Obserwuję kobiety, które niemal do ostatniego dnia ciąży pracowały
Jak wygląda sytuacja Polek na rynku pracy? Dlaczego młodzi Polacy wciąż wyjeżdżają do pracy za granicę? Rozmawiamy o tym z Beatą Stelmach, wybitną polską ekonomistką, prezes General Electric.
17.10.2014 | aktual.: 17.10.2014 11:10
Jak wygląda sytuacja Polek na rynku pracy? Dlaczego młodzi Polacy wciąż wyjeżdżają do pracy za granicę? Rozmawiamy o tym z Beatą Stelmach, wybitną polską ekonomistką, prezes General Electric.
Sylwia Laskowska: Od lat obserwuje Pani rynek pracy w Polsce. Czy możemy już śmiało konkurować z Europą Zachodnią? Jak ocenia Pani szanse Polaków za granicą? Beata Stelmach: Dzisiaj, dzięki dobremu wykształceniu i odpowiedniemu przygotowaniu Polacy zdobyli przewagę konkurencyjną na międzynarodowym rynku pracy. I to w zasadzie na każdym szczeblu, począwszy od pracowników fizycznych, a skończywszy na wysoko wykwalifikowanych inżynierach czy managerach. Sumienne podejście do pracy, to najbardziej ceniona cecha przez zagranicznych inwestorów i pracodawców.
To dlatego Polacy wyjeżdżają z kraju?
Narzekamy, że Polacy znajdują miejsca pracy na rynkach zachodnich, ale też nie ma się co dziwić. W Polsce nadal nadrabiamy zaległości z poprzedniego systemu i nasz rynek pracy nie jest tak atrakcyjny, jak rynek np. Wielkiej Brytanii, Holandii czy innych najbardziej rozwiniętych krajów. Z drugiej strony, młodzi, dobrze wykształceni Polacy są dla Zachodu atrakcyjni.
Ubolewamy nad tym, bo wolelibyśmy, by pozostali w kraju i rozwijali polską gospodarkę. Jednak mam przekonanie, że w którymś momencie, kiedy dorównamy z poziomem zarobków Zachodowi, to ci dojrzali Polacy, ze zdobytym dodatkowym doświadczeniem wrócą do kraju. Zawsze ciągnie nas tam, gdzie mamy korzenie.
Jak to się dzieje, że Polacy są tak pożądanymi pracownikami za granicą?
Cenimy pracę. Ale też jesteśmy do niej dobrze przygotowani. Jeden z prestiżowych rankingów konkurencyjności krajów (Global Competitiveness Report przygotowany przez World Economic Forum) wskazuje, że dużo lepiej wypadamy w części dotyczącej kształcenia, aniżeli w całości zestawienia. Mamy szeroki dostęp do uczelni wyższych, wielu Polaków studiuje nie tylko w kraju, ale też na wielu prestiżowych uczelniach Europy. Niestety, zaniedbaliśmy szkolnictwo zawodowe i tutaj jest wiele do nadrobienia.
Skoro tak dobrze działa u nas szkolnictwo, to dlaczego gospodarka wciąż w pewnych aspektach nie domaga?
Pamiętajmy, że mamy za sobą tylko 25 lat gospodarki wolnorynkowej. Kiedy rozpoczęła się u nas transformacja, prawie nie było w Polsce ludzi odpowiednio przygotowanych do działania w nowych warunkach. Ta wiedza musiała być zdobywana po kolei. Ale jesteśmy ambitnym narodem i chcieliśmy jak najszybciej dostosować się, nadrobić stracony czas. Co widać w statystykach, jesteśmy gotowi na to, żeby się szkolić. Podejmujemy nowe wyzwania edukacyjne. Jeżeli stoimy w miejscu, to się cofamy.
Dziś mamy do wyboru studia w Polsce, ale też za granicą, członkostwo w Unii Europejskiej to umożliwia. Nie dziwi mnie, że Polacy osiągają sukcesy. Bo z dobrym wykształceniem i gotowością, chęcią do nauki, jesteśmy w stanie konkurować z pozostałymi obywatelami UE.
Wielu Polaków, którzy zdecydowali się pozostać w kraju, narzeka na warunki pracy.
A zna Pani Polaków, którzy na co dzień nie narzekają? To jest nasza cecha narodowa. (śmiech). W ciągu tych 25 lat bardzo dużo udało nam się zrobić i coraz szybciej zbliżamy się do rynków tzw. starej Unii. Oczywiście jest wiele obszarów, które nadal wymagają poprawy. Na szczęście Polacy są bardzo przedsiębiorczy.
Ostatnio dużo mówi się o sytuacji kobiet, młodych matek na rynku pracy. Co firmy mogą zrobić, żeby ułatwić im funkcjonowanie?
Połączenie przedsiębiorczości i wykorzystanie nowoczesnych technologii daje szansę na to, żeby godzić pracę z obowiązkami domowymi. Oczywiście wszyscy chcielibyśmy, żeby do tego doskonale funkcjonował trzeci komponent, czyli opieka socjalna, zachęcająca do tego, żeby kobiety pozostawały w domu, a jednocześnie nie traciły na atrakcyjności jako uczestnicy rynku pracy. Wiele się zmieniło pod tym względem w ciągu ostatnich lat, coraz częściej wykorzystywany jest urlop ojcowski, choć mógłby być dłuższy, niż obecnie. Natomiast z perspektywy firmy, którą reprezentuję mogę powiedzieć, że poza tymi formalnymi, prawnymi rozwiązaniami jest też kwestia pewnej elastyczności, gotowości pracodawcy do pomocy.
Co więc może zrobić firma, żeby ułatwić życie kobietom w ciąży i młodym matkom?
Można zachęcać pracowników, żeby wykorzystywali elastyczny czas pracy, bo przecież prawo daje taką możliwość, a rozwiązania technologiczne pozwalają na stałe utrzymywanie łączności z firmą. Choć nie zawsze pracodawcy są gotowi i skłonni pójść na takie ustępstwa, to w dłuższej perspektywie jest to rozwiązanie dogodne dla obu stron; obniża się bowiem ryzyko dodatkowych kosztów związanych z możliwym zastępstwem, kiedy kobieta postanawia wykorzystać w pełni swój urlop macierzyński.
W ciągu ostatnich miesięcy w GE obserwuję kobiety, które niemal do ostatniego dnia ciąży pracowały, były aktywne. Ale może dlatego, że sprzyja temu kultura korporacyjna, która nie stwarza im przeszkód i daje możliwość elastycznego podejścia do obowiązków. Bo przecież nie trzeba przychodzić na 8 godzin do pracy, by w pełni kontynuować rozpoczęte projekty. Można część pracy wykonywać z domu, przy wykorzystaniu e-maili, telefonów. To wszystko warto dopracować na zasadzie obustronnego porozumienia, tak żeby skorzystały obie strony. A dzięki temu budujemy wzajemną lojalność i zaufanie.
Czyli to też sposób, żeby zatrzymać dobrych pracowników w Polsce?
Absolutnie. Powinno się stwarzać warunki pracy, które dadzą komfort i poczucie bezpieczeństwa. Kobieta musi mieć na przykład pewność, że po powrocie z urlopu macierzyńskiego nie wróci na likwidowane stanowisko.
Jesteśmy jednym z najbiedniejszych krajów UE. Mimo to, a może właśnie dlatego, Polska przyciąga coraz więcej zagranicznych korporacji, które chcą się tutaj rozwijać.
Jako społeczeństwo wzbogaciliśmy się znacząco w ciągu ostatnich 25 lat, a zwłaszcza od chwili naszego członkostwa w UE. Ale cały czas nasz poziom PKB w przeliczeniu na mieszkańca, to ok. 65 procent średniej unijnej, a więc wiele jeszcze przed nami. Ten przyrost gospodarczy, to także efekt napływu do Polski inwestycji zagranicznych. Jesteśmy krajem atrakcyjnym, ze względu na położenie, wykwalifikowaną siłę roboczą, członkostwo w Unii. Ale też dzięki sile i potencjałowi naszej gospodarki. Jeśli cofniemy się do okresu ostatniego kryzysu, to zauważymy, że niemal w całej Unii odnotowano wtedy odpływ inwestycji zagranicznych, a do Polski kapitał napływał i to najintensywniej w całym regionie. Co ciekawe, 20 lat temu wybierano Polskę z uwagi na tanią siłę roboczą. Dziś podnieśliśmy efektywność pracy, a Polacy są cenionymi pracownikami. Inwestorzy szukają więc u nas nie niskich kosztów pracy, bo te są dużo niższe w wielu innych rejonach świata. W Polsce zakładają oddziały, rozwijają filie, bo mają do dyspozycji
wykształconą, wykwalifikowaną, najwyższej klasy kadrę managerską i inżynieryjną.
To dlatego GE inwestuje w Polsce?
W Polsce zatrudniamy ponad 10 tys. pracowników, a tylko w jednym centrum inżynieryjnym w Warszawie 1600 samych inżynierów, głównie pracujących na potrzeby sektora lotniczego i energetycznego. To są specjaliści pracujący na globalne zlecenie całej korporacji. GE zdecydowało, że będzie tu rozwijać swoją obecność przede wszystkim ze względu na ludzi. Obecnie jesteśmy w trakcie budowy kolejnego centrum wsparcia IT sektora medycznego. Centrum informatyczne w Krakowie będzie hubem dla Europy Środkowo-Wschodniej. To pokazuje, że Polska dotychczasową przewagę konkurencyjną wynikającą z wysokiej efektywności ma szansę uzupełnić o kompetencje z obszaru innowacyjności. I właśnie ów potencjał i naszą gotowość do dalszego rozwoju cenią zagraniczni inwestorzy.
Co sądzi Pani o pomyśle, żeby finansować młodzieży studia za granicą w zamian za 5 lat pracy w Polsce?
Model fundowania stypendiów i finansowania studiów w zamian za to, że ten czas zostanie odpracowany w danej firmie sprawdza się od lat i jest stosowany na wielu rozwiniętych rynkach. To w skali mikro. Natomiast w skali makro uważam, że jest to bardzo dobry pomysł, by wspierać najlepszych polskich studentów, którzy nie mają problemu ze zdobyciem indeksu najlepszych uczelni na świecie. Problem w tym, że dzisiaj ci najlepsi, po ukończeniu zagranicznej uczelni najczęściej pozostają za granicą. Jeśli okaże się, że mechanizm zachęt dla najlepszych spowoduje, że będą oni wykorzystywać swoją wiedzę w Polsce, to jak najbardziej jest to rozwiązanie godne poparcia.
Rozmawiała Sylwia Laskowska