Noł mejkap
Trzyletnia córeczka mojej kuzynki oglądała ostatnio przy mnie tzw. bajki na Youtubie. Tak zwane, bo te kolorowe filmiki z bajkami niewiele mają już wspólnego. I tak pomiędzy przygodami dzielnego kucyka, a czymś, co miało przypominać biedniejszą wersję Goofy’ego znalazł się tutorial o wdzięcznej nazwie: Pomaluj się jak Elza.
Od dziecięcej psychiki stronię. To dla mnie teren pełen niebezpiecznych min, którego pewnie do końca życia nie rozpracuję, nawet jeśli na świecie pojawiłaby się jakaś latorośl ze mnie zrodzona. Wróćmy więc do Elzy. Na oko 15 letnia dziewczyna w do bólu słodkim nagraniu pokazuje krok po kroku jak wyglądać niczym księżniczka Disneya. Po bitych 10 minutach nakładania na siebie przeróżnych warstw wreszcie zaczęło się coś wyłaniać. Szlachetna skorupa zdobiąca twarz dziewczyny nawet przypominała pannę z popularnej bajki.
Ale no skąd tu ta Elza? Po co to pisać, przecież takich tutoriali jest pełno. No właśnie. Miliony dziewczyn i kobiet uwierzyły, a jak jeszcze nie potrafią trzymać w ręku tuszu do rzęs, to lada moment się to stanie, że żeby czuć się dobrze, muszą się pomalować. Że ideałem piękna jest kobieta w makijażu. Codziennie zalewamy się artykułami o cudownych zaletach magicznego konturowania, o tym, jak prawidłowo umalować się do pracy, jak na randkę, jak do kościoła, a jak na kolektywne pałaszowanie grochówki u cioci na imieninach. Jak nie zaliczyć makijażowej wpadki, dlaczego nie warto malować się na siłownię...
Setki uderzonych nikczemnie klawiszy, by przekonać dziewczynę do tego, że bez makijażu jest jakaś inna. Jak to się właściwie stało, że tyle babeczek uwierzyło w to, że musi się malować. Szanuję kobiety, które się malują. Podziwiam ich umiejętności. Sama nie potrafię sobie nawet zwizualizować siebie spędzającej 30 minut poranka na skrupulatne nakładanie kosmetyków. Nie mogę zaprzeczyć, że makijaż pozwala czuć się lepiej ze sobą tym, którym los dał w życiu młodzieńczy trądzik i inne skórne koszmarki, które zostawiają po sobie pamiątki. Za to nie kupuję historii, że makijaż sprawia, że ktoś czuje się pewniej, odważniej. Jak kilka sztucznie wyprodukowanych substancji może komuś poprawić nastrój? Nie wiem. Przekonajcie mnie. Albo i nie. Kosmetyczny przemysł rozrósł się do ogromnych rozmiarów. Można sobie pisać.
No dobra, trochę hipokryzja, skoro pisze to osoba, która na zdjęciu jest ewidentnie pomalowana. Dyplomatyczna odpowiedź brzmi: to był czalendż. Po angielsku znany też jako challenge. Jak u góry mówią, że jest sesja zdjęciowa, to nie można odmówić. W skrytym miejscu w sercu to nawet ma się na to ochotę. Problem ewidentnie pojawił się, dopiero kiedy zrobiła się kolejka do makijażysty. Tak jak wiedziałam, że boję się fryzjerów, bo to nieobliczalne osobniki, tak wtedy dowiedziałam się, że na drugim miejscu tej krótkiej listy jest makijażysta. Bełkotałam coś pod nosem, że „tylko proszę, nie używaj na mnie szminek i w ogóle to noł mejkap poproszę”. Kto by się spodziewał, że noł mejkap zaczyna się przy trzeciej warstwie. Kawałkiem jeszcze nieokupowanego oka patrzyłam na koleżanki, czy jeszcze w ich oczach wyglądam jak „normalna ja”. Wystarczyły im trzy minuty, by patrzeć tak jakoś poza mnie. Znaczy, że koszmar się spełniał. Zaraz spojrzę w lustro i to już nie będzie moja twarz. Dramatycznie wyglądało to dla mnie, inni pięknieli... w oczach. Teraz mogę śmiało dołączyć do osób, które mają makijaż za głupotę. Czy dodaje pewności siebie? Może, ale nie w tym beznadziejnym przypadku. – No, wreszcie wyglądasz jak człowiek – ktoś tam złośliwie rzuca. Ja raczej zastanawiałam się, czy ludzie już nie rozpoznają w mojej twarzy obrazów Van Gogha.
Mogę tylko przyklasnąć Alicii Keys, która kilka dni temu ogłosiła, że przestaje się malować. I przy okrzyku amerykańskiego internetu: „Noł łej”, mi jakoś cieplej na sercu. – My, kobiety, często myślimy, że musimy zadowolić wszystkich. Upewniamy się, czy inni czują się dobrze, a nie dbamy o własne samopoczucie. Nie przyglądamy się sobie ze swojej perspektywy, tylko cudzej. Chcę przekazać innym kobietom, że mają prawo mówić „nie” – twierdzi bogini w swoim ostatnim artykule.
Wzorce idą z góry. Gdy jedna z ważniejszych wokalistek w Stanach idzie po rozum do głowy i od skorupki makijażu na twarzy woli siebie w wersji saute, to może i takich amatorskich Elz będzie w przyszłości mniej? Może kiedyś będą na Youtube krążyć tutoriale jak być zajebistą, naturalną babką? A jak nie, to cytując panią Dursley, ciotkę Harry’ego Pottera, możecie powiedzieć o mnie: „Kim jesteś? Dziwadłem!”
Nawet nagram tutorial.
Więcej tekstów mojego autorstwa przeczytasz: tutaj