"Odcięłam się od rodziny. Wreszcie czuję, że żyję". Czy trzeba trzymać kontakt z rodziną za wszelką cenę?
Czasem relacje w rodzinie są tak trudne, że jedynym wyjściem okazuje się ucieczka. Fizyczna, ale porządek trzeba zrobić też w głowie. – Dla matki jestem teraz "wyrodną córką" – mówi Maja, która wyprowadziła się do innego miasta i prawie przestała dzwonić.
03.02.2023 | aktual.: 03.02.2023 19:49
Pierwszy raz do psychoterapeutki A. poszła, mając 34 lata. Była już mężatką, matką, tutaj wszystko układało się dobrze. Ale mąż często powtarzał, że nie odcięła pępowiny i najwyższy czas, żeby to zrobiła. – Dla twojego i naszego dobra – podkreślał. Rodzina A. nie była patologiczna. Na pozór wszystko w niej grało, a nawet więcej: w lokalnym środowisku uchodzili za "wspaniałą rodzinę" – rodzice wykształceni, córki zdolne, grzeczne, zawsze pięknie ubrane. Wewnątrz: małe piekiełko.
– Powielamy trochę model włoski – wszystko w jednym kotle, żadnych sekretów, wywlekanie na forum każdej sprawy i omawianie jej, narzucanie innym swojego zdania – wymienia A. – Tak było, zanim się wyprowadziłam. Potem zamieszkałam na drugim końcu miasta i zrobiło się lepiej, choć jeszcze nie idealnie. Moi rodzice uprzedzają się do ludzi. Nigdy nie akceptowali żadnego mojego chłopaka, męża łaskawie "tolerują". Do każdego coś mają, dodatkowo obarczają mnie swoimi sprawami. Matka jest cyfrowo wykluczona, więc potrafiła dzwonić do mnie z każdym bzdetem, a gdy mówiłam, że jestem zajęta, obrażała się, co wykańczało mnie jeszcze bardziej – relacjonuje A. – Moi rodzice są razem od 40 lat. Według mnie do siebie nie pasują. Kłócą się, wrzeszczą na siebie, matka wpada w histerię, ojciec tłucze talerze.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Kiedy A. poszła w końcu do terapeutki, żeby się wygadać, usłyszała coś, co ją zaskoczyło. – To, co jest między pani rodzicami, to ich sprawa. Jeśli nie dochodzi do przemocy, można uznać, że prowadzą między sobą grę. Funkcjonują w tym układzie od wielu lat i to nie jest ani pani sprawa, ani sprawa pani siostry, żeby się w ten układ wtrącać – powiedziała psycholożka. – A pani jest dorosła, ma swoją rodzinę – męża, dzieci. Powinna się pani odciąć od rodziców.
Ale wtedy, dwa lata temu, A. nie była na to gotowa. Z gabinetu wyszła zdenerwowana. – Nie brałam tego w ogóle pod uwagę. Jak miałam się odciąć, skoro wystarczyło, że przez jeden dzień nie odezwałam się do rodziców, a następnego dnia miałam kilka telefonów od nich? Uznałam, że terapeutka urwała się z choinki. Więcej do niej nie wróciłam.
Bójka przez tusz do rzęs
– Bycie częścią rodziny, której członkowie darzą się miłością, szacunkiem i wzajemnie są dla siebie oparciem, jest ogromnym zasobem, który pomaga radzić sobie z życiowymi wyzwaniami. Bywają jednak rodziny, które oferują niewiele wsparcia i zrozumienia. Wówczas relacje w nich podtrzymywane są najczęściej nie ze szczerej chęci dzielenia życia z bliskimi osobami, ale raczej z poczucia obowiązku lub przekonania, że sami nie damy sobie rady w życiu – tłumaczy Marta Kędzierska, psycholog, psychoterapeuta Kliniki PsychoMedic.pl.
Przekonanie może być też takie, że to bliscy nie dadzą sobie rady bez nas. Tak przez wiele lat sądziła Maja. Wychowała się bez ojca. – Matka pracowała na dwóch etatach, żeby móc związać koniec z końcem, ale to się skończyło, gdy podupadła na zdrowiu i przeszła na rentę. Wszystkie żale, frustracje i ambicje przelała na mnie. Nigdzie nie mogłam wychodzić, z nikim się nie spotykałam, pierwszego chłopaka miałam na trzecim roku studiów. Miałam się tylko uczyć, uczyć i uczyć. Matka nie tolerowała czwórek, miały być same piątki i szóstki. Makijaż? Jaki makijaż. Pomalowałam raz rzęsy, to prawie doszło między nami do bójki – opowiada Maja.
Na studia poszła zaoczne, choć dostała się na dzienne, bo czuła się przymuszona do opieki nad matką. – Nie była obłożnie chora, funkcjonowała w miarę normalnie, ale ciągle mi powtarzała, że nie może zostać sama. Studiowałam więc, uczyłam się po nocach, za dnia pracowałam i jeszcze miałam matkę na głowie, od której nigdy nawet nie usłyszałam, że jest ze mnie dumna ani że cokolwiek robię dobrze – opowiada Maja.
W przypadku A. i Mai zadziałał czas. Gdy mąż A. stracił pracę, stała się główną żywicielką rodziny. – Nie miałam już czasu na telefoniki i wizytki – przyznaje. Spotkało się to oczywiście z oporem ze strony jej rodziców ("Dlaczego nie dzwonisz? Coś się stało? Nie możesz znaleźć nawet paru minut na rozmowę? Przecież mieszkamy w jednym mieście, już o nas zapomniałaś"). – Wtedy dotarło do mnie, że moi rodzice myślą wyłącznie o sobie. Zawsze myśleli. Zapytałam siebie: "W imię czego mam to znosić?". Zaczęłam dzwonić co 2–3 dni, później raz na tydzień. Były pretensje, jakieś podniesione głosy, ale uodporniłam się na nie. Teraz dzwonię raz na dwa tygodnie albo wpadam z córką na godzinę. Odkąd odcięłam się od rodziny, wreszcie czuję, że żyję.
Maja też potrzebowała czasu, żeby odciąć się od toksycznej matki. Pomogły jej sesje terapeutyczne – dzięki nim, jak mówi, poczuła siłę, żeby móc się matce przeciwstawić. – Jeśli czujesz, że coś cię niszczy, zżera od środka i psychicznie wykańcza, trzeba się tego jak najszybciej pozbyć ze swojego życia – mówi Maja. W jej wypadku kluczowa okazała się wyprowadzka do innego miasta, wejście w nowe środowisko i wspierający partner. – Powiedziałam matce, że powinna iść na terapię. Zwyzywała mnie przez telefon. To była nasza ostatnia rozmowa, z miesiąc temu.
Zwiększanie dystansu
Psycholog Marta Kędzierska wyjaśnia, że w zdrowej relacji między dorosłymi dziećmi a ich rodzicami może znaleźć się miejsce na wzajemną pomoc, ale trzeba pamiętać, że nie jest już ona bezwzględnym obowiązkiem. – Jeśli czujemy, że jesteśmy zobowiązani do pozostawania w nieustannym kontakcie, bycia gotowym do pomocy bez względu na własne samopoczucie i okoliczności życiowe, odczuwamy poczucie winy wobec bliskich, czujemy się niewystarczająco dobrzy lub przeciwnie, rodzina utrzymuje nas w przekonaniu, że bez jej udziału nie poradzilibyśmy sobie z własnym życiem, to są to jasne sygnały, że w relacjach z bliskimi należy znacząco zwiększyć dystans. Warto to zrobić po to, by z większej perspektywy przyjrzeć się temu, co dzieje się w rodzinie, do wchodzenia w jakie role zapraszają nas bliscy swoim zachowaniem i móc podjąć decyzję, czy chcemy w nich trwać – podpowiada ekspertka.
Zdaniem Marty Kędzierskiej kluczem do oceny, czy relacje z rodziną układają się w zdrowy sposób, jest zadanie sobie pytania, czy jako osoby dorosłe jesteśmy traktowane przez swoich bliskich po partnersku. Gdy pytam o to A. i Maję, obie bez wahania zaprzeczają. – Po partnersku? Skąd, nigdy – opowiada Maja. – Dla matki jestem teraz "wyrodną córką", bo przecież "poświęciła dla mnie wszystko", a ja "tak się jej odwdzięczam". Nigdy nie umiałyśmy się dogadać i to się już nie zmieni.
Psycholog Marta Kędzierska: – Nawiązanie relacji typu dorosły–dorosły z własnymi rodzicami i innymi członkami rodziny jest ważnym zadaniem rozwojowym, które stoi przed całą rodziną w momencie usamodzielniania się jednego z jej członków. Stanie się dorosłym w relacji oznacza, że samodzielnie definiujemy, gdzie przebiegają granice naszej prywatności i oczekujemy od innych uznania naszej decyzji.