Przeżyła z nim piekło. Prosił, by umawiała mu panie do towarzystwa
Jej drugi mąż okazał się przemocowcem, a kolejny chciał, by wybaczała mu zdrady. Choć na powodzenie nigdy nie narzekała, prof. Jadwiga Staniszkis nie miała szczęścia w miłości. 15 kwietnia 2025 r. mija rok od jej odejścia.
"Zawsze wiązałam się z mężczyznami, którzy mieli problemy ze sobą, skomplikowane życiorysy" — mówiła. I rzeczywiście: nie wybierała łatwo.
Pierwszym mężem Jadwigi Staniszkis był Marek Lewicki — ojciec jej jedynej córki Joanny. Choć nie mówiła o nim wiele, to właśnie po tej relacji Staniszkis nauczyła się stać twardo na własnych nogach. — "Przeszłam przez to wszystko, po tym małżeństwie miałam znacznie większe oparcie w sobie" — wyznała Małgorzacie Subotić. Kolejne jej małżeństwo było jednak pełne przemocy.
Jadwiga Staniszkis zmarła 15 kwietnia 2024 r. w wieku 81 lat. Socjolożka, politolożka, profesor nauk humanistycznych, wykładowczyni akademicka i publicystka w ostatnich latach życia zmagała się z nieuleczalną chorobą.
"Uderzył mnie kilka razy"
Lata 70., warszawska restauracja — tak Jadwiga Staniszkis poznała Ireneusza Iredyńskiego, pisarza, dramaturga, scenarzystę i… mężczyznę z mroczną przeszłością. Był skazany za usiłowanie gwałtu na 19-latce, miał problem z alkoholem, a ich wspólne życie szybko przerodziło się w emocjonalny rollercoaster.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Pary z "Love Island", które się rozstały
— Uderzył mnie kilka razy. (...) Pamiętam, raz rąbnął mnie kluczami, aż mam bliznę, raz smyczą – też mam bliznę. Ale nie było tak, że on wracał pijany i mnie katował. Nie, ja w tym widziałam też coś ciekawego. To mi pozwoliło spojrzeć na przemoc jako na sposób komunikowania" — mówiła w "Dzienniku".
Staniszkis w związku przeżyła piekło. Mężczyzna prosił nawet, by umawiała prostytutki.
— Podawał mi jakieś panie do telefonu, które do siebie zapraszał, po prostu dziwki (...). Strasznie się wtedy nawzajem dręczyliśmy" — opowiadała Cezaremu Michalskiemu.
Po trzech latach spakowała walizki i odeszła. — Ten związek nauczył mnie, że mogę wszystko przetrwać — przyznała.
Rzucił dla niej wszystko
Ostatni mężczyzna jej życia — Michał Korzec — był politologiem, Polakiem żydowskiego pochodzenia, wychowanym w Holandii. Dla Staniszkis zostawił wszystko:
— Mam do niego sentyment, bo wszystko dla mnie rzucił. Pracę na uniwersytecie w Holandii, żonę i dziecko. Spakował się w dwie walizki i przyjechał do Polski. Ot tak — mówiła Annie Herbich.
Naukowczyni jednak bardzo się wahała. Ślub prawie nie doszedł do skutku.
— Poszłam do Urzędu Stanu Cywilnego, żeby wszystko odwołać. (...) Zmiękłam, kiedy zobaczyłam, że Michał wynajął już restaurację, a nawet statek, którym mieliśmy płynąć w górę Wisły. Uległam.
Ich małżeństwo trwało 15 lat. Nieidealne, lecz spokojne.
— To idealne małżeństwo na drugą połowę życia: nikt nie chce nikogo zmieniać (...). I tak sobie cichutko, szczęśliwie żyjemy.
Niestety pojawił się zgrzyt. — Usłyszałam, że powinnam wybaczać zdrady i przez to nie jestem dobrą żoną. Podjęłam taką decyzję, aby pozostać wierna dziewczynie, którą kiedyś byłam.
Rozwiodła się, ale nie wyrzuciła go z domu. Zajmowała się swoim byłym i schorowanym mężem.
— Od wielu lat opiekuję się swoim byłym mężem chorym na chorobę Alzheimera i depresję. Mimo że jestem osobą, która nie bierze na siebie win, zawsze się śmieję, że to jest kara za wszystkie moje świadome i nieświadome grzechy - stwierdziła.
Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!