Polacy drżą przed szwedzkim "socjalem". "To tak nie działa"

- Czasami rodzic zostanie wezwany do szkoły, żeby coś wyjaśnić (...), ale to nie znaczy, że od razu odbiorą mu dziecko. A takie historie krążą w polskim internecie. Absolutnie to tak nie działa - mówi Maciej Czarnecki, autor książki "Dla dobra dziecka. Szwedzki socjal i polscy rodzice".

Opieka socjalna w Szwecji działa inaczej niż w Polsce
Opieka socjalna w Szwecji działa inaczej niż w Polsce
Źródło zdjęć: © Adobe Stock

Zuzanna Sierzputowska, dziennikarka Wirtualnej Polski: Czy szwedzka opieka socjalna jest bliska ideału?

Maciej Czarnecki: Doskonała na pewno nie jest, ale rzeczywiście posiada dużo dobrych rozwiązań. Uważam, że powinniśmy się w tej kwestii uczyć od Szwedów, zarówno zwracając uwagę na to, co jest w tym systemie dobrego, jak i złego.

Polacy przyjeżdżający do Szwecji, gdy myślą o opiece socjalnej, mają przed oczami czarne scenariusze: "Boże, nie będę mógł podnieść głosu na dziecko, bo zaraz gdzieś mnie zgłoszą".

Może tak być. W Szwecji nie krzyczy się na dzieci. Rzeczywiście zgłoszenia są częste - dotyczą ponad 200 tys. dzieci rocznie, czyli 10 proc. populacji w wieku od 0 do 17 lat. Badanie sprawy przez opiekę społeczną, chociażby takie wstępne, bo nie zawsze w ogóle jest wszczynane dochodzenie, to dość częsta sprawa.

Czasami rodzic zostanie wezwany do szkoły, żeby coś wyjaśnić, innym razem do opieki socjalnej, ale to nie znaczy, że od razu odbiorą mu dziecko. A takie historie krążą w polskim internecie. Absolutnie to tak nie działa. Natomiast trzeba liczyć się z tym, że osoby postronne w Szwecji są bardziej wyczulone na krzywdę dzieci i szybciej reagują niż np. w Polsce.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Obce niebo (2015)

Dodajmy do tego fakt, że w filmach, jak np. "Obce niebo", obraz nordyckich władz może budzić bardzo mieszane uczucia.

Opieranie wiedzy na takich produkcjach rzeczywiście mocno pokutuje… To dobry film, ale, siłą rzeczy, opowiada jednostkowy przypadek, gdzie wszystko zostało przedstawione dość zero-jedynkowo. Trzeba mieć świadomość, jak ważna w Szwecji jest opowieść dziecka - spójna, wiarygodna, podtrzymywana, może być podstawą do wszczęcia przez socjal konkretnych działań, a nawet odebrania rodzicom dziecka. Jest kilka takich historii w książce.

Warto wspomnieć o przypadku z Sandviken. Pięciolatka w przedszkolu zaczęła opowiadać o przemocy domowej. Nie potwierdzili tego ani opiekunowie, ani rodzeństwo, ale dziewczynka konsekwentnie obstawała przy swojej wersji. I została odebrana rodzicom.

Badania naukowe wskazują, że w większości przypadków, jeżeli małoletni podtrzymuje wszystko, po licznych pytaniach policji, nauczycieli i pracowników socjalnych, to jego opowieść na ogół jest uznawana za prawdziwą. Tylko kilka procent przypadków stanową zmyślone historie.

Kiedy czytałam fragmenty, w których pojawiały się wątki szwedzkich gangów, byłam przerażona…

O gangach w ogóle nie zamierzałem pisać. A wyszło, że przez ok. 1/3 książki środowisko gangsterskie gdzieś się przewija. Szwecja ma problemy z młodocianymi przestępcami. Często zdarza się, że dzieciaki poniżej 15. roku życia są zachęcane albo zmuszane przez gangi do tego, żeby przewozić narkotyki. W razie wpadki nie ponoszą żadnej kary, więc są cennym narybkiem. To jest duży problem, również dla polskich rodziców mieszkających w Szwecji. Zdarza się, że ich dzieci są wciągane w tę przestępczość, a jeżeli w porę się nie uda tego przerwać, to awansują w hierarchii i z ofiar stają się sprawcami, młodocianymi przestępcami.

Domyślam się, że zetknięcie się z takimi historii wiąże się ze sporym ładunkiem emocjonalnym.

Na pewno emocjonalne były dla mnie kontakty z rodzicami Czarka, który został kurierem narkotykowym. Rodzice naprawdę robili wszystko, co mogli, i to były sensowne działania, żeby go z tego wyciągnąć. Mieli plan, jak działać. Jego częścią były m.in. praktyki Czarka w zakładzie mechanicznym, w którym pracował jego ojciec, rodzinne wyjazdy wakacyjne na wieś, aby trochę go odseparować od tego środowiska. Wszystko miało ręce i nogi, ale w pewnym momencie, kiedy problemy zaczęły się piętrzyć, socjal powiedział: "Stop. Zabieramy Czarka do domu opieki, ponieważ wy sobie nie radzicie".

Zastanawiałam się, czy jego sytuacja nie byłaby gorsza, gdyby socjal nie zareagował?

Szczerze mówiąc, długo miałem żal do socjalu za to, że zepsuł rodzicom ich plan. Oni nie są nieodpowiedzialnymi ludźmi, naprawdę robili, co mogli, wymyślali sensowne rzeczy. Czułem, że to jest trochę nieuzasadniona interwencja. Ale później nagle okazało się, że wywiezienie Czarka do innego miasta prawdopodobnie uratowało mu życie. Za jego głowę była wyznaczona nagroda. Dwóch nastolatków powiązanych z gangami miało zlecenie, aby go zabić.

Z drugiej strony, on w tym domu opieki nie zerwał z przestępczością. Dzieci nie zawsze trafiają do rodzin zastępczych. Czasem lądują w specjalnych domach opieki półotwartych (HVB) albo, w skrajnych przypadkach, do zamkniętych "poprawczaków" (SIS). W obecnym kształcie to są czasami wylęgarnie przestępczości. Szwecja ma z tym ogromny problem. W 2026 roku ma być przeprowadzona duża reforma, ale na razie dziecko może tam albo otrzymać pomoc, albo… stoczyć się po równi pochyłej.

Myślę, że cenną częścią twojej pracy jest fakt, że w wybranych przypadkach oddałeś głos dzieciom, których historie opisałeś.

Starałem się, co nie zawsze było łatwe, nie zawsze wychodziło i nie zawsze też chciałem. Jest też coś takiego jak wtórna traumatyzacja, tak więc w niektórych przypadkach czułem, że rozmowa może otworzyć na nowo rany, albo że dzieci są jeszcze po prostu za małe. Ale rzeczywiście, kiedy czułem, że jest to uzasadnione, zapraszałem do zabrania głosu. I to mi dużo dało.

Jedną z moich rozmówczyń była Elwira, która w wieku 17 lat trafiła do rodziny zastępczej, ponieważ zupełnie nie dogadywała się z matką. Kłóciły się tak, że było to nie do wytrzymania. W pewnym momencie obie zgodziły się, że lepiej będzie, gdy przez jakiś czas pomieszkają osobno. Po osiągnięciu pełnoletności Szwecja zaoferowała jej tak zwane mieszkanie wspomagane.

Jak to wygląda?

Młodzi ludzie wchodzący w dorosłość nie są zostawiani zupełnie sami sobie. Mogą zamieszkać przez kilka lat w mieszkaniach gminnych. W tym samym bloku cały czas przebywają ludzie, którzy są gotowi im pomagać 24 godziny na dobę. Instruować, uczyć "dorosłego życia", począwszy od tworzenia własnego budżetu, a skończywszy na tak prozaicznych rzeczach, jak robienie prania.

I ten system w przypadku Elwiry się sprawdził?

Tak, ukończyła szkołę, zaczęła też odbudowywać relację z mamą. Dalej mieszkają osobno, ale planują razem wycieczki, spędzają wspólne weekendy, a Elwira żyje według własnych zasad. To jeden z podstawowych celów tego systemu. Dbanie o dobro dziecka, ale też o jego wolność.

W krajach nordyckich dziecko jest "małym człowiekiem"...

…który ma swoje prawa i obowiązki. Dziecko jest zachęcane do tego, aby jak najszerzej z tego korzystać. Rola rodzica jest oczywiście ważna, ma on pomagać, wspierać je, aby umożliwić mu jak najlepszy start. Jednak wygląda to inaczej niż w Polsce. W Szwecji rodzic i dziecko idą razem na wywiadówkę. Nauczyciel nie mówi do rodzica, a bezpośrednio do ucznia. Lekarz również zwraca się do dziecka, a opiekun jedynie pilnuje, aby ono zrozumiało, np. jak ma brać leki. Autonomia dziecka jako człowieka jest w Szwecji niesamowicie ważna.

Polski system opieki nad dziećmi się zmienia. Mamy m.in. ustawę Kamilka. Jaka jest, według ciebie, najważniejsza rzecz, która mogłaby pomóc w rozwijaniu i udoskonalaniu tego systemu?

Obawiam się, że to jest rzecz najtrudniejsza - odpowiednie dofinansowanie. Mamy niezłe regulacje, które wprowadzamy już od lat. Zwłaszcza w tej ustawie Kamilka: standardy ochrony małoletnich, komisja Serious Case Review (SCR) do badania najbardziej drastycznych przypadków. Wcześniejsze reformy typu możliwość awaryjnego, natychmiastowego zabrania dzieci z rodziny, jeżeli tam naprawdę źle się dzieje i bezpośrednio zagraża im ogromna krzywda. Niebieska karta, procedura przeciwdziałania przemocy w rodzinie, to są wszystko super przepisy.

Brakuje natomiast specjalistów, pieniędzy w systemie i rodzin zastępczych. Według danych z zeszłego roku około tysiąca dzieci czekało na miejsce w rodzinie zastępczej, mimo że powinny być tam przeniesione od razu.

Rozmawiała Zuzanna Sierzputowska, dziennikarka Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Kobieta
premiumpolacy w szwecjiszwecja

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (64)