O co chodzi z tym wstydem?
„Spalić się ze wstydu”, „zapaść się pod ziemię” – te określenia każdy z nas zna w teorii i w praktyce. To dzięki niemu w pewnych sytuacjach czujemy się nieswojo, niewłaściwie, nie na miejscu. To przez niego nie wykorzystaliśmy tylu szans i możliwości.
24.04.2012 15:38
„Spalić się ze wstydu”, „zapaść się pod ziemię” – te określenia każdy z nas zna w teorii i w praktyce. To dzięki niemu w pewnych sytuacjach czujemy się nieswojo, niewłaściwie, nie na miejscu. To przez niego nie wykorzystaliśmy tylu szans i możliwości. Czym jest wstyd? Bestią, która odbiera nam pewność siebie, sprawia, że drżą nam ręce, a język staje kołkiem w gardle? A może motorem, który popycha nas do pozytywnego rozwoju?
„No wiesz, wstydź się!” „Nie wstyd ci?” „Taki wstyd…” – słyszeliśmy jako dzieci. Sami używamy podobnych stwierdzeń w stosunku do naszych maluchów. Kiedy? Gdy nie zachowują się tak, jak tego oczekujemy, gdy przekraczają pewne granice, gdy chcemy wywołać w nich uczucie, że robią coś źle. I tak, stopniowo, do beztroskiego umysłu, nieskalanego żadnymi ograniczeniami i kontrolą, wpuszczamy krytyka, który od teraz będzie trzymał w ryzach postępowanie swojej ofiary. I przypomni o sobie, gdy wykryje niezgodność pomiędzy tym co ona robi, a tym co robić powinna.
Czy możliwe jest przypomnienie sobie, jak to było, gdy nie odczuwaliśmy wstydu? Niestety graniczy to z cudem, gdyż już w okresie wczesnego dzieciństwa nasza beztroska zostaje skutecznie stłumiona przez pilnych obserwatorów naszych działań, stojących na straży właściwego wychowania. Czyli najczęściej… przez naszych rodziców, opiekunów, nauczycieli. Nie potrafimy jeszcze mówić, nie rozumiemy jeszcze zasad panujących w naszym otoczeniu, a proces nauki już trwa.
Przypomnij sobie więc pełne dezaprobaty spojrzenie i westchnięcie jako reakcję na mokre majtki, machnięcie ręką w odpowiedzi na rozlany sok i cały wachlarz słownych komentarzy, padających zawsze, gdy zrobiliśmy coś, co nie spodobało się otoczeniu. To już łatwiejsze, prawda? Nie zawsze rozumiemy sytuację i przyczynę takiej reakcji na nasze zachowanie, ale uczucie, będące efektem tego zdarzenia, zapamiętujemy na bardzo długo. Beztroska zostaje więc pohamowana przez normy i zasady, a wewnętrzny krytyk na dobre zagnieżdża się jako część naszej osobowości.
Przyjaciel czy wróg?
Choć odczuwany jest przez nas jako uczucie zdecydowanie negatywne, jego wpływ na nasze życie jest ogromny. To przez niego nie zamawiasz w restauracji spaghetti, mimo że je uwielbiasz, ubrudzić się w publicznym miejscu jest przecież strasznie zawstydzające. To przez niego podpierasz ścianę na większości imprez, na których bywasz, a facet, o którym marzysz, zapewne nigdy nie dowie się o twoim istnieniu. Jakim wstydem byłoby ośmieszyć się przez tym przystojniakiem, przecież i tak nie zwróci na ciebie uwagi.
Zdarza się, że odczuwany wstyd jest na tyle silny, że skutecznie utrudnia nam angażowanie się w ważne dla nas sytuacje, nie potrafimy sobie z nim poradzić, więc rezygnujemy. Efektem jest mnóstwo niewykorzystanych możliwości, szans, chwil – których po latach żałujemy. Osoba zawstydzona odczuwa lęk przed negatywną oceną ze strony innych ludzi, wycofując się więc pozornie chroni swoje poczucie wartości.
Z drugiej jednak strony, równie łatwo jest przypomnieć sobie sytuacje, gdy ten, wyraźnie odczuwany znak STOP, był po prostu konieczny. Oj, wiele błędów, opłakanych w skutkach, popełnilibyśmy, gdyby nie to, że po prostu nie odważyliśmy się tego zrobić, z obawy przed ośmieszeniem.
Czasem więc wstyd odgrywa rolę całkiem korzystną – dzięki niemu nie przekraczamy pewnej granicy, trzymamy się pewnego obszaru, który jest ogólnie akceptowany. Jeżeli nie będziemy respektować pewnych zasad, narazimy się na publiczną krytykę, utratę przyjaciół, samotność. Odczuwany „w małych dawkach” wstyd jest w pewnych sytuacjach po prostu konieczny, czasem ten duchowy sędzia pozwala nam odwołać się do własnej moralności, do własnych norm i… znaleźć właściwą drogę.
Złoty środek
Nie jest więc przez nas mile widziany, czasem jednak sprzyja właściwemu postępowaniu. A więc bestia, która odbiera nam pewność siebie, czy motor, który popycha nas do pozytywnych działań? Każdy z nas ma w sobie osobistego „zawstydzacza”, strażnika i sędziego, mniej lub bardziej surowego. Dla każdego z nas ma on inne znaczenie, różny jest także obszar, w zakresie którego mu ulegamy.
Jeżeli to my trzymamy go pod kontrolą sytuacja jest jak najbardziej korzystna, problem zaczyna się jednak, gdy to wstyd przejmuje kontrolę nad nami i sprawia, że zaczynamy żyć w jego cieniu. Nie jest jednak łatwo uświadomić sobie ten podział władzy, zaakceptować go i podjąć decyzję o zmianie stanu rzeczy. Nie ulega jednak wątpliwości, że trzeba go w takiej sytuacji zmienić, że można go zmienić. I że to żaden wstyd.
(dja/sr)