Chciała zakazać komórek w klasie. Uczniowie znaleźli na to sposób
Szymon Hołownia zainicjował pracę nad ustawą zakazującą używania smartfonów w szkołach podstawowych. Chociaż projekt ma na celu zwiększenie bezpieczeństwa dzieci w sieci, nauczyciele i rodzice nie ukrywają, że decyzja ta może nie przynieść oczekiwanych rezultatów.
– Z jakichś powodów zbanowaliśmy alkohol w szkole, narkotyki, możliwość przychodzenia z nożami do szkoły. Dzisiaj, z tego co widzimy, czujemy i wiemy, smartfon może być narzędziem absolutnie fantastycznym, jeśli chodzi o danie możliwości poszerzania wiedzy o świecie, ale może być też, zwłaszcza w przypadku osoby o kształtującej się dopiero wiedzy o relacjach między ludźmi, śmiertelnie niebezpiecznym narzędziem - powiedział na środowym spotkaniu w Sejmie Szymon Hołownia. Jakie zdanie mają na ten temat rodzice i nauczyciele?
"Zamykają się w tym wirtualnym świecie"
Dominika Kowalska jest mamą 9-letniego Nikodema. W pełni popiera propozycję ustawy dotyczącej wprowadzenia zakazu używania smartfonów w szkołach podstawowych.
- Dzieci przez smartfony nie są w ogóle kreatywne, rozpraszają się, pogarsza im się pamięć i tracą koncentrację - stwierdza w rozmowie z Wirtualną Polską.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Likwidacja prac domowych. Rodzice zdecydowanie o pomyśle Nowackiej
29-latka przyznaje, że w szkole jej syna zakaz ten funkcjonuje już od dawna. Nauczyciele jednak nie mają żadnych uprawnień, by go egzekwować, ponieważ nie mogą odebrać dziecku jego własności. Ma to związek z art. 64 ust. 3 Konstytucji RP, który stanowi:
"Własność może być ograniczona tylko w drodze ustawy i tylko w zakresie, w jakim nie narusza ona istoty prawa własności".
Kowalska nie ukrywa, że jest przerażona tym, jak duży wpływ na psychikę ma dziś telefon komórkowy. - Dzieci nagrywają się z ukrycia. Nie potrafią rozmawiać, wyrażać swoich uczuć, czy nawet mówić o sobie. Po prostu zamykają się w tym wirtualnym świecie.
"Zawsze do mnie dzwoni"
Martyna* wychowuje dwójkę dzieci: 13-letniego Kubę oraz 10-letnią Zosię. Kobieta w rozmowie z Wirtualną Polską przyznaje, że jest przeciwna wprowadzaniu wszelkich zakazów.
- Za moich czasów nikt nie miał telefonu komórkowego, ale nie było też tylu zagrożeń, z którymi zarówno dzieci, jak i rodzice musieliby się mierzyć. Nie wyobrażam sobie sytuacji, w której nie mogłabym skontaktować się ze swoim dzieckiem - komentuje.
Kobieta podkreśla, że bardzo trudno jest teraz zapewnić dziecku bezpieczeństwo. To ważne, aby uświadamiać go na temat zagrożeń i jednocześnie dawać narzędzia, dzięki którym będzie mogło ono w każdej chwili poprosić o pomoc.
- Moja córka jest bardzo wrażliwym dzieckiem. Przeżywa każdą złą ocenę czy konflikt z koleżanką. W takich sytuacjach zawsze do mnie dzwoni. Zależy mi na tym, aby wiedziała, że ma do kogo zwrócić się z każdą, nawet najmniejszą, sprawą.
38-latka zaznacza jednocześnie, że dużo rozmawia z dziećmi na temat zasad korzystania z telefonu. Tłumaczy im, że w czasie lekcji powinien on leżeć w plecaku. Wyznała też, że zarówno syn, jak i córka nie mają smartfonów. Wspólnie z mężem postawili na najprostsze modele, dzięki którym mogą oni jedynie pisać sms-y bądź do nich dzwonić.
- Do ich plecaków poprzyczepiałam malutkie lokalizatory, dzięki którym wspólnie z mężem wiemy, gdzie nasze dzieci się znajdują. Nie potrzebujemy nowoczesnych telefonów, żeby śledzić ich dokładne lokalizacje - opowiada rozmówczyni.
"Dzieci i tak będą próbowały go łamać"
- Faktycznie, młodzież jest bardzo uzależniona od telefonów komórkowych. Przez to ma trudności z koncentracją i skupieniem się, np. na dłuższym tekście. Pamiętam sytuację, gdy w naszej szkole było dziecko, które wpadało w panikę i dostawało ataków histerii, gdy tylko proszono je o odłożenie smartfona. Właśnie dlatego myślę, że taki totalny zakaz do niczego nie doprowadzi. Dzieci i tak będą próbowały go łamać - przyznaje Violetta Kalka, nauczycielka, która z własnej inicjatywy już wcześniej podejmowała kroki w tym kierunku. Chciała ograniczyć korzystanie z telefonów przez uczniów w czasie lekcji.
- Szybko zauważyłam, że niektórzy przynosili do szkoły dwa telefony – jeden, żeby odłożyć na moje biurko, a drugi i tak trzymali przy sobie - mówi polonistka.
Nadużywanie smartfonów przez młodych nie ogranicza się jedynie do zagrożeń czyhających w sieci, ale ma także wpływ na ich zdolność do budowania relacji z rówieśnikami.
- Uczniowie nie potrafią tworzyć żadnych więzi. Wystarczy przejść się korytarzem podczas przerwy. Oni praktycznie już ze sobą nie rozmawiają. Siedzą wpatrzeni w telefony. Każdy zamknięty w swoim własnym świecie - opowiada.
Violetta Kalka, choć świadoma zagrożeń, potrafi też docenić możliwości, jakie dają nowoczesne technologie.
- Telefon jest przecież też narzędziem pracy. Jestem polonistką i na lekcji potrzebujemy, np. tekstu, który nie zawsze mogę wydrukować lub skserować, dlatego proszę uczniów, by wyszukali go sobie w sieci. Pracujemy wtedy ze smartfonem. Gdyby był zakaz, takiej możliwości już bym nie miała.
Nauczycielka przyznaje, że w tym przypadku lepszym rozwiązaniem byłoby uświadamianie uczniów o zagrożeniach wynikających z korzystania ze smartfonów, w tym także social mediów.
- Do takich rozmów można wykorzystać np. godzinę wychowawczą. Sama często przynoszę artykuły na temat destrukcyjnego wpływu smartfonów na nasze życie. Dobrym pomysłem jest także zaproszenie ekspertów, którzy mogliby podzielić się swoim doświadczeniem. Sposobem na oderwanie od telefonów są wspólne wyjazdy, choć pamiętam młodzież zatopioną w telefonach przy wspólnym ognisku. To już rodzaj choroby cywilizacyjnej, na którą wciąż nie ma lekarstwa - ocenia.
Kalka zwraca też uwagę na to, że zakazy obowiązujące w szkołach mogą nie wystarczyć.
- Najważniejsza jest w tej kwestii współpraca z rodzicami. Przecież oni też często są uzależnieni od telefonów. Zamiast rozmawiać z dziećmi, siedzą zatopieni w komórkach. Oprócz tego młodzież musi chcieć uwolnić się od smartfonów. W tym przypadku wszyscy musimy trzymać jeden front. My, nauczyciele, sami nic nie zdziałamy - stwierdza.
Ocenia pomysł Hołowni
Kinga Szostko to działaczka społeczna, a także prezeska fundacji prospoleczna.org. Od lat angażuje się w edukację rodziców na temat zagrożeń, które czyhają na dzieci w sieci. W ramach swojej działalności prowadzi konto na Instagramie, które śledzi ponad 63 tys. użytkowników oraz portal bezpiecznedziecko.org. W rozmowie z Wirtualną Polską odniosła się do ustawy proponowanej przez Szymona Hołownię.
- Śmieszą mnie wszystkie próby podejmowania tego tematu tuż przed wyborami. Jeszcze pół roku temu pan Szymon Hołownia w ogóle się nim nie interesował - zaznacza.
- Moim zdaniem ta propozycja nie rozwiąże problemu, ponieważ przemoc rówieśnicza, hejt i podżeganie do określonych zachowań nie mają miejsca wyłącznie w szkołach. I co z tego, że zakażemy dzieciom korzystania z telefonów w szkołach? One i tak będą robiły w sieci to, co robiły do tej pory - mówi Szostko.
Ekspertka sugeruje, by politycy skupili się nie tylko na smartfonach, ale przede wszystkim na popularnych aplikacjach.
- Znacznie lepszym rozwiązaniem byłoby wprowadzenie zakazu korzystania z mediów społecznościowych przez dzieci do 16. roku życia. To, co młodzież tam wyprawia i do czego dzięki temu ma dostęp, to obłęd. Decyzja Australii, by podjąć taki krok, zupełnie mnie nie dziwi. Uważam, że powinniśmy zrobić to samo, bo w mojej ocenie na niektóre inne działania jest już po prostu za późno - apeluje.
*Imię bohaterki zostało zmienione.
Paulina Żmudzińska, dziennikarka Wirtualnej Polski
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl