Matki na L4. "Kobiety muszą przestać się godzić na domyślny podział obowiązków"
Sezon chorobowy w pełni, przychodnie pękają w szwach, a matki lawirują między pracą a L4. – Jeśli choruje dziecko, to zwolnienie ciągle najczęściej bierze matka, co nasila negatywne stereotypy wokół zatrudniania, ale też awansowania kobiet – alarmuje socjolożka prof. Paula Pustułka.
– Tak źle jak w tym roku jeszcze nie było – powiedziała mi radomska pediatra z 30-letnim stażem. W grudniu trafiłam do niej na prywatną wizytę z 4-letnim synem. W przychodni nie było najmniejszych szans, żeby dostać się do lekarza. – Jest tylko dwóch pediatrów, a chorych dzieci tłum – usłyszałam w rejestracji.
Pediatra, o której wspomniałam na początku, kalendarz miała wypełniony po brzegi; podczas badania ciągle dzwonił jej telefon. W poczekalni kaszlące, osowiałe, rozpalone na policzkach dzieci. – Sytuacja jest fatalna – tłumaczyła, wypisując mojemu synowi receptę na antybiotyk. – Dawniej kierowałam dziecko do szpitala w ostateczności. Teraz nie ma tygodnia, żebym nie musiała tego zrobić, bo albo są wysokie gorączki nie do zbicia w warunkach domowych, albo wysypki niewiadomego pochodzenia.
Proszę odebrać córkę
Odporność rozwija się do ok. 12. roku życia. Dzieci chorowały, chorują i będą chorować – szacuje się, że nawet 8–10 infekcji w ciągu roku u kilkulatka to norma. – Ale mój pięcioletni syn od września brał już trzy antybiotyki! To chyba nie jest normalne – denerwuje się jedna z matek, gdy przedstawiam jej te statystyki.
– Poparcie tezy, że "tak źle jeszcze nie było", znajdziemy w danych udostępnianych przez ZUS. Potwierdzają one, że liczba osób korzystających ze zwolnień chorobowych wzrosła w 2022 roku w stosunku do lat poprzednich, zaprzeczając postpandemicznym przewidywaniom ekspertów – zauważa socjolożka dr hab. prof. Uniwersytetu SWPS Paula Pustułka,
Uwagę naukowczyni zwraca związane z tym niekorzystne zjawisko: – Jeśli choruje dziecko, to zwolnienie ciągle najczęściej bierze matka, co nasila negatywne stereotypy wokół zatrudniania, ale też awansowania kobiet, które mają dzieci.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Łucja (imię zmieniłam) ma trzy córki. Najmłodsza we wrześniu poszła do żłobka, starsze są w przedszkolu. – Bałam się rozłąki, ale nie ukrywam, że cieszyłam się na myśl o powrocie do pracy – przyznaje. Różnica wieku między dziewczynkami jest nieduża. – Długo siedziałam w domu, chciałam w końcu zrobić coś dla siebie, a bardzo lubię swoją pracę.
Radość kobiety nie trwała jednak długo. – Zaraz zaczęły się choroby, zwolnienia. Właściwie co chwila jestem na L4, bo jak jedna wyzdrowieje, to zaraz druga albo trzecia się rozkłada. A dla mojego męża jest oczywiste, że to ja, jako matka, mam iść na zwolnienie. Ciągle słyszę, że "on nie może". A ja mogę?
Renata (imię również zmieniłam) doskonale zna temat. Ma dwójkę dzieci – jedno jest w przedszkolu, drugie chodzi do szkoły. – Gdy tylko któreś zachoruje, to ja ląduję na zwolnieniu. Mąż nawet o tym nie pomyśli. Tłumaczy, że ma kierownicze stanowisko, a opieka na dziecko mu się nie opłaca, bo zarabia więcej niż ja. Dla mnie jest to sytuacja bardzo niekorzystna, już w pracy zaczęli krzywo na mnie patrzeć, że często mnie nie ma – opowiada Renata.
– Była już sytuacja, że nie wytrzymałam; pojawiły się plotki o zwolnieniach i czułam, że jestem pierwsza do odstrzału. Zagryzłam zęby i wysłałam córkę z kaszlem i katarem do przedszkola. Dobrze, że nie gorączkowała, jednak w połowie dnia dostałam z przedszkola telefon, że mam ją odebrać, bo "ewidentnie jest przeziębiona i może zarazić inne dzieci".
Renacie jak dotąd nikt nie wręczył wypowiedzenia; ubłagała szefa, żeby mogła w przypadku chorób dzieci pracować zdalnie. Zgodził się. – Nie jest to jednak łatwe, szczególnie z młodszą córką, która ma cztery i pół roku i jest bardzo absorbująca – wyznaje.
Groźne konsekwencje
Taki podział ról rozumie prof. Paula Pustułka, tłumacząc: – W warunkach niskiej pensji i galopującej inflacji polskie rodziny działają racjonalnie i nie ma się czemu dziwić. Jeśli kalkulujemy, jak nieobecność w pracy przekłada się na domowy budżet, to w perspektywie danego miesiąca rzeczywiście logiczne jest, aby minimalizować stratę w ten sposób, że tracimy wynagrodzenie niższe, które najczęściej wnosi do budżetu kobieta.
Jednak zdaniem profesorki automatyczne odsyłanie matki na zwolnienie w przypadku choroby dziecka dla nikogo nie jest dobre i musi się zmienić. – Ten społecznie skonstruowany podział na to, że praca jest "męska", a opieka "kobieca" powinniśmy odłożyć do lamusa w drugiej dekadzie XXI wieku. To jest szkodliwe przede wszystkim dla kobiet, ale też dla mężczyzn i dzieci – zaznacza socjolożka.
O jakie konsekwencje dla kobiet chodzi? Przede wszystkim o negatywne skutki ekonomiczne – te bezpośrednie związane z niższym wynagrodzeniem oraz te długofalowe dotyczące "grzęźnięcia" na określonym szczeblu kariery, co docelowo oznacza też niższe emerytury. – Co gorsze – tłumaczy prof. Pustułka – kobiety mierzą się z dylematami psychologicznymi, odczuwając poczucie winy wynikające z konfliktu ról: nie czują się ani dobrymi pracownicami, ani dobrymi opiekunkami czy mamami. To bardzo niebezpieczne.
Socjolożka odnosi się także do badań dotyczących nierówność płci (czego przykładem jest fakt, że ojcowie nie biorą zwolnień naprzemiennie z matkami), wyjaśniając, że szkodzi to również mężczyznom. – Panowie mogą odczuwać presję roli jedynego żywiciela rodziny, pogarszaniu może również ulec ich relacja z potomstwem. Nie zapominajmy ponadto o dzieciach, mamy tu efekt międzypokoleniowy: obserwując, jak rodzice dzielą się – a właściwie nie dzielą – obowiązkami, kolejne pokolenia Polek i Polaków będą rosły w przekonaniu, że takie role matek i ojców są czymś "naturalnym" czy "normalnym" – zaznacza ekspertka Uniwersytetu SWPS.
Przeorganizować świat
Łucja i Renata nie ukrywają, że mają do swoich mężów żal. Łucja się z tym już pogodziła; czeka, aż jej córki podrosną i przestaną ciągle chorować. – Na razie inhalujemy się, pijemy tran i olej z czarnuszki na wzmocnienie – mówi. Renata wydaje się bardziej stanowcza; prowadziła już z mężem rozmowy na ten temat. – Obiecał, że następnym razem to on pójdzie na L4. Przekonamy się.
– Matki muszą wreszcie przestać zgadzać się na "domyślny" podział obowiązków – zaznacza prof. Paula Pustułka. Chodzi bowiem nie tylko o ich sytuację na rynku pracy, ale również o jakość życia w przyszłości. Ekspertka tłumaczy, że statystycznie kobiety są bardziej narażone na wykluczenie społeczne, marginalizację czy nawet biedę.
Prof. Paula Pustułka: – Polki żyją dłużej i częściej na starość zostają same. To bolesna prawda, o której niestety nie myślimy – zwłaszcza jako kobiety – zgadzając się na nierówne traktowanie. Nie mówię, że partnerzy celowo są niewspierający czy działają na naszą szkodę, a raczej, że ciągle istnieje społeczne przyzwolenie na to, żeby problem opieki nad chorymi dziećmi nie dotyczył mężczyzn. Oni się tym po prostu nie muszą przejmować. I nie twierdzę, że się nie martwią tym, że ich dziecko jest chore – martwią się tak samo jak matki.
Jednak to jest troska emocjonalna, domowa, a nie sprawa wikłająca ich w problemy w kontekście ich miejsc pracy czy karier zawodowych. Kobiety nie mają tego luksusu: prywatna odpowiedzialność opiekuńcza za dziecko przekłada się na problemy w miejscu pracy. Pomoże tylko bunt kobiet i rewolucja, która umożliwi przeorganizowanie świata pracy na bardziej sprawiedliwy.
Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was! Chętnie poznamy wasze historie, podzielcie się nimi z nami i wyślijcie na adres: wszechmocna_to_ja@grupawp.pl