GwiazdyO walkach i rozejmie z własnym biustem opowiadają dziewczyny z miseczkami od F w górę

O walkach i rozejmie z własnym biustem opowiadają dziewczyny z miseczkami od F w górę

Duży biust jest jak małe zwierzątko. Mięciutkie, ale bardzo wstydliwe. Żeby dobrze z nim żyć, trzeba najpierw je oswoić. Czasem trwa to dobre kilka lat, ale koniec końców dziewczyny, które do skarbonki zbierały na operację zmniejszenia piersi, uczą się cenić walory miseczki G.

O walkach i rozejmie z własnym biustem opowiadają dziewczyny z miseczkami od F w górę
Źródło zdjęć: © 123RF
Helena Łygas

30.08.2018 | aktual.: 02.09.2018 15:08

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Z piersiami nikt się nie rodzi. Co za tym idzie, trochę czasu zajmuje przyzwyczajenie się do ich obecności, ale bardziej – do tego, jak reagują na nie ludzie. Bo im piersi większe, tym bardziej prawdopodobne, że reagować będą.

2 września przypada dzień dużych rozmiarów. Od buta, przez obwód głowy, aż po biustonosze. Chodzi tu oczywiście o celebrowanie różnorodności, która w reklamach i w kobiecych magazynach pojawia się na prawach ciekawostki.

F jak "fuj", H jak "haha"

- "Na cycki" zawarłam pierwszą bliską znajomości w ogólniaku – śmieje się 29-letnia dziś Martyna, miseczka F.

Wybrała profil artystyczny, większość ludzi była nie tyle nadęta, ile introwertyczna. Inne klasy chodziły do parku na piwo, robiły imprezy, a u nich nic się nie działo. Ktoś wymądrzał się na lekcji, ktoś inny chwalił rysunkami, jakieś zdawkowe rozmowy i tyle.

- Pierwsza prawdziwa rozmowa, w której nie wymieniałam ogólników, dotyczyła właśnie biustu. Zażartowałam kretyńsko, że mam miseczkę F od "fuj". Magda, z którą przyjaźnię się do dziś, odpowiedziała wtedy, że ona ma H od "haha", bo jej piersi to jakiś żart. No i poszło dalej w tym stylu. Rozmawiałyśmy o tym, jak bardzo chciałybyśmy mieć mikro biust w stylu Keiry Knightley i kupować w H&M-ie szalenie wtedy modne staniki w różową panterkę – opowiada Martyna.

Do swoich piersi ma dziś stosunek neutralny. Zdaje sobie sprawę, że przez obfity biust zawsze będzie robiła wrażenie kobiety grubszej niż jest w rzeczywistości. Kilka razy wyszło to pokątnie w rozmowie i było jej przykro. Ktoś powiedział o niej "większa dziewczyna", tymczasem wagowo jest na granicy niedowagi. Najbardziej podobają się jej drobne, androgyniczne dziewczyny.

- Zawsze jest tak, że podoba ci się coś, czego nie możesz mieć. Pewnie gdybym miała małe piersi, zazdrościłabym dziewczynom takim jak ja. Z doborem biustonosza nie pamiętam jakichś większych tragedii, ale jest mi przykro, kiedy przymierzam coś, czym zachwycałam się na zdjęciu, a okazuje się, że na mnie wygląda to obscenicznie albo najzwyczajniej w świecie brzydko – opowiada.

Zalety życia od lat pod jednym dachem z biustem są przynajmniej takie, że pi razy oko wie już w czym się dobrze czuje i wygląda. Długo eksperymentowała przeskakując od worko-tunik po obcisłe bluzeczki.

Pamięta, kiedy jako 14-latka założyła uwydatniającą biust sukienkę. Obcy mężczyźni traktowali ją zupełnie inaczej niż jeszcze dzień wcześniej. Ich zainteresowanie było zarazem fascynujące i obrzydliwe.

- Biust był dla mnie atrybutem kobiecości, z którym jako nastolatka nie bardzo wiedziałam, co zrobić. Czułam, że do mnie nie pasuje, trudno było mi się do niego przyzwyczaić. Teraz bardzo lubię swoje piersi, ale jeśli miałabym wybrać jakiś przymiotnik, który je określa, to byłoby to raczej słowo "miłe" niż "seksowne" – zamyśla się Martyna.

Z biustem trzeba się oswoić

34-letnia Aga z miseczką w rozmiarze G poczuła się seksownie dopiero kilka lat temu, po pierwszej wizycie u brafitterki. Wreszcie jej piersi przestały falować i wystawać poza tułów jak zderzaki samochodzików w wesołym miasteczku. Po raz pierwszy w życiu zaczęła się prostować. Dziś ma dwie szuflady biustonoszy w kilkunastu kolorach.

W ogóle, jeśli chodzi o biust, częściej niż o nim myślała chyba o tych nieszczęsnych stanikach. Wychowała się w miasteczku, w którym były tylko dwa sklepy z bielizną. Rzadko kiedy znajdowała coś w swoim rozmiarze.

Na początku liceum ekspedientki zaczęły robić dla niej specjalne zamówienia z hurtowni. Biustonosze były obrzydliwe, wyglądały jak żywcem wyjęte z jakiegoś muzeum bielizny. Szerokie na dwa palce ramiączka, ohydne pseudokoronki, które potęgowały wrażenie przedpotopowości. Aga marzyła tylko o tym, żeby zaczęli je robić w kolorze czarnym, bo dziwny odcień beżu wyglądał, jak gdyby staniki nie były pierwszej świeżości. Nigdy nie rozbierała się w szatni w szkole przy dziewczynach.

- Myślę, że mój biust jest czynnikiem, który sprawia, że podobam się określonemu typowi facetów. Łatwo jest się oburzyć, ale w zasadzie to bardzo ludzkie – każdy z nas ma jakiś swój typ wizualny i dla niektórych będą to wysokie blondynki, a dla innych dziewczyny z dużymi piersiami. Tyle że z biustem trzeba się oswoić, bo nie budujemy na nim swojej tożsamości od urodzenia – rozmyśla Aga.

Podobnie jak Martyna unika dekoltów, no chyba, że na wakacjach. Niezłym przedsięwzięciem było dla niej karmienie piersią poza domem. Dziewczyny noszące rozmiar B czy C po prostu rozpinają koszule, podają pierś dziecku i tyle. Przy rozmiarze G musisz mieć bluzkę zdjętą z jednego ramienia i dwie ręce wolne – jedną trzymasz dziecko, drugą własną pierś.

Najpierw biust, potem dziewczyna

Zupełnie inaczej do swoich piersi podchodzi 25-letnia Ula, miseczka F. To ten typ dziewczyny, przed którą do pokoju wchodzi jej biust. Zawsze odpowiednio uniesiony, wyeksponowany i wyperfumowany.

Piersi zaczęły rosnąć jej bardzo szybko, bo jeszcze w podstawówce. Pierwszy biustonosz dostała na długo przed koleżankami z klasy. Pamięta, że kiedy pierwszy raz kolega strzelił jej z ramiączka od stanika, rozpłakała się.

Mimo wszystko zmiany w ciele obserwowała z radością. Jej mama, nosząca miseczkaę w rozmiarze H, była bardzo dumna z własnych piersi, celebrowała kobiecość. Zawsze staranny makijaż, dekolty, obcasy, falbany. Ula dość naturalnie przejęła ten model, do tej pory nie czuje się dobrze, jeśli nie wygląda "wystarczająco kobieco". W gimnazjum miała z tego powodu problemy, koleżanki wyzywały ją od "puszczalskich".

- Bolało, ale nie miałam zamiaru się ukrywać. Rozmawiałam o tym często z mamą, ale i z babcią, bo zawsze byłyśmy blisko. Powtarzały, że piersi są atutem, a nie powodem do wstydu. Nie przeszkadza mi, że ludzie patrzą mi w dekolt, w sumie to nawet to rozumiem. Nieczęsto widzi się choć odrobinę odkryte biusty na polskich ulicach, a kobiety boją się komentarzy. Dla mnie to po prostu wygodniejsze. Przecież piersi też się pocą – mówi Ula.

Uwielbia czuć się kobieco, a nawet trochę kokietować, ale widzi też drugą stronę medalu.

- Z takim biustem jak mój, wiecznie walczysz o uwagę rozmówcy. Mi najczęściej udaje się jednak z nim wygrać. Wieczne zakrywanie się to nic dobrego. Wyobraź sobie, że społeczeństwo fetyszyzuje łokcie. A twoje łokcie są inne niż przeciętne. Czy żeby ludzie nie zwracali na nie uwagi, zawsze, niezależnie od pogody będziesz chodziła w bluzkach z długimi rękawami? Przecież to jakaś paranoja – śmieje się 25-latka. I dodaje, że jeśli kobiety o dużych biustach będą dalej się wstydziły, zakrywały i garbiły, zamiast być dumne, stereotyp plastikowej lali z dużym cycem nigdy nie zniknie.

Masz historię, którą chcesz nam opowiedzieć? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Źródło artykułu:WP Kobieta