Miała być historyczką, została pielęgniarką paliatywną. Wszystko zmieniła śmierć mamy
Monika Marszał studiowała historię, ale w wieku 30 lat odkryła, że ma zupełnie inne powołanie. Skończyła studia pielęgniarskie i obecnie opiekuje się osobami starszymi. W rozmowie z WP kobieta zdradza powody swojej decyzji.
15.10.2021 08:04
Justyna Sokołowska: Moniko, trafiłam na twój profil w mediach społecznościowych przypadkiem, bo przyciągnęły mnie ciekawostki dotyczące lat PRL-u, które publikujesz. Dopiero potem odkryłam, że autorka tych postów jest pielęgniarką paliatywną. A potem jeszcze się okazało, że tak naprawdę to miałaś być nauczycielką historii. Dosyć zaskakujące losy…
Monika Marszał: Jestem z rocznika ’78 i chętnie wracam wspomnieniami do czasów młodości. To też mój sposób na odreagowanie pracy, bo lubię pisać. Natomiast właśnie minęło 10 lat, od kiedy pracuję w zawodzie, który był moim marzeniem od dziecka. Jednak w latach 90. szkoły pielęgniarskie nie były takie prestiżowe. Popularna była raczej droga edukacji: ogólniak, matura, studia. Dlatego właśnie skończyłam historię, choć tak naprawdę nie chciałam uczyć w szkole. Później pracowałam dorywczo, angażowałam się też jako wolontariusz w domach opieki. Dopiero mając 30 lat, zdecydowałam się zostać pielęgniarką.
Nie miałaś obaw, czy to na pewno dobry czas na zmianę?
Wahałam się, czy dam radę. Zwłaszcza że moja córka była jeszcze wtedy bardzo mała. Ale zawzięłam się i poszłam na pielęgniarstwo. Co istotne, gdy byłam na pierwszym semestrze, moja 60-letnia mama ciężko zachorowała. Wtedy postanowiłam właśnie, że chcę pracować jako pielęgniarka paliatywna, dla ludzi starszych, chorujących na choroby onkologiczne. Chciałam zajmować się pacjentami, którzy są bezbronni, nie potrafią powiedzieć, co czują, czego chcą. W postanowieniu tym utwierdziłam się, kiedy odwiedzałam mamę w szpitalu i widziałam podejście niektórych pielęgniarek, które nie do końca mi się podobało.
Zdarzały się sytuacje, że cewnik nie był wymieniany, ludzie starsi czy chorzy leżeli bezbronni. W dodatku ta komunikacja z pacjentem pozbawiająca go godności, mówienie do mojej mamy na ty: "I co, wstałaś już?". Oczywiście są też naprawdę wspaniałe pielęgniarki, ciężko pracujące, z powołania, ale moja mama nie trafiła najlepiej. Pomyślałam sobie wówczas, że ja nie chcę być taką pielęgniarką. Pielęgniarstwo to powołanie i podejście do drugiego człowieka, nie tylko zawód.
Obecnie pracujesz w domu opieki, gdzie około 40-50 proc. pacjentów stanowią ludzie z demencją. Trafiają tu też pacjenci z chorobami nowotworowymi. Zapewne zdarzyło się, że towarzyszyłaś swoim pacjentom w tych ostatnich momentach.
Ostatnio miałam sytuację, kiedy umarł chłopak w moim wieku. Chorował kilka miesięcy, choroba mięśni postępowała bardzo szybko. Wciąż mam przed oczami jego uśmiech, te smutne oczy, a jednocześnie się śmiejące i ten kciuk, którym pokazywał, bo już nie był w stanie mówić. Innym razem, w nocy (zgodnie z prośbą rodziny) musiałam powiadomić mamę o śmierci syna. Nie słyszała mnie dobrze przez telefon, miała głos pełen nadziei i zanim zdążyłam jej powiedzieć, co się stało, to zadała mi pytanie: "Jak się czuje mój syn, lepiej?". To było trudne powiedzieć jej wtedy, że niestety nie żyje…
My, pielęgniarki, widzimy, kiedy zbliża się śmierć, staramy się więc wcześniej poinformować rodzinę, żeby zdążyła się pożegnać. To jest dla nich bardzo ważne. Ja sama nie miałam takiej szansy i do dziś zostałam z tym, o co mogłam zapytać moją mamę, co mogłabym jej powiedzieć, czy była przygotowana na śmierć, czy też nie.
Zobacz także
Są różne rodzaje demencji, np. choroba Alzheimera czy otępienie czołowo-skroniowe. Choroba zmienia ludzi. Ktoś, kto zawsze pamiętał o wszystkim, nad wszystkim panował, stał się kompletnie pogubiony, myli nazwy, imiona, w kółko powtarza to samo… Rodzina przestaje sobie radzić i oddaje bliskiego do domu opieki. Takie osoby są stygmatyzowane?
Kiedyś myślałam, jak wiele osób myśli, że rodzina, która oddaje starszą osobę do domu opieki, chce się pozbyć problemu. Teraz się wstydzę, że tak myślałam, ale wynikało to po prostu z braku wiedzy i doświadczenia. Dziś nie potępiam tych rodzin, ponieważ wiem, że opieka nad pacjentem paliatywnym jest niezwykle trudna i wyczerpująca. Czasami więc potrzeba wykwalifikowanego personelu, który ma wiedzę i potrafi dobrze się nim zająć. Choroba może mieć różny przebieg, ale zawsze kończy się opieką 24 godziny na dobę, kiedy praktycznie pacjent traci już kontakt z rzeczywistością.
Wiele rodzin postanawia zajmować się chorym we własnym zakresie. Co byś im doradziła?
Ważne jest to, żeby wejść w jego świat, nie pytać: "Dlaczego nie zjadłeś jeszcze obiadu? Mówiłam ci już 100 razy, a ty dalej nie jesz". To pytanie spowoduje w nim irytację, bo skonfrontujemy go z jego zaburzeniami pamięci. Pacjenci z demencją, tak jak zdrowi ludzie, potrzebują akceptacji, uśmiechu, przytulenia. Różnica polega na tym, że nie są w stanie powiedzieć o swoich potrzebach, denerwują się, czasem krzyczą. Tutaj ważna jest nasza cierpliwość. Jedna z moich pacjentek ciągle powiela pytanie: "Jak długo tu pracujesz?". Za każdym razem cierpliwie na nie odpowiadam. Kiedy mówi: "Chcę iść do domu", to znaczy, że czuje się nieszczęśliwa w tej sytuacji, w jakiej się znajduje. Żeby ją uspokoić, można powiedzieć np. "Pani jest bardzo dobrą mamą!".
Słuchajmy, nie poprawiajmy. Wspierajmy w tym, co zawsze nasza bliska osoba lubiła robić, np. w tańcu, śpiewach itp. Jeśli nie możesz dodać już życiu dni, dodaj dniom życia. Potrzymaj za rękę, rozmawiaj, uśmiechnij się, po prostu bądź. Nie zmieniaj chorego na demencję, zmień swoje podejście. Pacjent do końca pozostaje człowiekiem i zasługuje na godność oraz szacunek.
Zapraszamy na grupę FB - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!