Mówią o niej: najbardziej radykalna zakonnica w Europie
Chce rządzić Katalonią, krytykuje Kościół, polityków ograniczających prawa kobiet, także do aborcji, walczy z kapitalizmem. Siostra Teresa Forcades miała zostać lekarzem, trafiła do zakonu. I to przez przypadek.
05.04.2017 | aktual.: 05.04.2017 10:14
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Rok temu wystąpiła na jakiś czas ze zgromadzenia, by móc wystartować we wrześniowych wyborach do regionalnego parlamentu Katalonii. Z zawodu jest lekarzem, z zamiłowania bioetykiem, teoretycznie życie poświęciła Bogu, a zadatki ma na rasowego polityka. W Hiszpanii jest prawdopodobnie jedną z najbardziej rozpoznawalnych zakonnic. Siostra uwielbia kontrowersje.
Do zakonnic? Nigdy!
- Poczułam się oszukana, że przez 15 lat nikt mi nie powiedział, że istniał ktoś taki jak Jezus! - opowiada Forcades w jednym z wywiadów.
Religią nigdy się nie interesowała. Dorastała w rodzinie, która w kościele pojawiała się tylko przy specjalnych okazjach - jak trafił się bliskim chrzest albo ślub. I tak się zawsze spóźniali. Stawali gdzieś przy ostatnich ławkach albo tuż przy drzwiach. - Kościół katolicki to przestarzała instytucja jak monarchia. Wciąż istnieje, ale jest skazany na wymarcie, nie ma nic ciekawego do zaoferowania - wspomina po latach słowa rodziców.
Pradziadek powtarzał: „Ludzie chodzą na mszę, żeby myśleć o złu, które wyrządzą”.
Ojciec z kolei: „Dzięki Bogu jestem ateistą”.
I tak Teresa trafiła do szkoły katolickiej. Jak przyznaje, innego wyjścia nie było. W Hiszpanii trwała wtedy transformacja, nauczyciele strajkowali i trzeba było brać, co daje życie. Mama nie chciała, żeby opuściła rok, więc posłała ją do sióstr. Katalońskiego nie uczono, bo było to zabronione, za to uczniowie mieli zajęcia z prowadzenia debat, były głosowania. Dla młodej Forcades to był zupełnie inny świat.
W drugiej klasie trafił się wyjazd za miasto na weekend. - Pojechałam, bo nikt mnie nie uprzedzał, że będzie o Bogu. Tematem spotkania miał być sens życia, a ja miałam 15 lat i byłam spragniona takich rozmów. Drugiego dnia przyszedł facet w dżinsach - potem okazało się, że jezuita - i powiedział, że porozmawiamy o Jezusie z Nazaretu. Na tablicy wypisał cytaty z Biblii do odszukania. Nie wiedziałam, co to jest i że na przykład „Łk” to Łukasz. (…) Zakochałaś się w kimś kiedyś nagle? To właśnie tak wyglądało. To najbardziej uczciwe, co mogę powiedzieć - mówiła w wywiadzie dla „Wysokich Obcasów”.
Siostra wojująca
Forcades jeszcze jako nastolatka angażowała się w akcje społeczne i polityczne, choć na znacznie mniejszą skalę niż dziś. Była członkinią grupy Ekologia i Pacyfizm, organizowała wydarzenia, biegała po mieście z przyjaciółmi pisząc po ścianach: „Nie dla NATO!”. Potem pomagała rodzinom z biednych dzielnic. Obserwowała pracę zakonników i chciała żyć tak jak oni.
- Jak przystało na nastolatkę, widziałam w starych wszystko, co najgorsze. Oni myśleli z kolei, że wpadłam w szpony sekty. Kiedy szłam do parafii, mówili: „Zostaw to, co ty wyprawiasz”. Broniła mnie siostra: „Niech robi, na co ma ochotę!”. Ale obyło się bez wielkich dramatów. Rodzice poszli do parafii i zobaczyli ludzi godnych zaufania. Zaczęli mnie lepiej rozumieć. Prawdziwy szok przeżyli dopiero wtedy, kiedy zdecydowałam się wstąpić do zakonu. Ale to było już wiele lat później - wspomina.
Skończyła medycynę na Uniwersytecie w Barcelonie, przez kilka lat mieszkała też w Stanach Zjednoczonych, gdzie zrobiła rezydenturę. Myślała o pracy lekarza, potem bioetyka, gdzieś po drodze zrobiła dyplom z teologii.
Ale zamiast do szpitala czy na kolejny uniwersytet trafiła do klasztoru benedyktynek. Był 1997 rok. „Guradian” pisał swojego czasu, że zanim przystąpiła do sióstr na dobre, poddała je testowi. Usiadła z nimi i opowiedziała o homoseksualistach-katolikach, którzy swoją seksualność celebrują jako dar od Boga. Siostry nie były oburzone, wręcz przeciwnie. Zaakceptowały to, że nie będzie jak inne zakonnice - cicha, posłuszna i niekontrowersyjna. Pytanie tylko, czy spodziewały się, że Teresa Forcades wstąpi na wojenną ścieżkę z hiszpańskim rządem?
Lewak i aborcjonistka
Dla jednych jest pozytywnym fenomenem, dla innych - „aborcjonistką w habicie”. Forcades od kilku lat działa na rzecz niepodległości Katalonii, startowała w wyborach do regionalnego parlamentu. Wszystko za zgodą zakonu.
- Czytałam całą masę komentarzy w mediach i cały czas powtarzało się jedno: jak zakonnica może rządzić krajem? Wiem, że są ludzie, którzy nigdy by na mnie nie zagłosowali przez to, że jestem zakonnicą. Wiele osób wciąż ma negatywne nastawienie do Kościoła, a wszystko to przez naszą historię, naznaczoną rządami Franco. To zrozumiałe. Ale jest też mnóstwo osób, które zmieniły poglądy, choć większość życia uważały Kościół za największego wroga - opowiada w rozmowie z „The Telegraph”.
Siostra walczy z kapitalizmem i o prawa kobiet. Wideo, w którym sprzeciwia się szczepionkom na świńską grypę, bo jest to interes kilku wielkich korporacji, obejrzało ponad milion osób. - Nawiasem mówiąc, zainspirowała mnie Ewa Kopacz. Bardzo ją podziwiam. Polska jako jedyna w Europie stawiła czoło korporacjom farmaceutycznym i nie kupiła szczepionek. I co? Mieliście tyle samo albo mniej zachorować niż inni, chociaż straszli was, że poumieracie - wspomina w wywiadzie dla "WO".
Kiedy zaangażowała się w walkę z politykami, którzy chcieli zaostrzenia ustawy antyaborcyjnej, dostała reprymendę z Watykanu. Specjalnie się nie przejęła.
- Kobieta musi mieć oczywiście wybór. Jest przecież możliwość, że uzna ciążę za błogosławieństwo, nawet jeśli jest efektem gwałtu. Jak w Ewangelii: z przemocy może urodzić się miłość. Musi to być jednak wolny akt, inaczej to pogwałcenie jej wolności i godności - uważa benedyktynka.
Innym razem przyznała: „Dopóki płód nie może przeżyć poza ciałem kobiety, to do niej należy odpowiedzialność moralna i decyzja o jego przyszłości. Ilustruję to przykładem ojca, którego syn potrzebuje przeszczepu nerki. Ojciec może być dawcą i to jest moralnie słuszne. A co, jeśli nie chce? Zmusimy go? Kościół mówi: nie. Moje pytanie brzmi: dlaczego w tym wypadku szanujemy jego wolę i decyzję dotyczącą własnego ciała, a w przypadku kobiety w ciąży - nie? Człowiek, osoba ludzka, nie może być nigdy środkiem, by uratować kogoś innego”.
Zaznacza, że nie nawołuje do tego, by Kościół przestał szanować życie. Podkreśla, że aborcja jest zawsze czymś negatywnym. - Mówię tylko, że w skomplikowanej strukturze społecznej, w jakiej funkcjonujemy, ochrona determinacji matki jest mniejszym złem. Alternatywą jest przemoc wobec kobiety, często żyjącej w kontekście, który sam w sobie jest pełen przemocy - dodaje.
Siostra nie stroni też krytykowania kleru. - Kościół Katolicki, mój Kościół, jest mizoginistyczny i patriarchalny w swojej strukturze. To musi się bardzo szybko zmienić - mówi.