Nie napijesz się z cudzego kubka? Możesz być jak Jennifer Lawrence
Oscarowa aktorka przyznała publicznie, że miłość uprawiała wyłącznie z chłopakami, z którymi była w związku. Powodem jej zachowania jest nie tylko kojarzenie seksu z uczuciem, ale także specyficzne zaburzenie nerwicowe na które rzekomo cierpi. Mowa o mizofobii.
"Kiedy mówię, że 'mam ochotę na penisa', wcale nie mam tego na myśli. Kiedy patrzę w moją seksualną przeszłość, zawsze uprawiałam miłość tylko ze swoimi chłopakami. Oprócz tego jestem mizofobką. Penisy są niebezpieczne! Do tej pory udało mi się nie złapać żadnej choroby przenoszonej droga płciową" – pochwaliła się aktorka. Kiedy wpisałam nazwę jej schorzenia w wyszukiwarce, zadziwiło mnie to, jak wiele osób na nie cierpi. Fora internetowe od mizofobów pękają wręcz w szwach.
Mizofob panicznie boi się zarazków, bakterii, wirusów i wszelkiego brudu, który mógłby dotknąć jego ciała. Jego obawie towarzyszy często nerwica natręctw. – To raczej kwestia dyskusyjna, czy Jennifer Lawrence cierpi na mizofobię. Nie ma w tym nic dziwnego, że ktoś z obawy o własną higienę i zdrowie nie sypia z przypadkowymi osobami. Co innego, gdyby ze względu na swój lęk nie sypiała z nikim – mówi psycholog Monika Dreger. Jej zdaniem ludzie często mylą fobię z lękiem, podobnie jak mylą depresję z chwilowym obniżeniem nastroju. Psycholog tłumaczy, że jeśli dana osoba nie lubi brudu, jest pedantem i musi mieć zawsze wysprzątany dom czy miejsce pracy, ale jednocześnie jest w stanie się zmusić do przebywania w niezbyt czystym pomieszczeniu i może od czasu do czasu się zrelaksować, to jest to zwykły lęk. Mizofobia jest natomiast zaburzeniem nerwicowym. I nikt nie zmusi cierpiącego, żeby na chwilę o nim zapomniał.
Mizofob może bowiem odczuwać przymus do zmiany swojego ubrania 15 razy w ciągu dnia, może też chcieć 40 razy wyszorować czystą umywalkę. I robi to, bo choć wcale nie czuje się z tym dobrze, to przymusu sam zlikwidować nie potrafi. Objawy zaś bywają na tyle silne, że mogą nie tyle utrudniać, co nawet niszczyć życie. - Mam pacjenta, który musi myć ręce 30 razy dziennie, a kąpiel bierze dwugodzinną. Panicznie boi się też smaru, dlatego unika dotykania drzwi, ze względu na zawiasy, które się w nich znajdują – mówi Dreger. Tłumaczy że taka fobia wpływa na każdy aspekt życia osoby, która na nią cierpi i wpływa także na jej bliskich. Trudno bowiem jest żyć z osobą, która nie wyniesie śmieci, bo się brzydzi. Nie poodkurza, ponieważ obawia się kurzu. I której każdorazowe wyjście do toalety kończy się dwugodzinną nieobecnością.
Skąd bierze się fobia i jak ją wyleczyć?
- Każdy przypadek jest inny, ale fobia nie bierze się znikąd. Zazwyczaj jest przez kogoś, na przykład rodzica, zaszczepiona, albo jest reakcją na traumę – objaśnia Dreger. Tłumaczy, że jeśli ktoś śmiertelnie mnie wystraszy, kiedy będę jadła hamburgera, to mogę zacząć odczuwać do hamburgerów silną niechęć. A to, czy przemieni się ona w fobię, jest już kwestią całkowicie indywidualną. – Nie zawsze jesteśmy świadomi tego, co spowodowało fobię. A nawet jeśli to wiemy, to nie ma innego sposobu niż terapia, żeby się z tego zaburzenia wyleczyć – tłumaczy psycholog.
Zazwyczaj to zaburzenie nerwicowe leczy się metodą poznawczo-behawioralną. Oznacza to, że oprócz długich rozmów z psychologiem, ogląda i analizuje się filmy, przedstawiające zjawisko lub rzecz, której obawia się pacjent. Później przypatruje się tym zjawiskom/rzeczom z bliska. I choć nie brzmi to przyjemnie (nawet dla osoby bez żadnej fobii, trudno jest czasem patrzeć np. na pająka), to w ten sposób pacjent przełamuje swój lęk. – Miałam na terapii dziewczynę, która cierpiała na paniczny lęk wysokości. Zaczęłyśmy od tego, że codziennie wchodziła jeden stopień wyżej na drabinę – opowiada Dreger.
Po terapii kobieta jest już w stanie normalnie funkcjonować. Mizofobię też da się zwalczyć – nie ma bowiem (prawie) nic bardziej przerażającego, niż dbanie o czystość i higienę tak wysoce, że nie sposób równocześnie zadbać o własne życie.