Nie wstydzę się pracować w Biedronce. Młoda dziewczyna o pracy w markecie
Kiedy wszyscy narzekają na swoją pracę, ona codziennie wstaje do niej z uśmiechem. 25-letnia Marta nie jest jednak dyrektorem, ani właścicielem żadnej firmy. Dziewczyna pracuje w dyskoncie.
16.02.2018 | aktual.: 19.02.2018 10:13
- Zaczynałam od rozkładania towaru w dużym hipermarkecie, ale pracowałam na umowę-zlecenie i nie byłam zadowolona. Szef potrafił zadzwonić do mnie o 3 w nocy i mówił mi, że mam się stawić na rano do pracy. Czemu? Bo brakuje ludzi, których sam wcześniej zwolnił – opowiada Marta, którą poznałam robiąc zakupy. Dziewczyna nieludzkich godzin pracy nie wytrzymała. Pieniądze także jej nie zadowalały. Zwolniła się po trzech miesiącach pracy, bo nie chciała też przychodzić do hipermarketu tylko na nocne zmiany. - Próbowałam z nimi rozmawiać, ale powiedzieli, że nie ma kto pracować w nocy. Nie zgodzili się na ranne zmiany, więc się pożegnaliśmy - dodaje Marta.
Wojowniczka od najmodszych lat
Marta przez całe swoje życie mieszka w Warszawie. Dawniej trenowała sztuki walki. Ale nie chciała wiązać z tym swojej przyszłości. Złamany nos, obita szczęka, to nie podnieca przecież żadnego mężczyzny. Sport porzuciła i zajęła się nauką. Ukończyła kosmetykę, ale mówi, że na manicure woli chodzić do stylistek paznokci. Masaże i zabiegi na twarz owszem, nawet lubi robić. Ale, gdy przypomina się jej historia ze szkoły, jak koleżanka uczyła się na niej mikrodermabrazji, to żuchwa nadal ją boli.
*Kariera w Biedronce *
25-latka pracy nie szukała długo. Usłyszała od koleżanek, że dobrze płacą w Biedronce. Poprosiła o numer do koordynatorki sklepu i zapytała, gdzie ma wysłać swój życiorys. Rozmowę kwalifikacyjną przeszła znakomicie i kierownictwo wybrało dla niej sklep przy ul. Waszyngtona. Marta pracowała tam miesiąc, a potem przenieśli ją do sklepu na Solec. – Pracuję tu już trzy lata i jestem bardzo zadowolona – wyznaje. – Dostałam umowę o pracę, a po awansie większe zarobki i dziś nie mam na co narzekać.
Marta o sklepie mówi "mój drugi dom", choć nie zawsze panuje tu rodzinna atmosfera. Jeden z klientów z premedytacją przejechał wózkiem po jej nodze. A inny zwyzywał ją od najgorszych pracownic. – Jest grupa klientów, która rozumie pracę w handlu i szanuje nas za to, co robimy. Część osób jednak w ogóle tego nie docenia. Uważa nas za przedmioty – pan każe, a ty sługo idź to rób – opowiada Marta. Niemiłe sytuacje i obelgi, to jest codzienność z jaką mierzą się pracownicy. – Klienci obwiniają nas za złe rozstawianie towarów, że nie znamy kodów na nowe produkty, czy nie znamy wszystkich cen ze sklepu – żali się dziś już zastępczyni Biedronki. Dodaje, że zdarzają się też miłe sytuacje. – Nie pamiętam, abym obsługiwała tę panią. Ona podeszła do mnie raz i powiedziała, że gdy jestem na zmianie to sklep wygląda pięknie. To rzadkość usłyszeć takie rzeczy w pracy. Żałuję, że już nigdy jej nie spotkałam – przypomina sobie 25-latka.
Jej sklep jest czynny w godz. 6-23. - Czy nie męczy cię to, że dzwonią po ciebie, gdy kolejka (do kasy) jest za długa? - pytam. – My naprawdę staramy się wszystkich szybko obsłużyć przy kasie. Kolejki się tworzą, gdy jest za mało pracowników na sali. Zdarzało mi się pracować w 3 osoby, gdy powinno być 5 czy 6 sprzedawców – opowiada Marta. Dodaje, że problem z pracownikami wynikał ze złego rozpisywania grafiku. - Był raz taki kierownik, który pisał tygodniowe grafiki. Ludziom to nie odpowiadało, brali zwolnienia lekarskie czy urlopy na żądanie. Każdy z nas poza sklepem ma też życie prywatne.
Kampania i miłość
Przełożeni ponad dwa miesiące temu zapytali Martę, czy nie zgodziłaby się reklamować swoją twarzą firmy? - Na planie ubaw był niezły. Mam nadzieję, że niedługo zobaczę efekt końcowy - mówi 25-latka.
Nie samą pracą człowiek żyje, ale pracując na zmiany może być ciężko poznać drugą połówkę. U Marty miłość dosłownie stanęła w drzwiach Biedronki. Ale początki nie były łatwe. – Przez pół roku Daniel (imię zmienione - red.) przyjeżdżał do nas rano z bułkami, ale w ogóle nie zwracał na mnie uwagi – opowiada mi dziewczyna. Dodaje, że chłopak wykładał szybko pieczywo ze swojego auta, ale nie był zbyt rozmowny. - Zawsze mówił tylko "cześć", zostawiał towar i odjeżdżał. Po kilku miesiącach przyjechał raz w cywilnych ubraniach i zapytał mnie czy pójdę z nim na randkę - przypomina sobie dziewczyna. Marta od razu się zgodziła. Jedno spotkanie zamieniło się w kolejne i tak z Danielem są już blisko 1,5 roku. Praca zmianowa im nie przeszkadza, przyzwyczaili się już do tego.
Historia Marty pokazuje, że pracując w markecie nie ma się czego wstydzić. Dziewczyna wykonuje ciężką pracę. Robi to także dla nas, bo na zakupy codziennie chodzimy. Nie musimy być niemiłymi klientami, aby o nas potem plotkowano. - Sprzedawca, to też człowiek - apeluje Marta. - Traktujmy się wszyscy z szacunkiem - dodaje.