Blisko ludzi#Wszechmocne. Agnieszka Stefaniuk rozwija się zawodowo i ma siódemkę dzieci: Macierzyństwo nazywam windą podnoszenia kompetencji osobistych

#Wszechmocne. Agnieszka Stefaniuk rozwija się zawodowo i ma siódemkę dzieci: Macierzyństwo nazywam windą podnoszenia kompetencji osobistych

Agnieszka Stefaniuk jest absolwentką romanistyki, założycielką Klubu Silna jak Mama, autorką poradnika dla rodziców "Jak to ogarnąć?", programu mentoringowego, wykładów, webinarów i mamą siódemki dzieci. - Duża rodzina jest jak elektrownia, która świetnie ładuje do dalszego działania – zapewnia w rozmowie z Wirtualną Polską. I dodaje, że najbardziej cieszą ją komentarze w stylu: "kurczę, ale u was musi być wesoło!".

Agnieszka Stefaniuk motywuje inne mamy m.in. do rozwoju zawodowego
Agnieszka Stefaniuk motywuje inne mamy m.in. do rozwoju zawodowego
Źródło zdjęć: © Instagram
Katarzyna Pawlicka

Katarzyna Pawlicka, Wirtualna Polska: Rodziłaś dziecko średnio co dwa lata i pracowałaś na etacie. Pozwolę sobie zacytować tytuł twojej książki i zapytać: "jak to ogarnąć"?

Agnieszka Stefaniuk: To pytanie zaczęto zadawać mi już, gdy urodziłam drugie dziecko. Sama miałam poczucie, że nie ogarniam. Przecież w życiu rodzinnym jest milion spraw – tych organizacyjnych, ale też np. choroby dzieci, których nie da się do końca przewidzieć i uporządkować.

Z czasem nauczyłam się odpowiedzi, że faktycznie nie ogarniam, ale za to kocham. Chciałam, żeby moje życie było intensywne i takie właśnie jest. Przez lata wypracowałam też najlepszy dla naszej rodziny system. Moje dzieci pojawiały się na świecie średnio co dwa lata i za każdym razem trzeba było myśleć nad konkretnym planem i kolejnymi modyfikacjami. Natomiast logistyki związanej z odwożeniem do szkoły, zajęciami dodatkowymi, planowaniem weekendów naprawdę można się nauczyć.

Pochodzisz z rodziny, w której kobiety od trzech pokoleń pracują zawodowo. Na pełnoetatową pomoc babci pewnie nie mogłaś liczyć?

Gdy dzieci były małe, moja mama faktycznie była zaangażowana zawodowo. Jest psycholożką i nadal, choć jest na emeryturze, przyjmuje stałych klientów. Rodzice mieszkają zresztą w innym mieście, więc na co dzień radziliśmy sobie z mężem we dwoje. Pomagały oczywiście moje koleżanki, zatrudnialiśmy też nianię oraz opiekunki – najczęściej młode dziewczyny, które wpadały pomóc na kilka godzin, gdy była taka potrzeba. Takie rozwiązanie wymaga jednak dużego zaangażowania - poszukiwania odpowiedniej osoby zazwyczaj trwają, bywają stresujące.

Pomoc jest przecież czasem niezbędna nawet przy jednym dziecku. Każdy z nas potrzebuje czasu dla siebie, oddechu.

Prowadzę program mentoringowy dla mam i widzę, że potrzeba nieporzucania wszystkiego po narodzinach dziecka, dalszego rozwijania swoich pasji, utrzymywania przyjacielskich relacji rośnie. To bardzo dobrze – w innym razie wypalenie macierzyńskie w końcu się odezwie.

Łatwiej znaleźć kogoś do opieki, gdy mieszkamy np. w mieście uniwersyteckim. Nie można się jednak poddawać. Jedna z mam, która mieszka z rodziną bardzo daleko od miasta, opowiadała mi, że szukając opiekunki, wywiesili ogłoszenia w najbliższej szkole. Udało się – znalazła nastolatki, które chciały sobie dorobić. Inna umówiła się z mężem, że raz w tygodniu będzie zostawiać dzieci pod jego opieką i wychodzić z komputerem na trzy godziny do kawiarni. Chciała w ten sposób wrócić do pracy naukowej, wejść w tematy, którymi zajmowała się wcześniej. I faktycznie poczuła, że to możliwe.

Jak wyglądało to w twoim przypadku? Etatowa praca przy siódemce dzieci brzmi jak wyzwanie, któremu są w stanie podołać tylko nieliczni.

Nie dokonałam tego sama. Od początku miałam ogromne wsparcie nie tylko w mężu, ale też w całej rodzinie i przyjaciółkach. Dziadkowie z nami nie mieszkają, ale z nimi i moim rodzeństwem spędzamy wakacje, święta. Mogę liczyć też na nich w sytuacjach podbramkowych, np. gdy trójka moich małych dzieci zachorowała na ospę, a czas rekonwalescencji wydłużył się do 1,5 miesiąca, mama z tatą zabrali je do siebie na kilka dni. To była dla mnie ogromna ulga. Nieocenione wsparcie otrzymałam także od teściowej, która wspaniale gotuje i przez wiele lat dawał mi słoiki z zupami, przecierami i warzywami. Wystarczyło, że je odgrzałam i dzięki temu mogłam zaoszczędzić mnóstwo czasu.

Zawsze chciałaś mieć dużą rodzinę?

To nie był mój plan na życie. Wydawało mi się, że wyjadę za granicę i będę żyła w podróży. Faktycznie trochę podróżowałam i okazało się, że to wcale nie sprawia mi radości. Na jednej z takich wypraw zobaczyłam rodzinę z kilkoma małymi dziećmi. Rodzice po kolei wyjmowali je z vana. Ktoś płakał, ktoś inny się śmiał. Ten obraz zrobił na mnie piorunujące wrażenie. Wzbudził we mnie dużo miłości, serdeczności i wrócił po latach, gdy sama zaczęłam wyciągać własne dzieci z auta. Po pierwszym dziecku myślałam jednak, że na nim poprzestanę. Musiałam skonfrontować swoje wyobrażenia z rzeczywistością. Przetrwać baby blues.

Jesteś jednak mamą siódemki. Zawsze byliście z mężem zgodni, że przyszedł czas na kolejne dziecko?

Zdecydowanie. Zawsze, gdy pojawiała się myśl "a może jeszcze kogoś nam tutaj brakuje", wspólnie podejmowaliśmy decyzję. Zastanawialiśmy się, czy mamy przestrzeń, czas, siłę i serce dla kolejnego dziecka. Dopisywało nam też zdrowie. Do tego dochodziły technikalia – czy zmieścimy się w mieszkaniu, a może właśnie przyszedł czas na dom?

Często pisze się i mówi o parach, które nie mogą mieć dziecka, starają się przez lata, przeżywają przez to osobisty dramat. W naszym przypadku zachodzenie w ciąże było bardzo łatwe. Uważam, że to duży dar i mieliśmy poczucie, że warto z niego skorzystać.

Trudno odczarować wielodzietność w Polsce?

Coraz łatwiej, a pomagają w tym chociażby media. W ostatnich latach rodziny 2+3 plus zaczynamy oglądać w serialach, reklamach, mediach społecznościowych. Nie zmienia to jednak faktu, że stereotypy wciąż mają się dobrze, nie tylko w Polsce. Wśród nich np. przekonanie, że kobiety, które mają dużo dzieci, nie bardzo wiedzą, co robią, są w jakiś sposób wykorzystywane, bezwolne. Na to nakłada się mit, że wielodzietność jest tożsama z biedą, a – co gorsze – patologią: przemocą, używkami.

Problemy finansowe faktycznie pojawiają się stosunkowo często – jestem członkinią Związku Dużych Rodzin Trzy Plus i wiem, że w ich telefonie zaufania często poruszany jest temat ubóstwa. Sama w mojej gminie tylko za śmieci płacę 304 zł. Nie ma sensu ukrywać, że koszty utrzymania wielodzietnej rodziny są po prostu większe. Natomiast nie ma statystyk czy badań, które potwierdziłyby, że większa liczba dzieci sprzyja patologiom.

Spotykałaś się z nieprzychylnymi komentarzami czy krzywymi spojrzeniami?

Osobiście te stereotypy nigdy mnie nie dotknęły. Zdarzały się jednak sytuacje zabawne. Na przykład gdy badający mnie lekarz powiedział: "nie wygląda pani na mamę siódemki dzieci". Czyli co – powinnam być zaniedbana, przemęczona (śmiech)? Innym razem sąsiadka podsłuchała pod naszym domem rozmowę, w której padły słowa: "Tutaj mieszka rodzina wielodzietna. Wiesz, takie króliki".

Natomiast od innych rodzin wielodzietnych słyszę, że zmagają się z przekonaniem, że im można wcinać się w sposób wychowywania dzieci, komentować wybory, doradzać. Oczywiście wytyka nam się także 500 plus, które biorą przecież wszyscy rodzice. Rzadko mówi się np., a te komentarze cieszą mnie najbardziej, "kurczę, ale u was musi być wesoło". Częściej pokazuje się tę drugą stronę: że koszty życia są wyższe, zakupy ogromne, pralka nie przestaje chodzić. Tymczasem duża rodzina to naprawdę elektrownia, która świetnie ładuje do dalszego działania. Mamy mnóstwo swoich żartów, zwyczajów, doskonale się razem bawimy.

Macierzyństwo zabija kreatywność, utrudnia karierę – słyszałam to od wielu matek. Jesteś żywym przykładem, że może być odwrotnie.

Innym mamom w moim programie mentoringowym konsekwentnie powtarzam, że można wszystko, tylko nie naraz. Dziecko w pierwszych miesiącach życia zawsze będzie w centrum naszego świata i trzeba to wziąć na klatę. Nie wywierać na sobie presji, że powinno być inaczej. Możemy wówczas pracować mniej lub nie pracować wcale. Natomiast dzieci bardzo krótko są małe, szybko dorastają i tutaj robi się przestrzeń do działania.

Będąc w kolejnych ciążach zmieniałaś pracę. Napisałaś książkę. Od kilku lat prowadzisz mentoring oraz wykłady dla mam, tworzysz webinary, spotykasz się z innymi kobietami w ramach Klubu Silna jak Mama. Jednym słowem – cały czas się rozwijasz.

Właśnie dlatego macierzyństwo nazywam windą podnoszenia kompetencji osobistych. Będąc mamą nabywamy umiejętności, które w życiu zawodowym są bardzo potrzebne. Dziecko to świetny trener życia: jest przecież bardzo nieprzewidywalne, wymaga od nas wiele wysiłku, cierpliwości, kombinowania, rozwiązywania złożonych problemów.

Już po siódmym dziecku trafiłam do pracy, w której był bardzo młody zespół i ja – jako jedyna – z dość dużym doświadczeniem życiowym. Okazało się, że przy wszystkich mocno stresowych sytuacjach ja daję radę, stres mnie nie wykańcza, a młode osoby wysiadały. Elastyczność i czas to naprawdę nie wszystko. Inna rzecz, że w pewnym momencie sama złapałam wypalenie zawodowe. Wzięłam na siebie za dużo. Wydawało mi się, że odpoczywając, marnuję czas.

Zagłosuj na #Wszechmocne 2022
Zagłosuj na #Wszechmocne 2022© WP Kobieta

"Boję się wrócić do pracy" – pewnie słyszysz to często od młodych mam.

Tak, ale każdej z nich – i także tym, które przed urodzeniem dziecka nie pracowały – polecam spróbować. Najgorzej mówić, że praca nie jest dla mnie, na pewno nie dam rady i odwrotnie – dziecko nie jest dla mnie. Życie naprawdę zaskakuje i warto mieć otwartą głowę. Niezależnie od tego, co wybierzemy, nie tracimy możliwości. Nawet gdy zamykają się jedne drzwi, otwierają się kolejne. Czasem trzeba tylko mocniej zastukać.

Przeszkodą bywają też często oczekiwania wobec samych siebie. Będąc mamą siódemki dzieci czuje się presje bycia rodzicem idealnym siedem razy mocniej?

Teraz jestem superwyluzowaną i pewną siebie kobietą i mamą. Ale nie ukrywam, że jak pojawiło się trzecie dziecko i szliśmy całą rodziną ulicą, bardzo zależało mi, żeby ludzie myśleli o mnie "ona jest dobrą matką". Byłam przekonana, że dzieci muszą być superubrane, zawsze uczesane, bez plastrów na nogach czy rozwiązanej sznurówki, bo inaczej ludzie będą mnie negatywnie oceniać. Szczególnie, że miałam ich więcej niż jedno czy dwa. Starałam się też w rozmowach z innymi mamami dobrze wypaść, pokazać, że dużo wiem, bardzo się staram. Dzisiaj się z tego śmieję. Wiem, że w byciu autentycznym i zmaganiu się ze swoimi trudnościami jest dużo więcej szczęścia i radości niż w dążeniu do jakiegoś wyobrażonego wizerunku. Poza tym to, co dla jednej mamy jest bardzo ważne, np. szkolne oceny, wcale nie musi takie być dla innej.

Jesteś w stanie spojrzeć empatycznie na kobiety, które żałują macierzyństwa?

Oczywiście, przytulam je najmocniej. Gdybym znała taką kobietę osobiście, zrobiłabym wszystko, żeby jej pomóc i ulżyć. Bo takie odczucie, szczególnie wyartykułowane głośno, to moim zdaniem wołanie o pomoc. Stoi za nim najpewniej ogromna potrzeba wsparcia emocjonalnego, psychologicznego i często finansowego. Narodziny dziecka są przecież cudem i mam wrażenie, że żałować możemy ich tylko wówczas, gdy życie naprawdę nas przytłacza. Dlatego nie chciałabym robić z tego tematu typu "kobiety wreszcie mówią jak jest, cała prawda o macierzyństwie", tylko w zamian zająć się konkretnie tą osobą i jej potrzebami.

Trwa plebiscyt #Wszechmocne 2022. Zapraszamy do głosowania na nominowane TUTAJ.

Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!

Rozmawiała Katarzyna Pawlicka, dziennikarka Wirtualnej Polski.

Źródło artykułu:WP Kobieta
Wszechmocnemacierzyństwokobiety

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (205)