Monika Mazur-Chrapusta dostała setki wiadomości od ciężarnych kobiet. "Przecierałam oczy ze zdumienia"
"Czułam się jak intruz, byłam w szoku, chciało mi się płakać, chciałam stamtąd uciekać". Monika Mazur-Chrapusta w rozmowie z WP Kobieta szczerze o braku empatii w stosunku do ciężarnych, kobiecej niesolidarności i tym, czy znana twarz sprawiła, że było jej łatwiej niż innym.
Monika Mazur-Chrapusta wyznała na Instagramie, że mimo widocznej, zaawansowanej ciąży i złego samopoczucia nie została przepuszczona w kolejce do sklepowej kasy. Na jej wyznanie zareagowały setki kobiet, które również tego doświadczyły. Aktorka w rozmowie z WP Kobieta wyznaje, jak czuła się podczas feralnej historii, wyjaśnia, z czego może wynikać powszechny brak empatii i czy bycie rozpoznawalną pomogło jej uniknąć wielu podobnych sytuacji.
Xymena Borowiecka: Pani historia wywołała medialne poruszenie, jednak niewiele osób zwróciło uwagę na jej niewątpliwie pozytywny aspekt. Dzięki pani wyznaniu wiele kobiet odważyło się podzielić tym, co spotkało je w ciąży, są pani wdzięczne za to, że poruszyła pani ten temat.
Monika Mazur-Chrapusta: Niestety tak. Zauważyłam, że niektóre portale zwróciły uwagę tylko na to, że narzekam na starsze osoby, a nie na to, że równocześnie ich bronię. Moja historia nie była aż tak straszna, ja sobie poradziłam, ale to, co otrzymałam od innych kobiet sprawiło, że momentami przecierałam oczy ze zdumienia. Ilość zawiści, to, że kobieta-kobiecie wilkiem… To jest bardzo przykre.
O tym, jak wygląda pierwszeństwo i ustępowanie miejsca kobietom w ciąży w Polsce, przekonała się pani na własnej skórze. Co pani czuła, stojąc w kolejce, przysłuchując się tej dyskusji? Nieprzyjemności wypowiadane w obecności kobiety, która oczekuje dziecka, bolały?
Tak, jak powiedziałam na Instastories – do tej pory spotykałam się wyłącznie z pozytywnymi zdarzeniami. Byłam przepuszczana, jednak bardzo często mówiłam, że dziękuję, jest OK, poczekam. Całą ciążę nie było takiej potrzeby, czułam się rewelacyjnie. Dopiero dziewiąty miesiąc był uciążliwy. Ta sytuacja to był jeden jedyny raz, kiedy poczułam się słabo. Wcześniej zdarzało się, że pani kasjerka specjalnie dla mnie otwierała kasę, a teraz po raz pierwszy naprawdę tego potrzebowałam. Widziałam, że nikt się nie kwapi, więc podeszłam do kasjerki i zapytałam, czy mogłaby otworzyć drugą kasę lub obsłużyć mnie poza kolejnością i wtedy się zaczęło. Starsze panie – z naciskiem na PANIE - zaczęły dosłownie "ujadać". Czułam się jak intruz, byłam w szoku, chciało mi się płakać, chciałam stamtąd uciekać.
Cała uwaga, wszystkich klientów przy wszystkich czynnych kasach była skupiona na mnie, a ja przecież tylko po cichutku podeszłam do jednej z ekspedientek, która mnie zna, bo często robię w tym sklepie zakupy i przecież nie jesteśmy sobie obce. Byłam w szoku, bo ona nie tylko nie broniła mnie, ale była po stronie tych pań. Usłyszałam teksty typu: "jak ja byłam w ciąży, to nikt mnie nie przepuszczał", "co to za wymysły", to było straszne. Z perspektywy czasu już wiem, co powinnam odpowiedzieć, ale wtedy byłam w szoku. Jak to mówią: Mądry Polak po szkodzie...
Mówiła pani o tym, że kobiety spoglądały na brzuszek i odwracały wzrok. Czy według pani mamy problem z okazywaniem empatii, wypieramy fakt, że wypadałoby udzielić pomocy?
Wydaje mi się, że jesteśmy tak skupieni na sobie, tak pędzimy, że mamy wrażenie, że jeśli przepuścimy tę jedną osobę, to stracimy pół życia – to jest raz. Dwa – dużo kobiet pisało do mnie, że ma pewien problem. Chciałoby przepuścić, ale nie wie, czy pani jest w ciąży, czy jest troszkę większa. Rozumiem to, bo sama wiele lat temu miałam taką sytuację, że nie wiedziałam.... Tak czy siak, wydaje mi się, że w tym przypadku brak empatii wynika głównie z egocentryzmu. Jest to przykre.
Spodziewała się pani, że to problem na tak wielką skalę, a pani wyznanie spotka się z gigantycznym odzewem?
Nie, absolutnie nie. Ten temat wzbudził ogromne poruszenie. Ilość wiadomości i komentarzy jest taka, że nadal nie zdążyłam wszystkiego odczytać. Pośród tych szokujących historii kobiet pojawiły się też oczywiście takie teksty, jak: "skoro poszła pani do sklepu, to trzeba było się liczyć z tym, że będzie pani stała w kolejce", "ciąża to nie choroba", czy "gdy ja źle się czułam, to w zakupach wyręczał mnie mąż". W porządku, ale starość to też nie choroba, a jednak rodzice nauczyli mnie, że starszym ludziom należy ustępować. Nie każda kobieta ma partnera, który może ją wyręczyć w zakupach, a dodatkowo samopoczucie w ciąży może zmieniać się z minuty na minutę. Tutaj kłania się po prostu kultura osobista i odrobina empatii.
Wielu uważa, że kobieta w ciąży niczym się nie różni od przeciętnego człowieka, a jednak wiedza medyczna świadczy na niekorzyść tej teorii. Czy według pani, to że coś takiego przydarzyło się osobie publicznej, rozpoznawalnej aktorce sprawić, że wreszcie to zrozumiemy?
Zgadzam się - ciąża to nie jest choroba, jednak to absolutnie wyjątkowy stan, który każda kobieta przechodzi inaczej. Absolutnie nie spodziewałam się, że moja relacja wywoła aż taką lawinę, ale jeśli dzięki temu chociaż jedna kobieta w ciąży zostanie przepuszczona jeden raz więcej – to będzie sukces. Chciałabym, żeby mój apel został właśnie tak odebrany, że warto pomagać, a nie: "Mazur narzeka na starsze panie". Mam niestety wrażenie, że mentalność naszego społeczeństwa jeszcze przez wiele lat się nie zmieni.
Jest pani osobą znaną i można by pomyśleć, że taka historia pani nie spotka. Czy mimo wszystko uważa pani, że pozytywne reakcje wynikały z tego, że ktoś panią rozpoznawał, dlatego był milszy?
Wątpię. Moja ciąża przypadła na czas pandemii. Stosowałam się do zaleceń – nosiłam maseczkę, a dodatkowo okulary przeciwsłoneczne, bo było ciepło i świeciło słońce, więc byłam zdecydowanie niepoznawalna. Mam szczerą nadzieję, że to była dobra wola tych ludzi, którzy proponowali mi swoją pomoc, a nie wynik tego, że mnie rozpoznali.
Wspominała pani, że przez cały okres ciąży przebiegał spokojnie, a jak się pani czuje teraz?
Rzeczywiście nie mogę narzekać. Ominęły mnie wszystkie typowe dla pierwszego trymestru dolegliwości jak omdlenia, mdłości czy wymioty. Od 4 miesiąca codziennie rozpierała mnie energia, udało mi się pracować na planie serialu i prowadzić program do początku 9 miesiąca, mogę więc chyba powiedzieć, że jestem szczęściarą. Nawet hormony nie dały mi popalić, tak przynajmniej twierdzi mój mąż (śmiech). Jak czuję się teraz? Wciąż wspaniale.