Blisko ludziKarolina oddała komórki jajowe innej kobiecie. "Czułam się dobrze ze sobą"

Karolina oddała komórki jajowe innej kobiecie. "Czułam się dobrze ze sobą"

Karolina oddała komórki jajowe innej kobiecie. "Czułam się dobrze ze sobą"
Źródło zdjęć: © Archiwum prywatne
Katarzyna Dobrzyńska
17.12.2019 16:48, aktualizacja: 23.12.2019 08:15

Małgorzata Rozenek-Majdan pochwaliła się informacją o ciąży, czym dała nadzieję wszystkim parom borykającym się z problemem niepłodności. Podobną walkę stoczyła koleżanka Karoliny. 31-latka nie mogła patrzeć na jej dramat i postanowiła pomóc kobietom, które nie mogą dzieci.

Małgorzata Rozenek-Majdan i Radosław Majdan dopiero co ogłosili, że spodziewają się pierwszego wspólnego dziecka. Ich walka trwała od wielu miesięcy – Rozenek nigdy nie ukrywała, że jej synowie z poprzedniego małżeństwa przyszli na świat dzięki metodzie in vitro i w przypadku trzeciej ciąży również konieczna była pomoc specjalistów. To właśnie takim parom postanowiła pomóc Karolina.

Karolina (imię zmienione) ma 31 lat i dwójkę dzieci. Choć co roku wraz z mężem przeznacza duże sumy pieniędzy na cele charytatywne, któregoś razu pomyślała jednak, że może dać z siebie jeszcze więcej.

Oddała komórki jajowe. Nie wahała się ani chwili

Kiedy patrzyła na dramat swojej koleżanki, która od 7 lat bezskutecznie starała się o dziecko, wyszukała w Internecie najbliższą klinikę zajmującą się walką z niepłodnością. Wypełniła formularz. Podstawowe dane: imię, nazwisko, wiek, stosowana metoda antykoncepcji. Kliknęła "wyślij". Wtedy zrobiła pierwszy krok do oddania komórek jajowych innej kobiecie.

Klika dni po zgłoszeniu zadzwoniła do niej koordynatorka z kliniki. – Powiedziała mi, jak to wygląda. Zapewniła, że zadba o moją anonimowość. Przedstawiła program "leczenia" i umówiła mnie na pierwszą wizytę – opowiada Karolina.

Na pierwsze spotkanie z lekarzem czekała z ekscytacją i zdenerwowaniem. Choć była zdecydowana, wahała się, czy powiedzieć o swojej decyzji mężowi. – Wplatałam to półsłówkami do naszych rozmów, jednak kiedy widziałam jego niechętną reakcję, postanowiłam, że to będzie mój sekret – przyznaje.

Podczas pierwszej wizyty Karolina długo rozmawiała z lekarką. Ta starała się ją uspokoić i wszystko dokładnie wytłumaczyć. Już wtedy dostała pierwszy zastrzyk i wytyczne, jak o siebie dbać. – Musiałam zrezygnować z antykoncepcji i przyjmować codziennie zastrzyki. Mężowi powiedziałam, że mam "babskie" problemy i to ginekolog mi je przepisał – mówi.

11 dnia cyklu Karolina musiała stawić się w klinice na pierwszą próbę pobrania jajeczek. – Pobrano mi krew, zrobiono USG i podano narkozę. Całość trwała półtorej godziny. Pobrali mi jajeczka. Po wszystkim dostałam zastrzyk, pieniądze i wróciłam do domu. Nie sama oczywiście, klinika nie wypuściłaby mnie bez opieki. Przyjechała po mnie zaufana koleżanka, tylko jej zdecydowałam się o tym powiedzieć – wspomina. – Na koniec dostałam wynagrodzenie w wysokości 4 tys. złotych. To był po prostu zwrot kosztów dojazdów, żadna nagroda, bo ja robiłam to z chęci pomocy – tłumaczy.

Karolinie udało się zostać dawczynią już za pierwszym razem. To jednak nie zdarza się często. Bywa, że próby trwają nawet kilka miesięcy. – Bardzo się ucieszyłam i byłam z siebie dumna, że dałam radę. Niestety, krótko po zabiegu wystąpiły u mnie "skutki uboczne". Miałam silne bóle brzucha i byłam bardzo wzdęta. Wtedy zadzwoniłam do kliniki. Byłam pod stałą opieką, nawet w nocy – mówi.

31-latka trafiła na oddział, lekarze podali jej kroplówkę i wykonali badania. – Gdy leżałam podłączona do aparatury, obok mnie w sali były jeszcze dwie dziewczyny. Po krótkiej rozmowie dowiedziałam się, że są już po zapłodnieniu. Kiedy powiedziałam im, że jestem dawcą, obie zaczęły mi dziękować. Mówiły, że takich kobiet musi być więcej, żeby one mogły zostać matkami. Wiedziałam, że żadna z nich nie dostała moich jajeczek, jednak czułam się wtedy tak dobrze ze sobą, jak nigdy wcześniej – opowiada.

Od pierwszego zabiegu minęło już kilka miesięcy. Karolina poprosiła o zmianę imienia, bo chce jeszcze raz zostać dawczynią. – Pochodzę z małej miejscowości, do kliniki jeździłam do innego miasta. Nie chcę, żeby ludzie gadali, poza tym mój mąż nadal nie wie. Opowiem o tym, kiedy będzie już po wszystkim. Mogę oddawać jajeczka do 32. roku życia, więc zostało mi niewiele czasu, ale jestem zdecydowana, żeby zrobić to znowu. Nie dla pieniędzy. Chcę dawać radość i życie innym – tłumaczy.

Dzieci Karoliny są na tyle małe, że ta nie zamierza w najbliższym czasie mówić im o swoich zabiegach. Zapewnia jednak, że jak tylko jej córka osiągnie pełnoletność, opowie jej swoją historię. – To ważne, żeby nawet młode kobiety wiedziały, że mogą wpierać i pomagać innym kobietom. To nie kosztuje tak wiele, a można zrobić naprawdę dużo – tłumaczy swoją decyzję.

Z roku na rok rośnie świadomość Polek

Katarzyna Goch, rzeczniczka Kliniki Leczenia Niepłodności INVICTA, twierdzi, że w Polsce z roku na rok rośnie świadomość problemów niepłodności. Nie tylko u par starających się o dziecko, ale też u kobiet, które chcą i mogą pomóc niepłodnym osobom w zostaniu rodzicami. – Konsekwentnie rośnie liczba zgłoszeń od potencjalnych dawczyń, w tym roku otrzymaliśmy ich około 10 tysięcy. Kobiety też często dzwonią, pytają, jak wygląda cały proces. Jednak nie wszystkie kandydatki mogą oddać komórki jajowe – mówi.

Każda potencjalna dawczyni musi przejść szereg badań i konsultacji lekarskich, a także długą rozmowę z psychologiem, zanim zostanie zakwalifikowana do tego procesu. – Zgłaszają się do nas młode, aktywne kobiety, które skupiają się na tym, żeby pomóc. Najczęściej miały już kiedyś styczność z osobami, które zostały dotknięte niepłodnością i chcą w jakiś sposób uczestniczyć w walce z tą chorobą. Dzięki rozmowie z psychologiem mogą utwierdzić się w wyborze lub zrezygnować z bycia dawczynią. Zależy nam na tym, żeby ta decyzja była przemyślana i świadoma – tłumaczy.

Żeby zostać dawczynią, trzeba przejść nie tylko wiele badań, ale też spełniać różne kryteria. Wśród nich Goch wymienia wiek, odpowiedni wskaźnik BMI, uwarunkowania genetyczne oraz cały szereg uwarunkowań medycznych. Proces jest w pełni anonimowy. – Jest to uwarunkowane polskim prawem. Anonimowy pozostaje nie tylko dawca, ale też biorca. Z regulacji wynika również to, że dziecko po osiągnięciu pełnoletności może ubiegać się o poznanie roku i miejsca urodzenia dawczyni, ale to wszystko – wyjaśnia rzeczniczka kliniki.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Źródło artykułu:WP Kobieta
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Zobacz także