Ciąża nie rozwijała się od miesiąca. Mówi, co wtedy przeżyła
Po stracie ciąży Basia Gąsienica-Giewont doświadczyła braku empatii i wsparcia w placówkach medycznych. W nowym wywiadzie podkreśliła, że wciąż brakuje odpowiedniej opieki psychologicznej i empatycznego podejścia w kontakcie z pacjentkami przeżywającymi trudne chwile.
Basia Gąsienica-Giewont, piosenkarka i aktorka musicalowa, podzieliła się swoją bolesną historią dotyczącą straty ciąży, która wydarzyła się w 2023 roku. Teraz zdecydowała się publicznie opowiedzieć o swoim doświadczeniu. Wróciła do tego tematu w programie "Pytanie na śniadanie", podkreślając, jak ogromne znaczenie ma empatyczne traktowanie kobiet w szpitalach.
Olga Kalicka mówi o macierzyństwie. Jak jej syn reaguje na to, że ktoś chce z nią zdjęcie? „Mamo, a co to jest ta Rodzinka.pl?”
Serce dziecka przestało bić. Pomocy natychmiastowej nie było
W czerwcu 2023 roku Basia Giewont trafiła do szpitala w Warszawie. Dzień wcześniej dowiedziała się, że od czterech tygodni nosi martwy płód. "Serduszko, które jeszcze cztery tygodnie wcześniej dało mi tak wiele radości... zgasło" - napisała wówczas w sieci.
Mimo jednoznacznego potwierdzenia przez lekarzy, nie podjęto natychmiastowej interwencji. Usłyszała, że na wywołanie porodu martwego dziecka może czekać nawet do dwóch tygodni. Była to jedna z najbardziej obciążających emocjonalnie informacji, zwłaszcza że miała już świadomość, iż ciąża nie rozwija się od ponad miesiąca.
- Zaczęliśmy szukać pomocy prywatnie - wśród znajomych, wśród przyjaciół. Dzwoniliśmy, czy ktoś może ma jakiegoś lekarza znajomego, bo ja nie wrócę do domu w takim stanie. Ja nie byłam w stanie po prostu przyjąć do głowy, wiecie, że ja teraz wsiadam w samochód, jadę do domu i czekam dwa tygodnie na to, aż ktoś wyjmie mi z brzucha martwe dziecko. Dla mnie to jest tak abstrakcyjna sytuacja, że nie wiem, jak może do niej dojść w Polsce, w kraju, w którym mamy się kochać, szanować, w którym wszyscy jesteśmy tacy prorodzinni. To nie jest w żaden sposób opieka nad matką, przyszłą matką - mówiła w "Pytaniu na śniadanie".
Dzięki prywatnym kontaktom udało się znaleźć lekarza, który natychmiast udzielił potrzebnej pomocy. To właśnie dzięki niemu mogła bezpiecznie przejść przez cały proces.
- Otrzymaliśmy pomoc, dzięki Bogu, od lekarza, który od razu przyjął mnie na oddział. I na tym oddziale wydarzyło się to, co miało się wydarzyć - dostałam wsparcie farmakologiczne, aby to dziecko urodzić - dodała.
Brak empatii i wsparcia
Pomimo udzielonej pomocy medycznej, artystka przyznała, że czuła się pozostawiona sama sobie. Brakowało jej nie tylko wsparcia emocjonalnego i zrozumienia ze strony personelu, ale także jasnych informacji na temat przebiegu całego zabiegu i dalszego postępowania.
- Kompletnie nie byłam świadoma, jak to będzie przebiegało. Zabrakło wtedy tego serca, tej szpitalnej opieki - jakiejś dobrej duszy, która podejdzie, pomoże mi, powie, jak to będzie wyglądało, żebym po prostu nie została w takiej sytuacji, w jakiej zostałam. Na tyle traumatyczne to było, że uważam i wiem, że taki ośrodek to piękna sprawa, bo jest bardzo dużo osób, których nie stać na taką pomoc. Ja może sobie poradzę po tylu latach i dam radę, ale są osoby, które sobie nie radzą, także finansowo - podkreśliła.
Zapraszamy na grupę na Facebooku - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.