą różnicą w wynagrodzeniach między płciami – jedną z największych w Europie.
Podróżując po Hiszpanii, możemy przekonać się, że Hiszpanki mają bardzo luźne podejście do kwestii wyglądu, chętnie też opalają się topless.
Na plażach opalanie się topless to norma. Nikogo to nie dziwi, nie budzi kontrowersji. Mężczyzna może odsłaniać piersi, tak samo może kobieta. Seksualizowanie tych części ciała to wg hiszpańskich feministek wina "toksycznej męskości" i patriarchalnego modelu społeczeństwa. Nie wiem, czy w Polsce nastąpi zmiana i coś takiego stanie się normalne lub nawet dyskutowane.
Mniejsza presja wyglądu to jedna z rzeczy, które uwielbiam. Tutaj ludzie nie mają ciśnienia, żeby wyglądać "perfekcyjnie". Na ulicach widać luz – dziewczyny w dresach, faceci w zwykłych koszulkach.
Polacy, którzy odwiedzają Hiszpanie, często mówią, że panuje tu bezstresowe wychowanie, a dzieci wchodzą rodzicom na głowę. To prawda?
W Polsce jest duża grupa "anty-bombelkowa", mówią: "dziecko powinno być grzeczne, nie powinno biegać, krzyczeć i dotykać". W Hiszpanii? Dzieci są dziećmi. Biegają, krzyczą i większość to akceptuje. Prawdą też jest, że od małego uczy się je wspólnych wyjść, wiele rzeczy dzieje się "w stadzie" - razem. Zdarza się więc, że dziecko chodzi między stolikami, a w sklepie bawi się na podłodze. Jednak społeczeństwo nie patrzy na rodziców z wyrzutem, że "nie umieją wychować dziecka". To pewien etap nauki, a w Hiszpanii dziecko to część społeczności, nie problem do okiełznania.
Polaków w Hiszpanii przybywa. Jaką mają opinię wśród mieszkańców?
Często myślą, że jesteśmy zamknięci i spięci. Że mamy w sobie jakiś taki chłód i dystans. Ale kiedy nas poznają, doceniają naszą otwartość, pracowitość i gościnność. Bardzo pomógł tu Robert Lewandowski – teraz Polak w Hiszpanii to nie tylko ktoś "z daleka", ale gwiazda FC Barcelony. Dzięki niemu nagle zaczęli kojarzyć, że Polska to nie tylko "coś na wschodzie", ale kraj, który ma świetnych sportowców i ciekawą historię.
Na koniec ważne pytanie - jak nie popełnić gafy w hiszpańskim towarzystwie?
Nie zaczynać rozmowy o polityce, zwłaszcza o Katalonii i Madrycie. Nawet jeśli ktoś jest wyluzowany, ten temat może wywołać kłótnie przy stole. Kolejna rzecz – jedzenie. Nigdy, ale to nigdy, nie mówić, że paella z chorizo to hiszpańska klasyka! W Walencji, skąd pochodzi oryginalna paella, to wręcz obraza dla kuchni narodowej. Prawdziwa paella nie ma chorizo, a jej składniki są ściśle określone. Jeszcze jedna ważna sprawa – nie zakładać, że wszyscy Hiszpanie kochają korridę. W rzeczywistości wielu ludzi, zwłaszcza w Katalonii i na północy kraju, uważa ją za barbarzyństwo.
*Krzysztof Monastyrski, pochodzący z Poznania pasjonat Barcelony, w której mieszka od 2021 roku, autor książki "Barcelona. W blasku Sagrady, w cieniu palm" oraz profilu "monarek_bcn" na Instagramie.