"Kiedy będzie dzidziuś?". Naruszenie intymności, które może ranić
Patrycja co miesiąc przeżywa dramat. Monika już dawno podjęła decyzję. Magda ma jeszcze czas. A jednak każda z kobiet co i rusz jest przepytywana z planów dotyczących prokreacji. Zdaniem ekspertki takie pytania są niedopuszczalne. I nie trzeba na nie odpowiadać.
Nieważne, czy jesteś Olą Kwaśniewską, Zofią Zborowską czy Anną Kowalską. Jeśli masz więcej niż 25 lat i nie masz dzieci, prędzej czy później zderzysz się z pytaniem: "no to kiedy zostaniesz mamą?". W dobrej wierze albo z czystej ciekawości zada je ktoś z rodziny, dalszy znajomy. I możliwe, że bardzo cię to zirytuje. Albo zaboli.
Patrycja cierpi w milczeniu
Możesz wzorem Oli Kwaśniewskiej odpowiedzieć ostro. Możesz zbyć pytanie śmiechem albo milczeniem. Możesz, jak Patrycja, zalać się łzami. – Z moim mężem jesteśmy razem 10 lat, z czego 5 po ślubie. Oboje marzymy o dzieciach. Oboje co miesiąc płaczemy, kiedy jak w zegarku pojawia się kolejna miesiączka. Moja rodzina nie wie o naszych problemach, choć pewnie się domyśla, choćby po moich relacjach. To dla nas bardzo trudny temat, o którym rozmawiamy z terapeutą i parą przyjaciół, którzy są w podobnej sytuacji – mówi Paulina.
Pytam, dlaczego nie wtajemniczyła rodziny w problem. Może wtedy pytania by się skończyły? – Nie mówię im, bo mam wrażenie, że co miesiąc pytaliby, czy się udało. A ja mam problem z powiedzeniem mężowi, że znowu nie wyszło, a co dopiero z informowaniem rodziców i teściów. Czuję, że to jeszcze pogłębiłoby poczucie porażki – zwierza się.
Naruszenie intymności
Dorota Gawlikowska, psychoterapeutka, która pracuje z parami zmagającymi się z niepłodnością, zauważa, że tego rodzaju pytania są naruszeniem intymności i nikt nie powinien ich zadawać. – W naszym społeczeństwie panuje pewna dwoistość. Z jednej strony panuje ogromny opór przed edukacją seksualną, a jednocześnie, zwłaszcza kobiety w wieku rozrodczym, są atakowane takimi pytaniami, które są de facto pytaniami o intymność i o seks – tłumaczy.
Psychoterapeutka podkreśla, że jednostkowo niewiele można zmienić. Potrzebna jest wielka kampania edukacyjna, która normalizowałaby niepłodność. – W Polsce jeszcze nie ma świadomości, takiej zbiorowej, że niepłodność to ciężka i powszechna choroba, której doświadcza 1 na 5 par – diagnozuje i dodaje, że jedną z takich akcji jest Międzynarodowy Tydzień Bezdzietności.
To inicjatywa organizowana od 2017 roku przez Stephanie Phillips, kierowana do osób, które nie mają dzieci nie z wyboru: zmagają się z niepłodnością, nie mogą donosić ciąży, doświadczyły poronienia, martwych narodzin. W krajach anglosaskich inicjatywa jest coraz bardziej popularna. W Polsce temat bezdzietności nie z wyboru nadal obarczony jest ogromnym tabu.
"Nie chcę przekazywać wadliwych genów"
Monika Dobrzyńska jest na drugim końcu spektrum. Nie ma dzieci i mieć ich nie będzie, bo tak zdecydowała. I przez lata słyszała, że jeszcze zmieni zdanie. – Kobietom często się wmawia, że decyzja o bezdzietności wynika z niedojrzałości i że jak dojrzeją, to zmienią zdanie. No cóż, mam 36 lat, więc chyba jestem już dostatecznie dojrzała. A jeszcze czasem toczę jakieś rozmowy z moją matką o to, czy aby na pewno nie chcę mieć dzieci, bo jeszcze mam na to szansę. Choć robimy to coraz rzadziej. Mojej mamie nie mieści się w głowie, że ktoś może nie chcieć dzieci i pewnie myśli, że ja jestem strasznie nieszczęśliwa i nie chce mnie dobijać – mówi Monika i dodaje, że medyczna historia rodziny tym bardziej utwierdziła ją w przekonaniu, że bezdzietność to dobry wybór.
– Wszyscy w mojej rodzinie chorowali na nowotwory. Moja mama, moja babcia, dziadek, no i ja. Mam wrażenie, że przekazywanie komuś moich genów byłoby okrucieństwem – mówi wprost Monika.
Jesteś kobietą, nawet gdy nie jesteś matką
Dorota Gawlikowska podkreśla, że to przekonanie, że pełnia kobiecości jest równoznaczna z macierzyństwem to idea, która w Polsce pokutuje od dawna. I choć młodsze pokolenia kobiet w szerokiej perspektywie dostrzegają absurd tego założenia, gdy pytać o ich osobiste doświadczenia, często jednak powielają stereotyp.
– Widzę to u moich pacjentek. Gdy pytam, czy kobieta, która nie jest matką, nie jest w pełni kobietą, oburzają się. Ale gdy rozmawiamy o nich samych, często mówią, że brak dziecka odczuwają jako ogromną pustkę, jako coś, co sprawia, że nie czują się w pełni wartościowe – mówi psychoterapeutka.
Jednocześnie podkreśla, że te absolutnie niestosowne pytania dotyczące prokreacji często wynikają z dobrych pobudek albo chęci dzielenia się radością, lub, co ciekawe, chęci poprawienia sobie humoru. – Kobiety ze starszych pokoleń żyły w bardzo trudnych czasach. Dzieci były dla nich sensem życia i są przekonane, że dla młodszych pokoleń też tak jest. Kiedy więc pytają o, to kiedy pojawi się potomstwo, chcą wyrazić troskę. To ich oczywiście nie usprawiedliwia i absolutnie nie oznacza, że trzeba się komukolwiek tłumaczyć – dodaje ekspertka.
Nadgorliwość młodych rodziców
Pytam więc o poprawianie humoru. Zdaniem Gawlikowskiej dotyczy to najczęściej świeżo upieczonych rodziców. – Ich świat diametralnie się zmienił. Są niewyspani, mają tyły w pracy, martwią się o finanse i przyszłość. Dla wielu z nich to mimo wszystko najpiękniejszy okres w życiu i dlatego starają się szczerze zachęcić innych do posiadania dzieci. Ale niektórzy z nich czują, że to doświadczenie ich przytłacza i chcą się jakoś utwierdzić w przekonaniu, że pomimo niedogodności decyzja o założeniu rodziny była dobra. Tym bardziej chętnie mówią więc dookoła, jak fantastycznym doświadczeniem jest rodzicielstwo i pytają znajomych-równolatków, kiedy dołączą do grona rodziców. I czasem są w tym bardzo skupieni na sobie, a nawet nietaktowni – kwituje ekspertka.
O braku taktu wie coś Magda. Jej teść regularnie pyta, kiedy doczeka się wnuków, choć oprócz syna – męża Magdy – ma jeszcze troje dzieci, z czego dwoje ma już potomstwo. – Jest w tym wszystkim totalnie obcesowy. Mam wrażenie, że pytanie o to, czy jestem w ciąży, jest na jego liście tematów do odhaczenia przy każdym rodzinnym obiedzie – opowiada Magda.
– Czy mnie te pytania bolą? Nie. Jedynie irytują. Nie staramy się teraz o dzieci. Jesteśmy skupieni na pracy, chcemy kupić własne mieszkanie. Decyzja o dziecku nie powinna być podejmowana pod wpływem presji z zewnątrz, więc jak mogę, bronię się przed nią. Choć bywam obcesowa, a czasem reaguję wręcz agresywnie – zwierza się kobieta.
W gabinecie terapeutycznym Doroty Gawlikowskiej temat reakcji na pytania bliskich pojawia się często. Terapeutka jest zwolenniczką stawiania granic. – Nie musimy się nikomu tłumaczyć ani z naszych decyzji, ani ze stanu zdrowia – podkreśla. – Postawić granice warto dla samego siebie, żeby mieć poczucie, że się obroniliśmy i że daliśmy radę zareagować. Nasze reakcje mogą być różne. Zawsze zależą od tego, z czym kto czuje się dobrze. Czasem obrócenie czegoś w żart pomoże, a czasem już nie wystarcza, bo rodzi się złość. Można też powiedzieć, nie tłumacząc przyczyn, że pytanie jest nie na miejscu. "Przekraczasz granice mojej intymności. Nie każdy ma dzieci, ale każdy ma prawo do swoich decyzji. Teraz ingerujesz w moje decyzje i ja się na to nie zgadzam" – podpowiada terapeutka.
Niepłodność to choroba, a nie powód do wstydu
Dodaje też, że część jej pacjentów decyduje się otwarcie mówić o swoich zmaganiach z niepłodnością. Choćby dlatego, żeby przełamać tabu i pozbyć się wstydu, jaki nierzadko odczuwają.
– Niepłodność nie jest wstydliwa. To jest choroba. Nie wstydzimy się przecież nowotworów czy chorób serca. Niepłodność nie jest wyborem, nie jest rzeczą, na którą ktoś zasłużył, czy "zapracował", jak twierdzą czasem skrajnie prawicowi politycy. Jeszcze raz powiem – niepłodność to choroba, która dotyka 20 proc. par w Polsce. Osobom chorym potrzebne są diagnostyka, leczenie i wsparcie. A zadawanie pytań dotyczących prokreacji nie jest wsparciem, najczęściej jest zaspokojeniem własnej ciekawości i świadczy o osobie pytającej, a nie o adresacie tych pytań – podsumowuje terapeutka.