Blisko ludziMillenialsi: spędzili młodość w bańce, która pękła

Millenialsi: spędzili młodość w bańce, która pękła

Millenialsi to pokolenie, któremu obiecywało się, że wszystko będzie pięknie, łatwo, że będzie dostatek, a my staniemy się zieloną wyspą. Tymczasem wielu z nich doznało rozczarowania w życiu, otarło się o recesję, a teraz pandemię – mówi socjolożka i psycholożka dr Joanna Heidtman w rozmowie z Katarzyną Trębacką.

Millenialsi nie są aż tak szczęśliwym pokoleniem
Millenialsi nie są aż tak szczęśliwym pokoleniem
Źródło zdjęć: © Getty Images

Pokolenie millenialsów, którego najstarsi przedstawiciele kończą w tym roku 40 lat, jest niezwykłe pod wieloma względami. Obrosło też w wiele stereotypów. Dlaczego tak się dzieje?

Nałożenie wspólnej etykiety na wszystkich, którzy urodzili się w określonym przedziale czasowym, jest bardzo ryzykowne i prawie zawsze pakuje nas właśnie w stereotyp, czyli opisową półprawdę. Jednak trzeba przyznać, że socjologiczne charakterystyki millenialsów sprzed 15 czy 20 lat, wyrażające się o tym pokoleniu niezbyt pochlebnie, nie były zupełnie nieuprawnione. Nic dziwnego, bo to generacja szczególna, pierwsza, która niemal w całości wychowała się w wolnej Polsce.

Moje pokolenie – X – stanowiło pomost pomiędzy bummersami, czyli tymi, których młodość w całości przypadła na czasy PRL-u a millenialsami. Spędziliśmy dzieciństwo w zupełnie innej rzeczywistości, bo w Polsce Ludowej, a studiowaliśmy i wchodziliśmy w dorosłość w realiach o 180 stopni innych, bo w kapitalistycznej, wzrastającej gospodarce. Oba te pokolenia zostały niejako "skażone" PRL-em, za to millenialsi jako pierwsi nie. Dla socjologów i psychologów było niezwykle ciekawe doświadczenie obserwować, jak wzrasta pokolenie, które kompletnie nie jest zakotwiczone w przeszłości i które od innych oddzielone jest wyraźną cezurą, czyli rokiem 1989.

W jakim stopniu stereotypy krążące na temat tego pokolenia są prawdziwe? Mam tu na myśli roszczeniową postawę, brak nabożnego stosunku do pracy, daleko posunięty egocentryzm?

Proszę zwrócić uwagę, że pokolenie X, niezależnie od tego, czy jego przedstawiciele byli ludźmi mieszkającymi w demoludach, czy w bogatych krajach Zachodu, wychowywało się w grupach. Millenialsi i następne pokolenia wychowują się w sieciach. To zmienia wszystko. W grupie trzeba się starać o akceptację, znaleźć swoje miejsce w hierarchii, wykazać się przynajmniej wobec części członków tej grupy lojalnością, dostosowywać się do norm, trochę stłamsić swoje indywidualne ja, żeby dopasować się do tego grupowego, które jest niezwykle ważne. Na dodatek grupa to społeczność, z której można wiele dla siebie wyciągnąć, zbudować swoją wartość jako członka tej grupy. Ten rodzaj społeczności hartuje, daje akceptację i przynależność, rzecz bardzo ważną.

A sieć?

Sieć jest płaska, na dodatek każdy ma dostęp do wielu z nich i w wielu może jednocześnie uczestniczyć. W sieci jest ważne, że coś łączy jej uczestników, np. zainteresowania, ale nie mają oni poczucia przynależności, nie czują się wobec sieci lojalni. Teraz wyobraźmy sobie dwoje ludzi, którzy mają rozpocząć pracę w dużej organizacji, korporacji: jeden wychował się w grupie, drugi w sieci. O ile ten pierwszy jakoś wpasuje się w struktury tradycyjnej firmy, to ten drugi zdecydowanie trudniej.

Dlaczego?

Nie będzie umiał się odnaleźć tam, gdzie współpraca zbudowana jest na hierarchii, gdzie pracodawca wymaga od niego lojalności, narzuca ograniczenia. W sieci pracuje się szybko, w często zmieniających się okolicznościach. Tam ważniejsza jest efektywność niż relacje. Praca to tylko jeden z przykładów. A gdzie dziesiątki innych, które towarzyszyły wzrastaniu większości millenialsów? Ich odwrócenie się plecami do władzy, do hierarchii powodowało, że nie odnajdowali się w tym starym porządku. I to właśnie ten trudny moment w historii, moment przełomu, transformacji zdeterminował ich losy. Wzrastali w nowej rzeczywistości, a chodzili do szkół i zaczynali pracę w korporacjach, które wciąż były zakotwiczone w starym świecie, bo zmiany w różnych obszarach dokonują się w różnym tempie. Trudno się dziwić nieustającym tarciom zarówno na froncie edukacyjnym, jak i organizacji, w których millenialsi zaczynali kariery.

To, o czym pani mówi, dotyczy sfery społecznej, publicznej. A jak przemiany wpłynęły na sferę prywatną?

Nie bez znaczenia jest towarzysząca transformacji zmiana modelu rodzicielskiego. Millenialsi to często dzieci, których rodzicom przyświecała idea helicopter parents. To jest taki sposób sprawowania opieki, który w praktyce oznaczał nadmierną troskliwość, nadopiekuńczość, nieustanne otaczanie troską dziecka we wszystkich aspektach życia. Ten model opiekuńczy na pewno nie pomagał millenialsom w procesie przechodzenia do dorosłości. Nic dziwnego, że dla wielu młodych ludzi załatwienie czegoś samodzielnie okazywało się bardzo trudne. Życie dość brutalnie uświadamiało im, że nie wystarczy być, że trzeba się czymś wykazać, żeby być uznanym przez innych, że trzeba swoją wartość udowodnić. W efekcie wchodzeniu millenialsów w dorosłe życie towarzyszyło mocne zderzenie z rzeczywistością. I myślę, że właśnie stereotypy na temat millenialsów to pokłosie tego zderzenia.

Ale przecież to tylko jedna strona medalu…

Oczywiście. Warto pamiętać, że to także pokolenie, które do wielu organizacji wniosło nową wiedzę, nowe spojrzenie, bardziej otwarte umysły, większą umiejętność łączenia różnych aspektów z kilku dziedzin. Ale także ta wyrażana przez millenialsów chęć działania z punktu widzenia organizacji pracujących w tradycyjnym modelu wydawała się działaniem na skróty.

No właśnie wielu pracodawców skarżyło się, że pokolenie millenialsów nie chce, czy nie umie dopasować się do obowiązujących reguł.

Millenialsi okazali się dość krnąbrni, nie mieli nabożnego stosunku do władzy, do struktur, zupełnie inaczej niż pokolenie nieco starsze, czyli X. Dla jego przedstawicieli praca stanowiła ogromną wartość, byli absolutnie pogodzeni z tym, że jeśli ktoś ma wyższą pozycję w organizacji, to po prostu należy mu się szacunek. Millenialsi, zwłaszcza ci, którzy dysponowali jakąś wiedzą, zupełnie tego nie kupowali. Nie bali się zadawać trudnych pytań i głośno wyrażali swój sprzeciw wobec narzuconych zasad, z których wynikało, że szefowi należy się uznanie tylko dlatego, że jest szefem. To pokolenie, które interesowało, czego ich przełożony dokonał, a nie jaką pozycję w korporacji zajmuje.

Amerykanie przebadali knowledge workers z pokolenia millenialsów, czyli pracowników wiedzy, wykształconych specjalistów. Okazało się, że nie chcą być zarządzani, bo znają swoją wartość i wiedzą w większości przypadków, co mają robić. Nie jest im zatem potrzebne zarządzanie, a przewodzenie. Lekceważą organizacyjną strukturę, nie dziękują swojemu szefowi, bo w ich opinii jego rolą jest pilnowanie, by rzeczy szły do przodu i by praca przynosiła spodziewane efekty. Szybko wyczuwają oznaki nieszczerości, nowomowę i manipulację. Chcą być traktowani indywidualnie, zależy im, by mieć szefów ekspertów, a nie takich, którzy zajmują stanowisko, bo ich największą zaletą jest na przykład lojalność wobec pracodawcy. Szybko się nudzą, chcą się uczyć nowych rzeczy. To są cechy przedstawicieli tego pokolenia, które pracodawcom nastręczały najwięcej trudności i przyczyniły się do powstania stereotypu znudzonego i naburmuszonego millenialsa.

Jednym z zarzutów stawianych temu pokoleniu jest nadmierny, chorobliwy indywidualizm.

Nie bez powodu – jak to nazywają psychoanalitycy – mamy obecnie do czynienia z współczesnością narcystyczną. Przemiany na świecie i okoliczności kulturowe sprzyjały temu, że całe grupy z tego pokolenia pozostały w samozachwycie. Rzesze ludzi trwały w przeświadczeniu, że po co się wysilać, skoro można zostać jutuberem, blogerem, instagramerem, którego podziwiają wszyscy tylko dlatego, że jest. Wierzyły, że można zyskać sławę i pieniądze właściwie za nic. To dla wielu osób z tego pokolenia bardzo nęcąca wizja. Wiara w ten mit spowodowała wśród wielu osób ogromne rozgoryczenie.

Jak wynika z raportu "Delloite Global Millenial Survey 2020" liczba milenialsów deklarujących chęć kontynuowania zatrudnienia u swojego dotychczasowego pracodawcy przez co najmniej pięć lat była większa niż tych, którzy woleliby zmienić pracę w ciągu najbliższych 24 miesięcy. Jest to bezprecedensowy wynik od 2016 roku, kiedy pytanie to pojawiło się w ankiecie Deloitte po raz pierwszy. Czy to znaczy, że millenialsi się starzeją i stabilizacja jest dla nich ważniejsza niż rozwój osobisty?

Nieuchronnie, bez względu na wszystko, z wiekiem stajemy się bardziej konserwatywni. Potrzeba zmiany i rozwoju maleje w stosunku do potrzeby pewnej ciągłości, przewidywalności i bezpieczeństwa. Zmniejsza się też nasz apetyt na ryzyko. To jest normalny cykl życia człowieka, nie ma zatem powodu, żeby millenialsi jemu nie ulegali. Zobaczymy, jak to będzie wyglądało w kolejnych pokoleniach, bo przecież ten cykl też ulega pewnym modyfikacjom w czasie, pod wpływem kultury i otoczenia. Nie sądzę jednak, by kiedykolwiek potrzeba bezpieczeństwa, stabilizacji czy przewidywalności zniknęła zupełnie.

Choć jak się patrzy na pokolenie ludzi, którzy teraz wchodzą w dorosłość, to ta ich sfera komfortu jest minimalna. Jeżdżą po świecie, zmieniają często pracę, wymyślają sobie zajęcia, kreują rzeczywistość na różne sposoby, są proaktywni, a nie reaktywni. Nasz świat zdaje się zmierzać także w tę stronę. Czytałam ostatnio raport PWC o sharing economy, czyli ekonomii dzielenia się. Z tych badań wynika, że własność zdaje się być mitem przeszłości. Młode pokolenie deklaruje brak potrzeby posiadania własnego domu, mieszkania, samochodu, deskorolki i tak na dodatek żyje.

Dlaczego tak się dzieje? Pokolenie boomersów i X uważało kupienie własnego mieszkania za nadrzędny cel życiowy.

Dzielenie się okazuje się być dla tych ludzi idealnym rozwiązaniem ich problemów. Żyją w ciągłym ruchu, podróżują, zmieniają otoczenie, zajęcia. Nie chcą być poprzez własność uwiązani w jednym miejscu. Mogą pożyczyć to, co jest im akurat potrzebne i oddać, gdy potrzebne już im nie będzie. Kredyt dla tych osób jest kulą u nogi, podobnie jak zgromadzone setki przedmiotów, które dla mojego pokolenia wydawały się być niezbędne. Pytanie brzmi, czy ci młodzi, którzy teraz z wielu rzeczy korzystają na zasadzie współdzielenia, w drugiej połowie życia również będą się taką formą posiadania zadowalać.

A wracając do millenialsów, to nie dziwię się, że chcą gdzieś zapuścić korzenie i pracować co najmniej pięć lat. Zwłaszcza jeśli badanie, na które się pani powołuje, było przeprowadzone w 2020 r. Wtedy musimy wziąć poprawkę na pandemiczne okoliczności, które wywróciły wszystko do góry nogami. Obserwuję, że wiele osób z mojego otoczenia, które planowały duże zmiany zawodowe, z powodu pandemii zawiesiły je na kołku. Dzieje się tak w przypadku nawet tych, którzy w swoich pracach przestały czuć się komfortowo i bardzo chcą zmiany.

Jak wynika z badania Deloitte’a, niemal połowa (48 proc.) przedstawicieli pokolenia Z i 44 proc. milenialsów przyznaje, że odczuwa stres stale lub przez większość czasu. Skąd wynika tak wysoki jego poziom? Czy to fakt charakterystyczny dla tego pokolenia, czy dla ludzi w obecnych czasach w ogóle? Co jest największym stresorem dla pokolenia millenialsów?

Mam wrażenie, że odczuwanie silnego stresu nie jest typowo charakterystyczne dla millenialsów, bo jego poziom obecnie jest wysoki wszędzie z dwóch powodów: z racji pandemii i wynikającego z niej poczucia niepewności. Obecnie niemal każdy budzi się z niepokojem z tyłu głowy, bo nie wiadomo, jak będzie wyglądała kwestia jego pracy, zarobków, zdrowia i życia. Nic nie możemy teraz zaplanować, a wszystko to jest niezwykle stresogenne. Do tego dochodzi też "zwykły” stres, z którym szczególnie mierzą się ludzie pracujący w strukturach korporacyjnych, choćby ze względu na presję, której codziennie doświadczają.

Zastanawiające jest jednak, na ile przedstawiciele millenialsów nauczyli się radzić sobie ze stresem. To reakcja organizmu, do której trzeba się przyzwyczaić, nauczyć, jak sobie z nią radzić. U człowieka w drodze rozwoju następuje adaptacja do poziomu stresu, który sam w sobie jest częścią życia i jest w tym życiu niezbędny. Mam obawę, że millenialsi właśnie z powodu tego helicopter parentingu, bycia wyręczanymi przez rodziców w wielu sprawach, chwalonymi, choć nie za bardzo jest za co, zwolnionymi z obowiązku radzenia sobie z frustracją mogą gorzej funkcjonować w życiu dorosłym z powodu braku kompetencji, których nie nabyli w dzieciństwie.

To skutki nadopiekuńczości rodziców millenialsów?

Oczywiście. Dziecko, które nie umie poradzić sobie z frustracją, że nie wszystkie jego potrzeby są od razu zaspokojone, w życiu dorosłym niezwykle trudno daje sobie rade z porażkami. Mamy bardzo wiele naukowych publikacji, które opisują, jaki wpływ na dorosłe życie millenialsów miało wychowanie ich przez nadopiekuńczych rodziców. Nie ma wątpliwości, że brak nabycia w dzieciństwie umiejętności radzenia sobie ze stresem, w życiu dorosłym powoduje poważne problemy w zmaganiu się z trudnościami.

Podczas trwających od ponad pięciu lat w Polsce protestów millenialsi byli tymi, którzy nie angażowali się w nie. Z tego też powodu stali się przedmiotem krytyki boomersów, ale też przedstawicieli pokolenia X. Dlaczego tak się dzieje pani zdaniem?

Sądzę, że to wynik rozczarowania tego pokolenia, któremu obiecywało się, że wszystko będzie pięknie, że będzie łatwo, że będzie dostatek, staniemy się zieloną wyspą. Tymczasem wielu z nich otarło się o recesję, teraz pandemię. Gdy byli młodzi, jak grzyby po deszczu wyrosło mnóstwo uczelni, które przekonywały ich, że każdy może zdobyć wyższe wykształcenie. Tymczasem dla wielu osób skończyło się to na zawiedzionych nadziejach, bo dyplom prowincjonalnej przeciętnej uczelni nie daje im żadnych gwarancji nie tylko lepszej pracy, ale też lepszego życia. Myślę, że poziom rozczarowania tego pokolenia sprawił, że wycofało się ono z działalności społecznej, zwłaszcza w zakresie tych dziedzin życia, na które zdaniem jego przedstawicieli nie ma wpływu. Oni spędzili młodość w bańce, która pękła.

Dr Joanna Heidtman – psycholog i socjolog, trener biznesu, doradca, coach. Wiedzę i doświadczenie zdobywała min. w University of South Carolina i Cornell University w USA. W Pracowni Procesów Grupowych w IS UJ prowadziła przez 10 lat badania dotyczące konfliktów i dynamiki grupowej. Jest współzarządzającym firmy doradczej Heidtman&Piasecki, współzałożycielem Fundacji na rzecz Kapitału Intelektualnego, certyfikowanym wykładowcą Harvard Business Review Polska (ICAN INSTITUTE), prowadzi zajęcia na studiach podyplomowych na SWPS.

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (513)