Lepiej przyznać się do zdrady. Eksperci tłumaczą, dlaczego
Przyznanie się do zdrady, bez względu na to, czy była to sprawa jednorazowa, czy długoterminowa, jest najlepszą rzeczą, jaką możesz zrobić, aby odbudować i uratować swoje małżeństwo – twierdzą naukowcy z Uniwersytetów Waszyngtońskiego i Kalifornijskiego. - To nie jest taka oczywista sprawa – przekonuje terapeutka.
29.07.2021 09:59
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
42-letni Marcin z Warszawy, specjalista ds. sprzedaży w koncernie farmaceutycznym uważa, że jego małżeństwo rozpadło się nie z powodu ukrycia zdrady, ale właśnie z powodu jej ujawnienia.
– Choć może należy zacząć od tego, że zdrady w ogóle nie było, mimo że moja była żona uważa zupełnie inaczej – opowiada Marcin. – Przez parę miesięcy flirtowałem, fakt, na ostro, z koleżanką z naszego oddziału w Krakowie. Pewnie, gdyby ona była z Warszawy, to do zdrady by doszło, ale z powodu odległości nasze kontakty ograniczały się do sprośnych rozmów na czacie, wysyłania sobie pikantnych zdjęć i opowiadania, co zrobimy w łóżku, gdy się już spotkamy.
- Moja była już żona, gdy przez przypadek trafiła na te wszystkie rozmowy, nie chciała słuchać żadnych wyjaśnień. Poczuła się zdradzona, skrzywdzona, a moje flirtowanie uznała za wymierzone przeciwko niej, choć przecież wcale takim nie było. Wdałem się w ten romans przez telefon, bo przechodziliśmy kryzys, a ja czułem się samotny. Gdybym nie zostawił telefonu na stole, idąc z psem na spacer i ona by o flircie się nie dowiedziała, pewnie wciąż bylibyśmy razem. Żałuję, że tak nie jest - mówi 42-latek.
To flirt czy zdrada?
Esther Perel, amerykańska terapeutka par, która specjalizuje się w zdradach małżeńskich, twierdzi, że brak jednej obowiązującej definicji zdrady rodzi problemy. Dla kogoś skokiem w bok będą właśnie pikantne SMS-y, inni za zdradę uznają dopiero seks. Zdaniem Perel, z powodu ogromnej rozległości definicji tego zjawiska, szacunkowe dane dotyczące liczby zdradzających osób wahają się: od 26 proc. do 75 proc.
Jeszcze większa rozbieżność ma miejsce w przypadku przyznania się do skoku w bok. 95 proc. badanych powiedziało, że zdecydowanie nie powinno się oszukiwać zdradzanego partnera. Jednak tyle samo osób zadeklarowało, że w przypadku romansu nie powiedziałoby o tym żonie lub mężowi.
36-letnia Sylwia, lekarka z Krakowa, przez pół roku nosiła się z zamiarem powiedzenia partnerowi o skoku w bok, do którego doszło po kilku drinkach na międzynarodowym kongresie lekarskim. Ale ostatecznie postanowiła zachować to w tajemnicy. – Mój mąż jest człowiekiem bardzo dumnym, jestem pewna, że moje przyznanie się do zdrady byłoby dla niego ciosem nie do zniesienia. A ja chciałam mu o tym powiedzieć, nie dlatego, że gryzły mnie wyrzuty sumienia, ale po to, żeby pokazać mu, że poza nim i rodziną też mam życie, że nie jestem skazana tylko na niego. Uznałam jednak, że lepiej zrobię, jak porozmawiam z psychologiem, a nie z mężem. I to był dobry wybór - stwierdza.
Naukowcy: lepiej powiedzieć
Tymczasem zdaniem naukowców z Uniwersytetu Waszyngtońskiego i Uniwersytetu Kalifornijskiego, lepiej do zdrady się przyznać, niż ją ukrywać. Przeprowadzone przez nich badanie objęło ponad 100 par małżeńskich, z których wszystkie uczestniczyły w różnego rodzaju poradnictwie związanym z relacjami. Pary odpowiadały w ankietach i wywiadach na pytania badaczy aż przez pięć lat, co pozwoliło ocenić poziom ich zadowolenia z małżeństwa i stabilność ich związków.
Naukowcy przyjrzeli się też bliżej tym parom, w których doszło do zdrady w ciągu pięciu lat. W niektórych przypadkach tylko jeden z małżonków był niewierny. W innych oboje mieli na koncie skok w bok. Małżeństwa, w których doszło do zdrady i w których partnerzy wyznali sobie prawdę, stanowiły aż 74 proc. par w grupie badawczej.
Pozostałe 26 procent utrzymywało tajemnicę przed współmałżonkiem, ale wyznało ją naukowcom. Po pięcioletnim okresie badań 80 proc. par, które skrywały tajemnicę niewierności, rozwiodło się, podczas gdy tylko 43 proc. tych, którzy się przyznali do zdrady, zdecydowało się na rozstanie. Te drugie miały taki sam poziom stabilności i satysfakcji na koniec badania, jak ci partnerzy, którzy nigdy wcześniej nie doświadczyli wzajemnej wiarołomności.
Zdaniem naukowców, ważnym czynnikiem, na który należy zwrócić uwagę, jest fakt, że wszystkie pary korzystały z pomocy psychoterapeutów. To pozwoliło im rozwiązać problem i wyjść razem z kryzysu obronną ręką.
Powiedzieć, ale trzeba wiedzieć po co
Zdaniem psycholożki i psychoterapeutki Katarzyna Szymańskiej, zdrada to alarm, że w relacji coś zaczyna się psuć. – Powodów zdrady może być wiele. I brak seksu w związku wcale nie jest przyczyną najczęstszą, choć nierzadką. Wśród powodów wymienia się też stagnację, związany z tym brak emocji, nudę, odmienne potrzeby seksualne - wymienia psycholożka. – Czasami do zdrady dochodzi, ponieważ jeden z partnerów szuka zaangażowania emocjonalnego, którego nie dostaje w stałej relacji, innym razem to może być przejaw sprzeciwu, buntu wobec partnera, który próbuje w związku narzucać swoją wolę i dominować.
Czytaj też: "Chciała, żebym usunął konta na Fejsie i Insta". Dlaczego kobiety ograniczają wolność partnerów?
Według psycholożki przyznanie się do zdrady lub nie zależy od wielu okoliczności. – Warto przede wszystkim się zastanowić, po co chcemy partnerce lub partnerowi powiedzieć o zdradzie, jakiego efektu się spodziewamy - przekonuje.
– Wyznanie prawdy może spowodować w związku bardzo bolesne rany, które są niezwykle trudne do zaleczenia. Czasem to także sposób na zrzucenie odpowiedzialności na druga osobę. Partner przyznający się do cudzołóstwa twierdzi, że wyznaję prawdę, bo chce być uczciwy. A to iluzja. Postępuje w ten sposób po to, żeby zrzucić z siebie ciężar tajemnicy. W efekcie ta druga osoba musi zmierzyć się z tym zgniłym jajem, musi podjąć decyzję, co z tym dalej zrobić - mówi.
Jak przekonuje Szymańska, jeśli zdrada ma charakter jednorazowego skoku w bok, to lepiej tę informację zostawić dla siebie. - Warto za to samemu w takiej sytuacji iść do terapeuty. Przede wszystkim po to, by zdać sobie sprawę, na ile to jest jej osobisty problem, a na ile relacji. To pozwoli podjąć ewentualnie terapię par, która może wiązać się z terapią indywidualnej partnerów – mówi terapeutka.