"Odbierałam telefony o 2 w nocy. Nie chcę tak pracować" – mówi ilustratorka Magdalena Pankiewicz
Znalazła się na prestiżowej liście World Illustration Award wśród 500 najlepszych ilustratorów świata. Tworzyła dla znanych na całym globie marek. – Przez długi czas myślałam, że to nierealne, aby wykonywać ten zawód w Polsce – wyznaje artystka nominowana w plebiscycie Wirtualnej Polski #Wszechmocne.
13.10.2023 11:08
Ewa Podsiadły-Natorska: Tworzy pani rysunki figuratywne. Co to znaczy?
Magdalena Pankiewicz: Zajmuję się przede wszystkim ilustracją modową, lifestylową, psychologiczną, robię ilustracje skierowane głównie do dorosłych. Nie zajmuję się natomiast ilustracją dla dzieci, abstrakcyjną, baśniową.
W centrum pani uwagi jest kobieta.
Świat kobiet jest mi po prostu najbliższy. Mam wrażenie, że przez wiele lat kobieta na ilustracjach była prezentowana jako postać wyidealizowana, a ja staram się skupiać na sferze emocjonalnej, żeby pokazać, że kobieta to nie tylko ciało.
Łatwo rysuje się pani prace, na których chce pani ukazać kobiece emocje?
Zdecydowanie tak, jestem osobą introwertyczną, ale mam też cechy obserwatorskie, łatwo mi sobie wyobrazić inne kobiety w sytuacjach psychologicznych, dlatego ilustracje o tej tematyce są kwintesencją mojej pracy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Obserwuje pani kobiety w swoim otoczeniu i się nimi inspiruje?
Dokładnie. Czasem zobaczę jakąś ciekawą postać w filmie albo zainspiruje mnie kobieta spotkana na ulicy. To nie muszą być idealnie piękne dziewczyny, ale muszą mieć w sobie to "coś" – charyzmę, aurę.
Zawsze chciała się pani tym zajmować?
W zasadzie tak. Ilustracją interesowałam się już w liceum, ale przez długi czas myślałam, że to nierealne, aby wykonywać ten zawód w Polsce. Studiowałam malarstwo i sądziłam, że moja ścieżka zawodowa pójdzie w tym kierunku, na szczęście w trakcie studiów trafiłam na warsztaty ilustracji, które tak mnie zainspirowały, że od tamtej pory wiedziałam, że to dla mnie jedyna droga.
Pisze pani o sobie, że lubi działać pod wpływem intuicji, improwizować.
Zawsze interesowałam się psychologią, a od znajomych często słyszałam, że mam mocno rozwiniętą intuicję. Wiele rzeczy przychodzi do mnie naturalnie. Gdy dostaję do zilustrowania artykuł psychologiczny, pomysł pojawia się zwykle w ciągu paru sekund. Kiedyś nie miałam takiej pewności siebie i nie ufałam wszystkim swoim pomysłom, z czasem jednak się to zmieniło. Dziś już wiem, że jeśli przychodzi do mnie jakaś myśl, to najpewniej okaże się trafiona, więc za nią idę.
Zdarzyło się, że po oddaniu pracy usłyszała pani: "Inaczej to sobie wyobrażaliśmy"?
Oczywiście, lubię czasem poeksperymentować, a bywa, że klient przyzwyczajony jest do mojego stylu, widział moje prace, więc spodziewa się, że to będzie coś podobnego, podczas gdy ja chciałabym trochę poszaleć. Wtedy dostaję feedback, żebym przystopowała (śmiech). Eksperymenty zostawiam moim prywatnym projektom.
Na czym pani pracuje?
Przez wiele lat wszystko rysowałam odręcznie, skanowałam rysunki i kolorowałam je w programach graficznych, ale gdy przyszło więcej zleceń i – co za tym idzie – więcej uwag, poprawek, to stwierdziłam, że muszę nieco zmienić technikę pracy. Od kilku lat pracuję na iPadzie, gdzie robię szkice i korzystam z narzędzi digitalowych, które imitują te prawdziwe. Dzięki temu mogę używać cyfrowych kredek, ołówków, farb i wszystko wygląda bardzo naturalnie.
Jak wygląda pani dzień? To praca codzienne "od do" czy czeka pani na słynną wenę?
W wenę to ja kompletnie nie wierzę (śmiech). Do swojego trybu pracy podchodzę bardzo higienicznie. Mam szczeniaczka, który robi mi pobudkę o 5 rano. Do godz. 7–8 realizuję różne domowe zajęcia, a później siadam do komputera, sprawdzam maile. Między 10 a 17–18 zajmuję się wyłącznie rysowaniem. Jestem osobą, która gdy już usiądzie do pracy, to siedzi bite 7–8 godzin nad projektem. Wieczorami staram się nie odbierać telefonów, nie odpisywać na maile, nie pracuję też w weekendy, chyba że wisi nade mną deadline.
Potrzebuje pani do pracy ciszy czy może tworzyć wszędzie?
Przez wiele lat pracowałam w przestrzeni coworkingowej z przyjaciółkami i było mi tam świetnie – zwłaszcza to, że można było z kimś pogadać, przedyskutować projekt, pomysł. Ten kontakt z drugim człowiekiem był bardzo dobry. Jednak w trakcie pandemii wróciłam do pracy w domu. Myślałam, że po 2–3 latach będę chciała wyjść do ludzi, ale muszę przyznać, że na razie jest mi dobrze, podoba mi się samotność. Mam swoją ulubioną playlistę do pracy, czasami słucham podcastów, ale generalnie potrzebuję spokoju.
Od ilu lat zajmuje się tym pani zawodowo?
W tym roku minie 13 lat. W czasie kursu ilustratorskiego tak się uparłam, że to będzie mój zawód, że w ciągu następnego miesiąca stworzyłam portfolio. Wysyłałam je wszędzie i kolejny miesiąc później dostałam swoje pierwsze zlecenie ze "Zwierciadła".
To jest, myślę, wspaniała motywacja dla kobiet – nie czekamy, tylko działamy.
O tak, trzeba działać. Po męsku; mężczyźni nie zastanawiają się, czy są dostatecznie dobrzy. Co nie znaczy oczywiście, że nie miewam wątpliwości. Rynek jest bardzo trudny, trzeba szukać zleceń na własną rękę. Dopiero od niedawna mam pomoc w postaci agencji MAD Illustrators, która mnie reprezentuje, dzięki czemu mogę bardziej skupić się na samym rysowaniu.
Domyślałam się, że z racji wyróżnień, które pani otrzymała, zlecenia same do pani przychodzą.
To prawda. Klienci trafiają do mnie m.in. przez Behance czy Instagram. Od 2 lat właściwie nie muszę się nikomu przypominać.
Duża jest konkurencja w branży – w Polsce i za granicą?
Bardzo duża. Co chwila pojawiają się nowe nazwiska, pomału przestaję za nimi nadążać. Uważam, że polski rynek jest fenomenalny, mamy fantastycznych ilustratorów, kompletnie nie mamy się czego wstydzić i w zasadzie powinniśmy jeszcze mocniej promować polską ilustrację oraz polskich twórców. Wciąż za mało jest publikacji dotyczących naszych autorów, za mało wystaw…
Gdy patrzy pani na swoje prace, które powstały na przestrzeni tych 13 lat, widzi pani różnicę?
Zdecydowanie. Na początku bardzo chciałam, żeby moje prace były idealne, żeby nie było kresek niepewnych. Stawiałam na minimalizm, wydawało mi się, że ilustracja czarno-biała to będzie mój styl, ale nie czułam się w tym do końca sobą. Kilka lat temu zupełnie przez przypadek użyłam innych kolorów i to był przełom. Dodało mi to pewności siebie. Teoretycznie jestem w tym zawodzie 13 lat, uważam jednak, że moim odrodzeniem był rok 2016. Zaczęłam wtedy eksperymentować z kolorami, przestałam bać się nieudanych linii. Wyluzowałam. Od tamtej pory mój styl bardzo się zmienił i zauważyli to też moi klienci.
Które z wyróżnień uważa pani za najważniejsze?
Ten rok jest dla mnie wyjątkowy; znalazłam się na longliście World Illustration Award wśród 500 najlepszych ilustratorów świata, podczas gdy zgłoszeń było ok. 5 tysięcy. Dodało mi to skrzydeł, bo byłam przekonana, że moja praca utonie w morzu pozostałych.
Pamięta pani swoje najtrudniejsze zlecenie?
Parę lat temu w ciągu tygodnia wykonałam 7 projektów murali. Tempo było zabójcze – praca od rana do wieczora, telefony o 2 w nocy. Teraz już bym się na to nie zdecydowała.
A gdy pani długo nie pracuje, czuje pani artystyczny głód?
O tak, na wakacjach staram się zupełnie odpocząć od rysowania, ale po 2 tygodniach czuję już, że chcę wracać. Rękę trzeba nieustannie ćwiczyć. Po przerwie pierwszy dzień pracy zawsze jest taki, jakbym na nowo uczyła się rysować.
Czyli opowieści o twórcach, którzy jeden obraz malują przez 2–3 lata, to nie pani styl.
Zupełnie nie. Lubię pracować szybko, jestem niecierpliwa. Gdy mam plan, to chcę go od razu zrealizować.
Magdalena Pankiewicz jest nominowana w kategorii #Wszechmocne w sztuce.