"Od Wschodu do Zachodu. Ucieczka" - fragment książki

Jest rok 1857 – doktor Rossnowski w trosce o córkę wysyła ją na nauki do Paryża. W czasie podróży opiekuje się nią przyjaciółka rodziny, łamiąca ówczesne konwenanse artystka, panna Luiza Boretti. To od niej młodziutka dziewczyna dowiaduje się, że kobieta nie musi by jedynie dodatkiem do mężczyzny, a może walczyć o to żeby być mu równą.

Kobiety przez lata były jedynie dodatkiem do mężczyzny - zdjęcie ilustracyjne
Kobiety przez lata były jedynie dodatkiem do mężczyzny - zdjęcie ilustracyjne
Źródło zdjęć: © Licencjodawca | Khaletski Siarhei\goffkein.pro

11.04.2023 | aktual.: 12.04.2023 13:15

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Taki jest początek "Ucieczki" – pierwszego tomu sagi "Od Wschodu do Zachodu" Stanisława Krzemińskiego. Poznamy w niej zagmatwane losy siedmiu pokoleń polskich kobiet, których protoplastką stała się pani Biernacka, z domu Rossnowska. Mijają dziesiątki lat, na świat przychodzą kolejne potomkinie Emilii ciągle poszukujące swej tożsamości i dobijające się o równouprawnienie.

We wstępie do "Ucieczki" Stanisław Krzemiński tak pisze:

"Dziś – w roku 2023 – warto sobie uświadomić, że pozornie zmieniło się wszystko: kobiety mają prawo głosu, z przysięgi małżeńskiej zniknęło w 1928 roku uwłaczające ludzkiej godności zdanie wymuszające na żonie uległość wobec męża; dziewczyny noszą dżinsy, uprawiają sport, zarabiają pieniądze, ale jednak po blisko dwustu latach okazuje się, że "maczyzm" jest ciągle mocno zakorzeniony w męskich głowach nie tylko w Polsce, ale na całym świecie – inaczej światowy ruch #MeToo nie byłby potrzebny. To jest właśnie powód, dla którego, jako pomysłodawca cyklu i autor kolejnych tomów, próbuję opisywać drogę jaką przechodziły Polki od poł. XIX wieku do czasów nam współczesnych. Jako mężczyźni powinniśmy spojrzeć w lustro i odpowiedzieć sobie na pytanie dla czego tak trudno nam w głębi duszy pogodzić się z partnerstwem, a nie uległością kobiet."

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

W czasie nauki w Paryżu, Emilia – bohaterka pierwszych tomów sagi – wiosną 1860 roku przysłuchuje się prelekcji młodej filozofki, która podjęła trud pierwszego francuskiego tłumaczenia dzieła Karola Darwina "O pochodzeniu gatunków". Oto fragment tej sceny:

"Nagle od strony Sekwany przed Collège de France wjechał w pełnym galopie powóz w podwójnym zaprzęgu. Woźnica gwałtowanie wstrzymał konie, a z czarnej landary błyskawicznie wyskoczył mężczyzna w rosyjskim mundurze. W jednym ręku trzymał obnażoną szablę, a drugą wspierał biegnącą za nim kobietę i krzycząc:

– Dawaj dorogu! Bistro, bistro! – przebijał się do wejścia. Zaskoczenie rosyjskim językiem, carski mundur i odsłonięta szabla sprawiły, że ludzie rozstąpili się, przepuszczając szaleńca z porwaną kobietą. Tak przynajmniej sądzono przez dłuższą chwilę. Dopiero oklaski dochodzące przez okna uzmysłowiły demonstrującym, że znienawidzona Clémence Royer jest już w środku.

Przez pewien czas prelegentka wprowadzała słuchaczy w swoją ideę przetłumaczenia pracy Darwina.

– Jestem po prostu przekonana, że przed czterema miesiącami ukazała się drukiem – zaczęła pełnym głosem – praca na miarę De revolutionibus orbium coelestium. Tyle że tym razem autorem nie jest Kopernik, lecz Karol Darwin, i nie chodzi o Słońce i Ziemię, ale o to, skąd się na tej Ziemi wzięli ludzie – zamilkła na chwilę i sprawiała wrażenie, że wsłuchuje się w uliczne protesty. – Ale opór przed tą prawdą jest podobny jak równo trzy wieki temu. Słyszycie państwo? – wskazała okna.

Na te słowa sala zareagowała oklaskami. Do obu dziewcząt dotarło, że żyją w czasach kolejnego przełomu w nauce. Pułkownik Gołubojew rozpiął najwyższy guzik munduru. Dopiero teraz oddychał spokojnie.

Dorota Wellman o książce "Ucieczka"
Dorota Wellman o książce "Ucieczka"© Materiały prasowe

«Swoją drogą to czyste wariactwo» – przeszło mu przez myśl.

Na to dzieło rzuci się przede wszystkim duchowieństwo każdego kościoła. – mówiła z pasją. – Oni twierdzą, że nie są wrogami nauki, a nawet ją chronią, ale pod warunkiem, że wszelka wiedza zgodziłaby się potulnie pozostać w granicach, które jej wyznaczyli – podniosła głos. –Za każdym razem, gdy nagle pojawia się jakiś Kopernik, Galileusz czy Newton zakłóca to ich widzenie świata. Do dziś według nich Rzym miał rację, oddając Galileusza w ręce inkwizycji; bo przecież system Kopernika zmieniał miejsce człowieka na niebie, zarówno pod względem intelektualnym, jak i materialnym.

– Ona chyba jest niewierząca – szepnęła Jadwinia.

«Może nauka nie musi oglądać się na religię» – taka myśl po raz pierwszy przyszła Emilii do głowy.

– To spotkanie pomoże mi sformułować wstęp do francuskiego przekładu pracy Karola Darwina – ciągnęła tłumaczka. – Jest ona bowiem ważna nie tylko ze względu na samą teorię ewolucji, którą tu przedstawię. To dzieło jest szczególnie istotne również dla nas, kobiet.

Po audytorium przeszedł niechętny pomruk.

– Jeśli teoria pana Darwina wyjaśnia teraźniejszość, to daje nam też obraz przeszłości. Kiedyś bowiem plemiona patriarchalne szybko zastąpiły te dzikie, które żyły w izolacji; a instynkt rodziny, pierwsza podstawa porządku społecznego, został ustanowiony dziedzicznie. Nic nie jest bardziej uderzające niż niższość mężczyzny, gdy chodzi o piękno, i niższość kobiety, gdy mowa o sile.

Kilku mężczyzn zaczęło gwizdać, ale oklaski kobiet i wołanie o spokój pozwoliło pani Royer mówić dalej.

– Jest to tak, że te plemiona, w których kobieta najbardziej obawiała się o siebie i o potomstwo, a mężczyzna był na tyle odważny, by wziąć w obronę swoją żonę i dzieci, nawet z narażeniem własnego życia, musiały z konieczności szybciej się rozmnażać i wypierać przed sobą inne plemiona.

– To boski porządek! – krzyknął jakiś mężczyzna z tyłu.

– Wyprowadzić go! – zawołał ktoś inny.

– No więc zajmijmy się tym boskim porządkiem – ostatnie słowa pani Royer wymówiła z wyraźnym przekąsem. – Przecież mężczyzna, stając się najsilniejszym, mógł narzucić się towarzyszce, która mu się najbardziej podobała; i odtąd kobieta, mając tylko go zadowolić i poddać mu się, stawała się coraz piękniejsza zgodnie z ideałem mężczyzny, który również stawał się coraz silniejszy, mając tylko narzucać się, rozkazywać i chronić.

– Ona patrzy na ewolucję nie tylko z punktu widzenia historii naturalnej – szepnęła Emilia, zafascynowana tym, co słyszy.

– Wygłasza to tak, jakby wszystko wiedziała na pewno – odpowiedziała Jadwinia, kręcąc z powątpiewaniem głową.

– Stopniowo, w miarę jak narody stawały się bardziej cywilizowane, inteligencja, czyli siła psychiczna, stawała się tożsama z siłą fizyczną; A kobieta, która stawała się coraz słabsza, przechodząc od władzy ojcowskiej do małżeńskiej, nie mogąc nigdy rozporządzać sobą i będąc wybierana na żonę jedynie ze względu na swą urodę i potulność, przekazywała swym córkom z pokolenia na pokolenie bierność umysłu, jeśli nie coraz większą, to przynajmniej coraz wyraźniejszą, w stosunku do aktywności umysłu męskiego, który jest nieustannie wzywany do postępu.

– Widzisz! Ona dostrzega ewolucję również w kwestii społecznej – Emilia całą sobą chłonęła prelekcję.

– Mówię ci, że ona jest niewierząca – powtórzyła Jadwinia.

– Można by wyciągnąć wniosek, że aby przyspieszyć szybki postęp rasy we wszystkich kierunkach, należałoby wymagać od kobiety części tego, czego do tej pory wymagano tylko od mężczyzny, to znaczy siły połączonej z pięknem, inteligencji połączonej z łagodnością, a od mężczyzny nieco więcej idealizmu połączonego z siłą umysłu i ciała.

Od ulicy dochodziły coraz gwałtowniejsze krzyki. Kiedy wykład pani Royer dobiegł końca, salę ogarnął tumult. Oklaski mieszały się z gwizdami, a w stronę sceny poleciało kilka jajek.

– Nigdy w historii naturalnej nie wymyślono czegoś tak rozległego: można powiedzieć, że jest to synteza uniwersalnych praw ekonomicznych, naturalna nauka społeczna par excellence, kodeks istot każdej rasy i każdej epoki. Znajdziemy w nim przyczynę istnienia naszych instynktów, długo poszukiwaną przyczynę naszej moralności, tajemnicze pochodzenie pojęcia obowiązku i jego kapitalne znaczenie dla zachowania gatunku.

W audytorium panowała absolutna cisza. Tylko zza okien dochodziły religijne śpiewy, którymi żarliwi przeciwnicy Darwina starali się odczyniać uroki wcielonego zła. Na twarzy prelegentki pojawił się lekki uśmiech:

– To objawienie nauki uczy nas więcej o naszej naturze, naszym i naszym celu niż wszystkie kapłańskie filozofie o grzechu pierworodnym; albowiem ukazuje nam w naszym brutalnym pochodzeniu źródło wszystkich naszych złych skłonności, a w naszych ciągłych dążeniach ku dobru lub lepszemu - rządzące nami prawo dążenia do doskonałości.

Kiedy pani Royer mówiła o instynkcie, Emilii przypomniała się nocna rozmowa z ojcem tuż przed wyjazdem z Płocka.

– Ale można sobie również wyobrazić, że książka, która nie udając tego, wyjaśnia tak wiele rzeczy, będzie odrzucona przez tych, którzy do tej pory przypisywali sobie monopol na pouczanie nas o naszych przeszłych i przyszłych losach: to znaczy, że z konieczności będzie miała za przeciwników wszystkich braminów, magów, destours, lewitów, bonzów, kapłanów wszystkich wyznań, kuglarzy wszystkich czasów i polityków wszystkich krajów.

Emilia siedziała jak porażona. Dotarło do niej, że prelegentka krytykuje mężczyzn, a mówiąc słowo «my», ma na myśli kobiety…"

***

Fragment pochodzi z książki "Ucieczka" – pierwszego tomu sagi "Od Wschodu do Zachodu" wydawnictwa MARGINESY.

Okładka książki "Ucieczka"
Okładka książki "Ucieczka"© Materiały prasowe
Komentarze (0)