Narine Szostak przez 10 lat starała się o dziecko. Teraz wspiera inne kobiety w kampanii nt. niepłodności

Życie odmierzane testami ciążowymi, poczucie winy, niepewność, strach i rozpacz. Tak wygląda rzeczywistość kobiet z diagnozą niepłodności. Narine Szostak przeszła przez emocjonalne piekło, by zostać matką. - Moja walka o dziecko była absolutnie dewastująca psychicznie i fizycznie - wspomina w intymnej rozmowie z WP Kobieta.

Narine przez 10 lat walczyła o dziecko. Na zdjęciu robi sobie zastrzyk hormonalny w trakcie cyklu in vitroNarine przez 10 lat walczyła o dziecko. Na zdjęciu robi sobie zastrzyk hormonalny w trakcie cyklu in vitro
Źródło zdjęć: © Instagram | Narine Szostak
Marta Kutkowska
140

Szacuje się, że w Polsce na niepłodność cierpi blisko 1,5 miliona par, co stanowi ok. 15-20 proc. par w wieku rozrodczym. To 1,5 miliona ludzkich dramatów, często bez happy endu. Narine Szostak w ciąży była dziewięć razy, ma jedno dziecko. Stara się pomagać kobietom, którym niepłodność zabrała pewność siebie, poczucie własnej wartości i marzenia. Jak wyglądała jej droga?

Marta Kutkowska, WP Kobieta: Ile testów ciążowych zrobiła pani w życiu?

 Narine Szostak: Nie jestem w stanie tego zliczyć. W pewnym momencie starań te testy stają się pewnego rodzaju nałogiem. Kupowałam je hurtowo, na zapas, na trzy, cztery miesiące do przodu.

Jest pani typem kobiety, która od zawsze marzyła o dziecku, czy to pragnienie przyszło z czasem?

Nie brałam pod uwagę swojego życia bez posiadania dzieci. Na poważnie zaczęłam myśleć o potomstwie, gdy poznałam mojego męża. W pewnym momencie postanowiliśmy odstawić antykoncepcję i zobaczyć, co się wydarzy. Ale nie wydarzyło się nic. Po dwóch latach zaczęliśmy szukać przyczyny. Lekarka zasugerowała, żebym sprawdziła sobie drożność jajowodów. Wróciłam do domu i zaczęłam googlować. W wynikach wyskoczyły mi wszystkie możliwe kliniki niepłodności, a ja po prostu zamarłam. Wypiłam butelkę wina sama i wyryczałam się za wszystkie możliwe czasy.

 Rozumiem, że gdy emocje opadły, zaczęło się szukanie rozwiązania?

Tak, poszłam do kliniki leczenia niepłodności i zażądałam badania na drożność jajowodów. Lekarz od razu zaproponował in vitro, ale mi zależało, żeby dowiedzieć się, co dokładnie mi dolega. Okazało się, że rzeczywiście moje jajowody są niedrożne. W Polsce lekarze sceptycznie odnosili się do zabiegu udrażniania jajowodów, dlatego zdecydowałam się zrobić to w rodzinnej Armenii. Okazało się, że byłam w bardzo kiepskim stanie. Specjalista, który mnie operował, znalazł torbiel wielkości jajka, zrosty, stany zapalne. Zabieg rozwiązał wiele moich problemów zdrowotnych. Zniknęły bóle, uregulował się cykl miesiączkowy. Ponownie zaczęliśmy się z mężem starać o dziecko. Gdy po roku nie było żadnego efektu, wróciliśmy do kliniki i zdecydowaliśmy się na in vitro.

Może pani opowiedzieć, jak wygląda procedura in vitro?

W bardzo dużym uproszczeniu wygląda to tak, że najpierw jest stymulacja hormonalna jajników, potem odbywa się punkcja, czyli pobranie pęcherzyków jajowych i równolegle pobranie nasienia od partnera. Następnie embriolog zapładnia komórkę jajową pobraną od kobiety plemnikami od partnera (lub dawcy - bo też jest dozwolone). Kolejnym krokiem jest podanie zarodka do macicy kobiety, czyli transfer. A potem trzeba czekać 14 dni i starać się nie zwariować. Te 14 dni od transferu do dnia badania beta HCG to jest najtrudniejszy czas dla kobiety, która się stara o dziecko.

 Dlaczego?

 Jesteś non stop podminowana, starasz się interpretować wszystkie sygnały, które dostajesz od ciała. Próbujesz czytać, ale tak naprawdę non stop siedzisz w internecie i googlujesz objawy, albo wypytujesz swoje koleżanki, co mogą oznaczać symptomy: "czy boli mnie brzuch, bo zaraz dostanę okres, czy właśnie zarodek zagnieżdża się w macicy?". Oczywiście to jest tak wczesny etap, że nasze ciało nie ma prawa jeszcze wysyłać nam sygnałów, ale głowa robi swoje.

 W ciąży była pani dziewięć razy…

Tak, dziewięć razy zobaczyłam dwie kreski na teście, a mam AŻ jedno dziecko. Ciąże kończyły się na wczesnym etapie. Nie mogłam się pogodzić z tym, że zachodziłam w ciąże, a moje ciało nie było w stanie ich utrzymać. Te poronienia z jednej strony mnie hartowały, a z drugiej zabijały. Zderzenie się z tym po raz kolejny i po raz kolejny jest bardzo trudne. Nie da się tej sytuacji oswoić. Ostatnio zaszłam w ciążę w czerwcu tego roku. Moją pierwszą myślą było spakowanie torby do szpitala na wypadek poronienia, żeby mąż nie musiał się o to martwić, kiedy będą mnie zabierać karetką. Myślałam o tym, z kim zostanie córka, jak zorganizować pracę. To już wchodzi taki poziom absurdalnego pragmatyzmu, że nie myśli się o stracie dziecka, tylko, żeby domownicy mieli zorganizowaną logistykę. I rzeczywiście poroniłam tę ciążę. Dotarło do mnie to dopiero w szpitalu, gdy zgasły światła. Rozpadłam się na wszystkie kawałki i ryczałam skulona z poczucia winy, niepodołania, wybrakowania, niesprawiedliwości.

Wątek poczucia winy bardzo często pojawia się w kontekście kobiecej niepłodności. Skąd to się bierze?

Cały czas pokutuje mit, że to kobieta jest winna niepłodności, choć na ten moment czynnik męski to ok. 25-30 proc. przyczyn. W naszym kraju panują utarte przekonania z pogranicza zabobonu i stereotypu stygmatyzujące kobiety. Poczucie winy jest narzucane przez społeczeństwo. "Zawczasu się nie zdecydowałaś na dziecko, wybrałaś karierę i teraz się dziwisz"? Jakbyś nie była odporna psychicznie, to takie opinie w ciebie wsiąkają i zostawiają ślad.

 Jak sobie pani radziła psychicznie z tak wielkimi emocjami przez te wszystkie lata?

Mam wielkie wsparcie w moim mężu. On jest jak skała, ma trzeźwy sposób myślenia, więc równoważy moją emocjonalność. 90 proc. kobiet w takiej sytuacji wpada w wielki dół. Próby zajścia w ciążę są absolutnie dewastujące psychicznie i fizycznie. W pewnym momencie, po kolejnym transferze, powiedziałam, że się poddaję, że będziemy żyć tylko we dwoje. Jestem bardzo odporna psychicznie, widziałam wojnę, żyję z rodowodem imigrantki, ale to właśnie staranie się o dziecko mnie złamało. Musiałam zwrócić się o pomoc psychologiczną. Powtarzam dziewczynom, które dowiadują się o swojej niepłodności: "prosto od ginekologa idźcie do psychologa", bo tych emocji nie da się udźwignąć samodzielnie.

 Dlaczego zdecydowała się pani wystartować z kampanią na temat niepłodności?

 Od wielu lat rozmawiam z dziewczynami i wiem, że jest ogromna potrzeba normalizacji niepłodności. Dziewczyny piszą o braku wsparcia, poczuciu winy, krzywdzących komentarzach. Poczułam, że kobiety potrzebują mocnego głosu w przestrzeni publicznej. Uznałam, że to powinien być mój głos.

 Co oznacza #n97?

Przeglądałam któregoś dnia moje dokumenty medyczne i zobaczyłam kod rozpoznania choroby "N97". Zachęcam, żeby każdy sprawdził sobie w googlach, co to oznacza. Kampania ruszyła kilka dni temu i już dostaję dziesiątki wiadomości od kobiet, które dokonały coming outu i dostały mnóstwo wsparcia od najbliższych. Widzę, że to pomogło wielu osobom, a jeszcze nie opublikowałam rozmów z bohaterami kampanii.

Cztery lata temu udało się pani zostać mamą. Jak wspomina pani ciążę i poród?

Przez całą ciążę nie wiedziałam, czy mogę się cieszyć, czy nie zapeszę. Ciąża przebiegała spokojnie, ale bardzo często się badałam. Dmuchałam na zimne. Córeczka urodziła się w Walentynki, dostała 10 punktów w skali Apgar. Jestem wniebowzięta i staram się dać jej najwięcej, ile mogę i jestem szczęśliwa. Chciałabym dodawać siły innym kobietom, które wciąż walczą o zostanie mamą.

Zapraszamy na grupę FB - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!

Dofinansowanie in vitro. Wiceminister rodziny: W naszym badaniu nie było wskazania

Wybrane dla Ciebie

Lepsze niż wietrzenie. Po 30 minutach poduszka będzie jak nowa
Lepsze niż wietrzenie. Po 30 minutach poduszka będzie jak nowa
Zamiast wylewać, podlej paprykę. Nie nadążysz ze zbiorami
Zamiast wylewać, podlej paprykę. Nie nadążysz ze zbiorami
Rozeszły się po całej Polsce. Ich pojawienie się zwiastuje kłopoty
Rozeszły się po całej Polsce. Ich pojawienie się zwiastuje kłopoty
70-latka wytatuowała sobie logo PiS. Tak komentują to politycy
70-latka wytatuowała sobie logo PiS. Tak komentują to politycy
Zastosuj metodę 3-6-5. Od razu poczujesz się lepiej
Zastosuj metodę 3-6-5. Od razu poczujesz się lepiej
Ma największe stopy na świecie. Trafiła do Księgi Rekordów Guinnessa
Ma największe stopy na świecie. Trafiła do Księgi Rekordów Guinnessa
Najczęstsze fantazje seksualne. Ekspert mówi, kiedy ich nie realizować
Najczęstsze fantazje seksualne. Ekspert mówi, kiedy ich nie realizować
Przygarnęła psa ze schroniska. "Oto co się stało"
Przygarnęła psa ze schroniska. "Oto co się stało"
Nawrocka dwa razy w tej samej sukience. Ekspertka podsumowała krótko
Nawrocka dwa razy w tej samej sukience. Ekspertka podsumowała krótko
Wycinanie drzew na posesji. Nowe przepisy od lipca 2025
Wycinanie drzew na posesji. Nowe przepisy od lipca 2025
Wrzuć dwa plasterki do jajek. Skorupka zejdzie bez problemu
Wrzuć dwa plasterki do jajek. Skorupka zejdzie bez problemu
Przyłożył wiaderko do gniazda os. W kilka minut pozbył się problemu
Przyłożył wiaderko do gniazda os. W kilka minut pozbył się problemu