Nie wolno
Nadużywanie alkoholu i narkotyków, okaleczanie ciała, przygodny seks – kobieca przemoc wobec siebie bywa dramatycznym przejawem karania siebie, samobójstwem na raty.
05.06.2014 14:50
Nadużywanie alkoholu i narkotyków, okaleczanie ciała, przygodny seks – kobieca przemoc wobec siebie bywa dramatycznym przejawem karania siebie, samobójstwem na raty. Jednak równie niebezpieczna jest przemoc, której nie widać, czyli to, co sobie codziennie mówimy: „Nie wolno”, nie nadajesz się”, „nie umiesz” „nie stać cię”, „już za późno”, „musisz”, „powinnaś”. Na szczęście mamy siłę, aby to zmienić.
Od ćwierć wieku żyjemy w kraju możliwości niewyobrażalnych dla naszych przodkiń. Pełnymi garściami korzystamy z wolności. Jesteśmy coraz lepiej i wszechstronniej wykształcone. Mamy Kongres Kobiet. Na niespotykaną dotąd skalę radzimy sobie w biznesie. I w polityce – są gminy zarządzane tylko przez kobiety i to są wzorowo zarządzane gminy. Zakładamy organizacje pożytku publicznego, działamy charytatywnie. Wiele z nas utrzymuje finansowo dom. Jesteśmy rzetelne i odpowiedzialne. I wyzwolone seksualnie.
A jednak, gdy pytam kobiety o wewnętrzne poczucie pełni i radości, najczęściej milkną zakłopotane, przez chwilę szukają w sobie odpowiedzi, aby przyznać, że przez większość czasu nie czują się dobrze. Osiągamy – w porównaniu z poprzednimi pokoleniami – gigantyczne sukcesy, które raczej nas nie cieszą; ulga, radość i spełnienie nie nadchodzą. Jak powiedziała mi znana artystka: „Nie oczekuję stanu szczęśliwości przez cały czas, ale nie być szczęśliwą ani przez chwilę, to już przesada”.
Wygląda na to, że zyskując siłę w rzeczywistości, w której żyjemy, utraciłyśmy wewnętrzną moc, a przynajmniej znaczną jej część. Wiele z nas – o czym donoszą psychologowie i socjologowie – stosuje jawną przemoc wobec siebie poprzez nadużywanie alkoholu i narkotyków, okaleczanie ciała, przygodny seks. Autoagresja dotyczy w takim samym stopniu kobiet domowych, urzędniczek, jak i szefowych korporacji. Przymus karania siebie jest rodzajem samobójstwa na raty. Jednak równie niebezpieczna jest przemoc, której nie widać, czyli to, co sobie codziennie mówimy.
Przez wieki kobiety żyły w uścisku nakazów i zakazów: nie było nam wolno się rozwodzić, studiować, głosować, odmówić poświęcania się, myśleć o sobie, mieć orgazm. Ten niegdyś zewnętrzny głos „nie wolno” – jak twierdzą współczesne kobiety – jest nieustająco aktywny wewnątrz nas. Czego nam nie wolno? Popełnić błędu. Wahać się. Mylić się. Nie wiedzieć. Wyjechać gdzieś. Napisać książkę. Odpocząć. Cieszyć się z pysznego obiadu, bo to znaczy, że się obżarłam i będę gruba. Nie wolno kupić sobie niczego, co jest droższe niż sto złotych. Ten głos to także: „Nie nadajesz się”, „nie umiesz”, „nie stać cię”, „już za późno”. Za późno, żeby ci się udało, żebyś zmieniła pracę, żebyś była szczęśliwa. Nie stać cię, żebyś mieszkała tak, jak lubisz, tak jak ci się podoba. Musisz kupić tanie, brzydkie meble, ponieważ nie wolno ci mieć pięknych rzeczy. Nie wolno ci kochać, bo to niebezpieczne. Nie wolno ci być kochaną. Nie wolno ufać. Nie wolno. Nie wolno.
Z „nie wolno” łączy się poczucie winy – za to, co zrobiłam albo nie zrobiłam, czego nie dokończyłam, nie dopilnowałam, o czym zapomniałam. Za to, że źle wyglądam. Drobne zaniedbania uruchamiają lawinę wstydu. I irracjonalny lęk przed nieszczęściem: zaraz wydarzy się coś złego. Więc lepiej zapaść się pod ziemię, umrzeć. To jest wstyd siebie prawdziwej, całej – i tej, która wie, i tej która się boi, waha, popełnia błędy. Wtedy szczególnie irytują osoby, które nie wstydzą się siebie, nie boją się występować publicznie, prezentować efekty swojej twórczości, mimo że nie są wielkimi artystami. Nie wstydzą się siebie, ponieważ siebie poznały, dotknęły, oswoiły.
Jeżeli popełnisz błąd, musisz siebie ukarać, poczuć złość, zachować się autoagresywnie, doświadczyć bólu. Jeden mały krok zrobiony nie w tę stronę, w którą „należy”, kwestionuje wszystko, łącznie z prawem do istnienia. Musisz siebie ukarać choćby pracą ponad siły, nieszanowaniem granic ciała, „umieraniem” ze zmęczenia. To są najważniejsze pytania: Czy głęboko czuję, że mam prawo być na świecie bez względu na to, jaki popełniłam błąd, czy jestem doskonała, czy coś osiągnęłam, czy dobrze wyglądam. Czy mam prawo do istnienia?
Na szczęście żyjemy w czasach powrotu do mądrości dawnych kultur, w których znajdujemy przekazy o wewnętrznej kobiecej mocy. Antropolożka Clarissa Pinkola Estés przez 21 lat pisała książkę „Biegnąca z wilkami”, w której zgromadziła mity i opowieści z całego świata na temat kobiecości. Książka stała się światowym bestsellerem, jest ciągle wznawiana, co świadczy o tym, że tęsknimy za pełnią i pragniemy ją odzyskać. Clarissa pisze: „Zdrowa kobieta przypomina wilka: krzepka, po brzegi pełna, potężna siła życiowa, świadoma swego terytorium, pomysłowa, lojalna, lubiąca wędrówki, życiodajna”. To kobieta kochająca tworzenie, zanurzona w życiu, będąca życiem, radosna i wolna.
W świetnej książce „Ma-uri. Dar życia i moc kreacji” Justyna Rychlewska-Suska, uzdrowicielka i artystka, odkrywa życiodajny świat pradawnych polinezyjskich – maoryskich i hawajskich – systemów wiedzy. Opisuje drogę kobiety otwartej i odważnej, gotowej mierzyć się z przywiązaniem do negatywnych myśli, do poczucia winy i obwiniania, do osądu, lęku i przemocy. Każda z nas rodzi się wyposażona w potężne siły twórcze; możemy zmieniać wzorce, które już nie wspierają życia w nas, na takie, które z życiem płyną. Możemy odkrywać kobiecą mądrość i moc, transformować ograniczające przekonania i stare mentalne programy. Praktykować współczucie i szacunek dla siebie, uczyć się łagodności w budowaniu partnerskich związków.
Wiedza starych mądrych kultur stanowi dla naszej kultury drogowskaz, pisze Justyna. Celem jest wewnętrzna wolność; to możliwość świadomego wyboru myśli, postawy, reakcji emocjonalnej, działania. Na tej drodze prowadzi nas głos serca, ciało, sny, przeczucia, intuicja. Życie mówi do nas: poprzez spotykanych ludzi, odnalezione książki, słowa klucze. Poprzez ciało wypełnione ciepłem i witalnością, ale także niepokojem i bólem. Podążamy za marzeniem, które odkrywamy jako swoje przeznaczenie; główne zadanie, z którym przyszłyśmy na ten świat. Marzenie daje o sobie znać zawsze wtedy, gdy robimy coś, co przepełnia nas radością i poczuciem sensu; gdy niejako stapiamy się z działaniem. Nasze marzenie staje się oczywiste w momentach, gdy ludzie są nam wdzięczni za to, kim jesteśmy. Jesteśmy sobą bez wysiłku udowadniania światu czegoś innego. I jesteśmy świadome, że proces kreacji, transformacji nigdy się nie kończy.
Szanujemy siebie. Ufamy sobie. Współczujemy sobie. Udzielamy sobie wszelkiej pomocy. Stoimy po swojej stronie. Afirmujemy życie, którym jesteśmy.
Tekst: Renata Arendt-Dziurdzikowska/zwierciadło.pl
Polecamy w numerze 6/2014