GwiazdyNetflix odkurza lekko zapomnianą królową sprzątania. Fanki ma i w Polsce

Netflix odkurza lekko zapomnianą królową sprzątania. Fanki ma i w Polsce

Netflix odkurza lekko zapomnianą królową sprzątania. Fanki ma i w Polsce
Źródło zdjęć: © Netflix
Helena Łygas
03.01.2019 19:36, aktualizacja: 03.01.2019 20:23

Uważa, że jej misją jest przynieść światu radość ze sprzątania. "New York Times" okrzyknął ją "supersortowaczką", a jej książki ma w domu, bagatela, osiem i pół miliona osób. Teraz Netflix postanowił zrobić z niej gwiazdę na miarę Perfekcyjnej Pani Domu.

– Ale się cieszę! Kocham bałagan! – ekscytuje się Azjatka w białym sweterku i spódnicy za kolano na widok sterty porozrzucanych rzeczy. Marie Kondo, której program od 1 stycznia można oglądać na Netfliksie, ze sprzątania zaczęła utrzymywać się jeszcze jako nastolatka. O porządkach pisała nawet magisterkę z socjologii. Myliłby się jednak ten, kto uznałby Kondo za pomoc domową. 34-latka jest instruktorką sprzątania według autorskiej metody, która zrobiła z niej multimilionerkę.

Jej trzecia książka "Radość w pracy: zmieniająca ścieżki kariery magia sprzątania" ma ukazać się wiosną przyszłego roku. Prawa do jej wydania w Stanach wystawiono na aukcję. Zwycięskie wydawnictwo podbiło stawkę do siedmiocyfrowej kwoty, a mowa tu o dolarach.

Co zabawne, ten przewrót kopernikański w dziedzinie sprzątania można streścić w jednym zdaniu: zostaw w domu tylko to, czego używasz i co sprawia ci radość, a reszty się pozbądź. Pozostałe rady to w zasadzie kosmetyka rozpisana na rozdziały – sprzątać należy nie pomieszczeniami, ale grupami przedmiotów (najpierw ubrania, potem książki, itd.). Do tego "raz, a dobrze", a nie na raty. No i oczywiście klasyka tego typu publikacji, czyli triki dotyczące segregacji drobiazgów, składania ubrań.

Na tle konkurencji, Kondo wyróżniają natomiast praktyki, które w Polsce nawet jej fanki określają mianem dziwactw. Japonka radzi bowiem dziękować rzeczom, które chce się wyrzucić za to, że nam służyły albo dotykać przedmiotów, żeby dowiedzieć się, czy budzą w nas "iskierki radości".

To, co do bólu racjonalnym Europejczykom może wydawać się szaleństwem, jest efektem wychowania autorki w shintō, tradycyjnej religii japońskiej. Kondo przez pięć lat była nawet miko, czyli kimś w rodzaju scholanki w katolicyzmie. Mitologia shintō jest pełna animistycznych motywów; przypisuje obecność boskiej energii kami (coś w rodzaju duszy) zwierzętom, ale i przedmiotom nieożywionym. Porady składania skarpet w sposób, który pomoże im "odpocząć", w Japonii nikogo raczej nie dziwią.

Polska i świat

W 2015 "Time" umieścił Kondo na liście 100 najbardziej wpływowych osób na świecie. Zdaniem dziennikarzy nie tylko uporządkowała swoim czytelnikom mieszkania, ale też uświadomiła im, w jak uprzywilejowanych i konsumpcyjnych społeczeństwach żyją. Na liście, oprócz autorki "Magii sprzątania", znalazł się tylko jeden Japończyk – pisarz Haruki Murakami.

W tym samym roku książka ukazała się w Polsce. O "metodzie KonMari" rozpisywała się prasa, a kobiety dyskutowały przy kawie. Skarpetami zwiniętymi w rulon na Instagramie pochwaliła się nawet Kinga Rusin. Fanką Kondo została 30-letnia wówczas Ola, i to mimo że nigdy nie udało się jej posprzątać mieszkania od A do Z według rad Japonki.

– To trochę taki porządek "raz na zawsze". Zbierasz wszystkie rzeczy danej kategorii na stos i dzięki temu zdajesz sobie sprawę, że masz ich o wiele za dużo, więc zmienia się twój stosunek do gromadzenia. Tyle że, żeby uporać się ze wszystkim rzeczami, potrzebowałabym chyba dwutygodniowego urlopu. Samo przejrzenie ubrań trwało cały weekend. Jeśli kłócę się z narzeczonym, to najczęściej właśnie o nadmiar rzeczy albo sprzątanie, więc w pewnym sensie problem z bałaganem ciągle do mnie wraca – mówi Ola.

Mimo że nie udało się jej wprowadzić metod KonMari w życie, pamięta o nich na co dzień i po czterech latach od lektury. Zastanawia się za każdym razem czy coś, co chce kupić będzie dawało jej radość, czy chodzi tylko o krótkotrwałą przyjemność. Nauczyła się pozbywać książek, które są jej niepotrzebne, chociaż wcześniej nie przyszłoby jej to do głowy. W końcu w Polsce książki gromadzi się z dumą. Ostatnio wywiozła dwa kartony książek kucharskich do technikum gastronomicznego.

– Obejrzałam kilka odcinków programu Marie na Netfliksie. Niby wszystko przebiega według tego samego schematu, ale mi dało to kopa do działania. Mam zamiar wrócić do tych metod – tym razem na poważnie. To chyba ta osławiona potęga wizualizacji – żartuje Ola.

Superbohater w twoim domu

Programy o osobach niepotrafiących sobie poradzić z przymusem gromadzenia rzeczy czy z bałaganem, a co bardziej wymowne – ich niesłabnąca popularność – pokazują, że relacje z przedmiotami bywają nie mniej patologiczne niż z ludźmi.

Co zabawne, telewizyjne odyseje przez bałagan są ustrukturyzowane jak klasyczne mity i bajki. Jest bohater – zwykły człowiek, który podejmuje się walki z własnym dobytkiem o lepsze jutro. Są przeciwności losu (wyjątkowo zagracona piwnica lub kłótliwy małożonek). Do tego dobre matki chrzestne przybierające postaci Perfekcyjnej Pani Domu albo Marie Kondo. Sposoby składania koszulek robią za pierwiastek magii. Wszystkie te sagi kończą się rzecz jasna pokonaniem śmiertelnego wroga. Powtarzalne nudy? Może i tak, ale te powtórzenia sprawdzają się od początku ludzkości.

Na ekranie 33-letnią Japonkę od koleżanek po fachu odróżnia przede wszystkim podejście do ludzi, których odwiedza. Nie ma tu miejsca na ocenianie. Żadnych testów białej rękawiczki, karcącego tonu ani wymownego kręcenia głową. Perfekcyjna Pani Domu przypominała trochę nauczycielkę starej daty. Do dorosłych ludzi podchodziła jak do dzieci, które nabroiły. Marie Kondo jest raczej odnalezioną kuzynką, o której nawet wredna ciotka powie: "ależ ona urocza".

Metoda KonMari jest egalitarna – sprzątają wszyscy mieszkańcy domu, łącznie z dziećmi, które mają więcej niż 3 lata. Nie odbywają się "poważne rozmowy" podczas których kobiety na skraju załamania nerwowego odwołują się do sumień partnerów i dziatwy, jak miało to miejsce w "Perfekcyjnej Pani Domu".

Mroczny bałaganiarz

Patrycja uważa, że Marie Kondo zmieniła jej życie i ma kilka teorii na temat tego, dlaczego jest tak skuteczna, mimo że w zasadzie banalna. Nauczyła sprzątać w ten sposób swoje dzieci.

– Zawsze miałam wyrzuty sumienia, że nie potrafię utrzymać porządku w domu. Mama wiecznie załamywała ręce nad tym, jaką to jestem bałaganiarą. Kiedy przeczytałam książkę Kondo, zdałam sobie sprawę, że chodzi nie o moją "złą naturę" – bo to właśnie sugeruje mówienie komuś, że jest bałaganiarzem – ile o nadmiar przedmiotów. W bólach wyrzuciłam lub oddałam pół mieszkania i nagle jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki problem się skończył – opowiada Patrycja.

Jej zdaniem, w odrzucanym przez Polki pochylaniiu się nad każdym przedmiotem, jest głębszy sens. "Iskierki radości" i "dziękowanie" Patrycja odbiera raczej jako metaforę. Chodzi w nich o zastanowienie się nad sensem posiadania tych wszystkich rzeczy, którymi się otaczamy. Druga sprawa to wdzięczność za dobrobyt, z którego pragnąc coraz więcej i więcej często nie zdajemy sobie nawet sprawy.

– Moim dzieciom zastanawianie się, czy naprawdę lubią daną rzecz i dziękowanie przedmiotom, które zdecydują się wyrzucić, nie wydaje się ani odrobinę dziwne. Myślę, że nasz opór to kwestia kulturowa. Dorosły, rozsądny człowiek czuje w tym śmieszność, więc nawet nie próbuje – komentuje Patrycja.

Zdaje się, że coś w tym jest. W trzecim odcinku "Sprzątania z Marie Kondo" nastoletni Nolan i jego kilka lat młodsza siostra z całą powagą dziękują za małym tiszertom, a znalezione na dnie szafy bluzy przepraszają, że o nich zapomnieli.

Ciekawym aspektem boomu na książkę Kondo w Japonii jest zbieżność czasu publikacji z tsunami, które w 2011 nawiedziło Kraj Kwitnącej Wiśni. Zdaniem Tomohira Takahashiego, który czuwał nad książką z ramienia wydawnictwa, za sukcesem publikacji stała m.in. nagła potrzeba przewartościowania podejścia do utraconych dóbr materialnych i pamiątek. Te ostatnie Kondo radzi wyrzucać. Jej zdaniem najpiękniejsze chwile zostają z nami we wspomnieniach, pamiątki zaś kierują myśli ku przeszłości i budzą nostalgię.

Produktem ubocznym konsumpcjonizmu są nie tylko zanieczyszczenie środowiska i wyzysk taniej siły roboczej tam-gdzieś-daleko, ale i rzecz zgoła banalna: stosy nieużywanych przedmiotów i naręcza ciuchów zalegających w naszych domach. To już nie jest zbieractwo zaradnego człowieka sowieckiego, który ze starej opony wytnie łabędzia do postawienia w ogródku, a uszczerbione talerze magazynuje tak długo, aż będzie w stanie wydać przyjęcie na 72 osoby. Raczej gorączka posiadania, którą trudno zbić, kiedy wokół wszyscy chorują na to samo. Być może ci, którym zabrakło determinacji po lekturze, ulegną magii sprzątania oglądając Kondo w akcji.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Źródło artykułu:WP Kobieta
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (4)
Zobacz także