Miłość po sześćdziesiątce

Seniorzy też szukają szczęścia - najczęściej w sanatoriach i na portalach randkowych. Oto historie miłosne trzech kobiet.

Obraz
Źródło zdjęć: © 123RF
Ewa Kaleta

- Nie mówimy o miłości, ale czasem Tadeusz napisze sms, że jest za mną stęskniony, ja potem czytam tę wiadomość ciągle od nowa. I za nim tęsknię, za moim towarzyszem starości - mówi 74-letnia Grażyna. Seniorzy też szukają szczęścia - najczęściej w sanatoriach i na portalach randkowych. Oto historie miłosne trzech kobiet.

Grażynka, 74 lata

- Miałam szczęście do mężczyzn - mówi Grażynka, wyciągając z szafki cztery klasery ułożone od najmniejszego do największego. - Miałam trzech mężów i jednego wieloletniego partnera. Niektórzy pytają: trzech mężów to szczęście? A ja odpowiadam: tak, bo to były trzy różne historie. Najgrubszy klaser (ostatni) to dokumentacja jej ostatniego i najdłuższego, bo 18-letniego związku, który jako jedyny nie zakończył się małżeństwem. - Boguś nie chciał się żenić, mówił mi, że w naszym wieku to już nie ma po co tych szopek odstawiać.

Grażynka nie cierpiała zbyt długo po rozwodach i rozstaniach. Kiedy tyko związek dobiegał końca, szukała następnego mężczyzny. - Korzystałam z biura matrymonialnego, ze swatek, chodziłam na spotkania towarzyskie. Właściwie zawsze miałam jakiegoś absztyfikanta, aż spotkałam odpowiedniego mężczyznę. Każdy był inny i co innego mi dał.
Z pierwszym mężem był syn, z drugim, poznanym prze biuro matrymonialne, wycieczki zagraniczne i wielka szalona miłość. Z trzecim, z którym zeswatali ją znajomi - stabilizacja i prestiż. Bogdan niewiele miał, był emerytowanym dyrektorem PKP, ale lubił działkę, a to w jesieni życia Grażynki, która miała wtedy prawie 60 lat, okazało się priorytetem.

Grażyna poznała Bogdana na działce, kiedy jej trzecie małżeństwo dobiegało końca. - Piotr, mój mąż, zanudzał mnie historią, szukał ucznia. A ja chciałam na działkę, spacerować, maliny posadzić. A on tylko siedział z nosem w książkach. Ich małżeństwo przetrwało 3 lata, tuż przed rozwodem poznała Bogdana.
- Na początku nie myślałam o nim jak o potencjalnym partnerze. Sądziłam, że tylko się kolegujemy. Nie podobał mi się, był łysy, a ja łysych nie lubiłam. Nawet na początku, jak mnie przytulał, to było to dla mnie nieprzyjemne i nieestetyczne.

Bogdanowi brakowało kobiecej ręki. W małym mieszkanku na warszawskim Grochowie gościł starokawalerski zaduch, pożółkła tapeta, wanna z zaciekami i kanapa z wystającymi sprężynami. Za to jego domek działkowy był jednym z najbardziej reprezentacyjnych w okolicy: trawa przystrzyżona, odmalowany drewniany płotek i taras z grillem, który tylko czekał, aby zapełnić się ludźmi, których Bogdan sam nie miał śmiałości zaprosić. Taras Bogdana jest na prawie każdej fotografii w klaserze. Nocne imprezy, rodzinne spotkania przy grillu, na każdym dużo ludzi i Grażynka najczęściej wtulona w jego ramiona, zawsze uśmiechnięta.

Przez 18 lat ich związku Grażynka ciągle robiła remonty. Jako była przedszkolanka miała niską emeryturę, ale była oszczędna.
- Generalny remont łazienki, malowanie, nowe tapety, elegancki regał zamiast peerelowskiej meblościanki, kuchenka gazowa zamiast jednego palnika polowego - wylicza. - Bogdan na remonty ledwo się dorzucał, nie chciał inwestować, a ja chciałam ładnie mieszkać. Kiedy się zorientowałam, że on kalkuluje i oszczędza na mnie, to po pierwsze zrozumiałam, dlaczego nie chciał się ożenić, a po drugie postanowiłam kupić kawalerkę na boku, żeby w razie czego mieć gdzie mieszkać.

Była między nimi granica, której Bogdan nie chciał przekroczyć. Tą granicą były pieniądze, dla Grażynki jednoznaczne z zaangażowaniem. - Nie chciał, żebym cokolwiek po nim odziedziczyła, żebym była prawnym partnerem, żebyśmy w razie rozstania nie musieli specjalnie się głowić nad podziałem majątku. Człowiek już w tym wieku myśli głównie o sobie, tego niby nie widać, o tym się nie mówi, ale czuje się za każdym razem, kiedy się robi zakupy. Mimo że ten związek był dla obojga najdłuższy w życiu, nigdy nie mieli wspólnych pieniędzy. Czynsz, rachunki, zakupy - wszystko dzielił na pół. Ale sypialnię na pół podzieliła już sama Grażyna.

Bogdanowi Grażyna się podobała, chciał się często kochać, ale ona nie miała już takich potrzeb. - Seks mnie nie interesował, byłam już po menopauzie. Szukałam partnera do wspólnej codzienności, nie do łóżka. Zresztą tacy starsi panowie najbardziej się boją, że nie podołają. I ten lęk o męskość jest tematem nie tylko seksualnym, ale kluczem do rozumienia ich zachowań - uważa.
Grażynka o Bogdanie mówi: dobry człowiek. Kiedy pytam, czy ta miłość nie była kalkulacją z obu stron - spółką, a nie miłością, robi się smutna. - Zadra została. Ale dobrze nam było razem - mówi rozkładając klaser. Pokazuje mi ich wspólne zdjęcia z pieszych wycieczek. - Po trzech małżeństwach wiedziałam, że nie można mieć wszystkiego, ale z kimś ma się zawsze więcej niż samemu. Zawsze.

To jasne w obliczu jej czterech pamiątkowych klaserów, które trochę przypominają trofea. Od zawsze była z kimś. Pierwszy raz wyszła za mąż, gdy miała 18 lat. W rodzinnym domu były trzy córki, to było duże obciążenie dla skromnego budżetu rodziców. - Byłam zaradna. Wiedziałam, że trzeba sobie jakoś radzić, odciążyć rodziców, co w tamtych czasach było jednoznaczne z zamążpójściem. Pierwszy mąż był chorobliwie zazdrosnym człowiekiem. Kiedy się rozstawaliśmy, wyszłam od niego tak, jak stałam. Męczyłam się z nim tyle lat ze względu na syna. Chłopak powinien mieć ojca. Kiedy się rozwodziliśmy, był już na tyle dorosły, żeby nie czuć się zraniony i porzucony. Zresztą syn sam zaczął dostrzegać, że jego własny ojciec jest zazdrosny, widząc naszą czułość. Wyprowadziliśmy się oboje, ale syn szybko się usamodzielnił.

Grażynka całe życie pracowała w przedszkolu, wieczorami dorabiała jako opiekunka, dopiero kilka lat temu postanowiła zająć się przyjemnościami. - Praca mnie pochłaniała, lubiłam dzieci. Zawsze dbałam też o to, żeby mieć na boku jakieś odłożone pieniądze.
Dziś, dwa lata po śmierci Bogdana, Grażynka nadal szuka miłości. Ma konta na portalach randkowych, korzysta z zaproszeń w ciemno, inicjowanych przez znajomych, jej telefon co chwilę wibruje, bo dostaje wiadomości od mężczyzn. Czytając je chichocze. „Odpiszę później” - dodaje za każdym razem. Jej ostatni adorator pochodzi z Poznania, poznali się przez internet. - Takiej chemii to z żadnym z nich nie miałam - mówi.

Liliana, 68 lat

- Nie wierzę w swoje pokolenie - mówi Liliana. To zdanie będzie się powtarzać przez całą naszą rozmowę jak refren. - Mężczyźni z mojego pokolenia to synusie swoich mamuś, którzy zawsze byli stawiani przez nie na piedestale. Rozpieszczeni, roszczeniowi i despotyczni chłopcy w ciałach dorosłych mężczyzn. Potrzebują kucharki i sprzątaczki, a nie partnerki - dodaje.
- W moim domu rodzinnym panował zimny chów, nie miałam kontaktu z ojcem, przychodził po pracy do domu, kładł pensję na stół, jadł obiad, czytał gazetę, oglądał telewizję i szedł spać - opowiada. Jako młoda dziewczyna zarzekała się, że nie powtórzy historii swojej matki, która była kucharką, sprzątaczką i jedyną opiekunką dzieci.

- Miałam wielkie ambicje, chciałam stworzyć idealny dom. Czy muszę dodawać, że mi nie wyszło? Mąż Liliany był kopią jej ojca: przed ślubem troskliwy i czuły, po ślubie - samolubny i zimny.
Rozwiodła się z nim po 20 latach małżeństwa, kiedy córka była nastolatką. Liliana usłyszała od niej: rozwiedź się mamo.
- To chyba najsilniejszy bodziec, jaki można dostać. Widziała, że jestem nieszczęśliwa. Ona też była w skowronkach. Mąż był wojskowym i traktował nas jak swoich żołnierzy, którzy mają być posłuszni - opowiada.

Dopiero 17 lat po rozwodzie odważyła się poszukać mężczyzny. - Po takim małżeństwie trzeba dojść do siebie, czasem latami. No i jest ten lęk, że znowu nie wyjdzie. Po 17 latach poczułam, że może warto spróbować, miałam dość samotności. Ale bez oczekiwań i wygórowanych wymagań. Może uda się zbliżyć do mężczyzny, zaprzyjaźnić, może nawet zakochać. Założyła konta na profilach randkowych, chodziła na imprezy dla singli, zapisała się do biura matrymonialnego.

Jeden z adoratorów Liliany namawiał ją, by przyjęła na swoje konto zdefraudowane pieniądze z zagranicy. Był gotów rozwieść się z żoną, jeśli Liliana udostępni swoje dane i nie będzie o nic pytać. Inny prosił ją, by udostępniła listę swoich znajomych, żeby mógł rozesłać im ofertę reklamową swojej firmy. Kolejny chciał wiedzieć, jaką ma emeryturę, ile metrów ma jej mieszkanie i czy jej córka jest samodzielna finansowo. Liliana się poddała, znajome małżeństwo widząc jej porażki postanowiło zeswatać ją ze swoim przyjacielem, który miał być miłym, kulturalnym i bezdzietnym rozwodnikiem. Okazało się, że nadal mieszka i żyje z żoną, bo nie ma się gdzie wynieść, ale nikomu się do tego nie przyznaje.

Zofia, 75 lat

Życie uczuciowe Zofii to jej wielka tajemnica. Bo w małych miasteczkach do miłości prawo mają tylko młodzi. - Śmialiby się ze mnie. Nawet między kobietami panuje zmowa milczenia. Tak jakby na starość uczucia miało się już tylko do dzieci i wnuków.
A we mnie jednak jeszcze pali się ogień i chcę się poprzytulać, postarać dla kogoś. Umalować się, sukienkę ubrać - przyznaje.
W miasteczku Zofia jest jedną z wielu wdów. Po śmierci Antoniego poczuła ulgę. Cierpiał, rak atakował wszystkie organy, a ona była zmęczona, chciała, żeby umarł w domu, odsyłała pielęgniarki. Spędzili razem 50 lat, prowadzili małą piekarnię, odchowali dwóch synów.
Antonii dbał o żonę, pamiętał o wszystkich rocznicach, imieninach. - Kwiaty to mi nawet na starość zrywał. Ciężej pracował, ja się mogłam wyspać do szóstej, a on już w piekarni handlował. Całe życie brał na siebie więcej. Tylko tak umiem o tej miłości mówić. I mimo że teraz w moim sercu jest Tadeusz, to Antosia z niego nie wygoni - mówi.

Tadeusz to emerytowany lekarz, ma 78 lat, nie żyje z żoną od wielu lat, ale mieszkają razem. Nie rozwiedli się dla dzieci, potem dla wnuków, a teraz są ze sobą z przyzwyczajenia.
Od ponad dwóch lat spotykają się dwa razy w roku w sanatorium. Zofię wspomagają finansowo zaradni synowie, a Tadeusz ma wysoką emeryturę i znajomości. - Nie mówimy o miłości, ale czasem Tadeusz napisze wiadomość, że jest za mną stęskniony, a ja potem tego smsa ciągle czytam i czytam od nowa. I ja za nim tęsknię, to mój towarzysz starości - zapewnia.

Ewa Kaleta/(ek)/(kg), WP Kobieta

Wybrane dla Ciebie

"Przehulała" pieniądze za "TzG". Dziś zarabia krocie
"Przehulała" pieniądze za "TzG". Dziś zarabia krocie
Serce aktorki nie raz zostało złamane. "Zostałam skrzywdzona"
Serce aktorki nie raz zostało złamane. "Zostałam skrzywdzona"
To najpiękniejsze imię świata. Naukowcy nie mają wątpliwości
To najpiękniejsze imię świata. Naukowcy nie mają wątpliwości
Drugiego męża poznała w telewizji. "Nawet nie wiedziałam o jego istnieniu"
Drugiego męża poznała w telewizji. "Nawet nie wiedziałam o jego istnieniu"
Po odwyku przestała grać. Tak dziś zarabia na życie
Po odwyku przestała grać. Tak dziś zarabia na życie
Był uzależniony od alkoholu i pornografii. "Robiłem sobie krzywdę"
Był uzależniony od alkoholu i pornografii. "Robiłem sobie krzywdę"
Od roku jest singielką. "Dawno nie miałam tak fajnych randek"
Od roku jest singielką. "Dawno nie miałam tak fajnych randek"
Rozwija karierę w Hollywood. O jego nowej relacji aż huczy
Rozwija karierę w Hollywood. O jego nowej relacji aż huczy
Niedługo przed śmiercią dzwonił do jej mamy. Mówił, że źle się czuje
Niedługo przed śmiercią dzwonił do jej mamy. Mówił, że źle się czuje
Wygrała w sądzie ze stalkerem. Teraz mówi do mężczyzn. "Nie radzę"
Wygrała w sądzie ze stalkerem. Teraz mówi do mężczyzn. "Nie radzę"
Ważny zabieg w październiku. Wiosną nie będzie ani jednego szkodnika
Ważny zabieg w październiku. Wiosną nie będzie ani jednego szkodnika
Rozstali się po 21 latach. Nigdy nie wzięli ślubu
Rozstali się po 21 latach. Nigdy nie wzięli ślubu