Odmówiła święcenia koszyczka. Teściowa rozpętała awanturę
Gorączka sprzątania przed przyjazdem gości, kłótnie o politykę, spór o uczestnictwo we mszy świętej. Wiele osób do świąt podchodzi z rezerwą. Wielkanoc kojarzy im się bowiem nie z radosnym spotkaniem z bliskimi, a awanturami, które rozgrywają się przy rodzinnym stole.
Spory o poglądy. Zaganianie na siłę do kościoła. Kłótnie, a nawet… rękoczyny, bo ktoś ma odmienne zdanie. Nie wszystkim uśmiecha się spędzanie nadchodzącej Wielkanocy z rodziną. - Wykłócają się, kto ma więcej pieniędzy, i przechwalają wszystkim, co możliwe. Przekrzykują - wylicza Monika, która już stresuje się świątecznym wyjazdem w rodzinne strony.
"Nie mogę znieść tych gadek o Powstaniu"
Jola nie ukrywa, że ma inne poglądy polityczne niż jej rodzice i wolałaby w tym roku unikać tego tematu w czasie świąt. Tym bardziej że będą tuż przed wyborami samorządowymi.
- Zawsze jest tak samo. Rozmawiamy o wszystkim i, niestety, w pewnym momencie schodzimy na tę nieszczęsną politykę. W każde święta kłócę się o nią z ojcem. Nasze potyczki kończą się wyciągnięciem jednego tematu. Nie mogę znieść tych gadek o Powstaniu Warszawskim. Zawsze zaczynamy wtedy skakać sobie do gardeł. Obydwoje bardzo emocjonalnie podchodzimy do tego tematu i wiem, że nigdy nie dojdziemy do porozumienia - żali się Jola.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
55-latka dodaje, że kontakt ze starszymi rodzicami jest dla niej bardzo ważny, ale obawia się, że znowu, zamiast spędzić razem czas, ugrzęzną w kłótniach.
- Zupełnie inaczej widzimy rzeczywistość. Ja patrzę w przyszłość, chcę, żeby dzieci dorastały w postępowym kraju. Mój ojciec ma prawicowe poglądy i niezbyt szanuje fakt, że ktoś może myśleć inaczej. Najchętniej nigdzie bym nie jechała na święta. Na pewno zaraz usłyszę, jakiego to złego mamy teraz premiera, że Polska się stoczy, bo "jedyna słuszna partia" została odsunięta od władzy - wyznaje.
Dwa rodzinne zjazdy zakrapiane alkoholem
Monika mieszka daleko od rodziny. Nadchodzące święta to jedna z nielicznych okazji w roku, kiedy będzie mogła ze wszystkimi się spotkać. Choć z jednej strony cieszy się, że zobaczy bliskich, z drugiej - wie, że nie odpocznie. Każde święta bowiem "rozgrywają się" według jednego scenariusza. Na wielkanocnym stole zostanie postawiony alkohol, który rozwiąże bliskim języki.
- Zaczyna się pierwszego dnia świąt, kiedy odwiedzam część rodziny, która kłóci się o politykę. 90 proc. jest za obecną partią rządzącą, pozostałe 10 proc. za opozycją, czyli PiS. Wśród tych 10 proc. jest mój kuzyn, który pobiera 800 plus i zawsze wychwala pod niebiosa to, co PiS zrobił dla kraju. Podkreśla, jakiego to my nie mamy dobrobytu, chociaż sam pracuje w zagranicznej firmie i otrzymuje pensję w euro, więc kompletnie nie ma pojęcia o tym, jak żyje przeciętny Polak, zarabiający najniższą krajową - tłumaczy.
Po pierwszych odwiedzinach Monika spotka się z drugą częścią rodziny, gdzie również nie brakuje sporów pomiędzy wujkami i ciotkami.
- Wykłócają się, kto ma więcej pieniędzy i przechwalają wszystkim, co możliwe. W szczególności wujkowie-rolnicy, którzy, oczywiście po alkoholu, przekrzykują się nawzajem tak, żeby każdy słyszał, co właśnie zakupili, jakie mają dochody i jak dzięki temu mogą wykształcić swoje dzieci lepiej niż inni - wyznaje.
W tym roku stresuje się tym bardziej. Pamięta, jaki obrót sytuacja przybrała ostatnio. A, delikatnie mówiąc, było niewesoło.
- Przyznaję ze wstydem, że święta zakończyły się bójką pomiędzy wujkami. Jeżeli mam być szczera, najchętniej spędziłabym je z samymi rodzicami, na spokojnie, przy stole, a potem oglądając filmy - marzy Monika.
Nie chciała iść do kościoła. Teściowa zrobiła awanturę
Ada i Wiktor są młodym małżeństwem z prawie dwuletnim stażem. Pierwszy rok po ślubie przemieszkiwali u rodziców mężczyzny, ponieważ od razu zdecydowali się na remont mieszkania. 30-latka po ostatniej wspólnej Wielkanocy zadecydowała, że więcej nie spędzi tego święta z teściami. Zachowanie matki męża przeszło jej najśmielsze oczekiwania.
- Wiedziałam, że mama Wiktora jest wierząca. Ona z kolei zdawała sobie sprawę, że nie chodzę do kościoła (jesteśmy po ślubie cywilnym), a święta mają dla mnie jedynie wymiar spotkania z bliskimi. Najwyraźniej uważała, że mnie nawróci - zaczyna swoją opowieść Ada.
Przygotowania do rodzinnego zjazdu zaczęły się już kilka tygodni wcześniej. Ale dla 30-latki "prawdziwe piekło" rozpoczęło się, gdy matka męża zażądała, aby kobieta poszła z nią poświęcić koszyczek.
- Teściowa nie chciała słyszeć, że nie pójdę z nią do kościoła. Zrobiła mi awanturę, mówiąc, że to należy do rodzinnych tradycji i powinnam brać w nich udział. Na koniec usłyszałam, że "spowiedź dobrze, by mi zrobiła" i może przejrzałabym na oczy. Najgorzej, że mój mąż rozłożył ręce i powiedział mi później, że nie muszę w tym uczestniczyć, ale on nie chce się z mamą kłócić w święta… Myślałam, że mu coś zrobię. Naprawdę zaczęłam się zastanawiać, czy dobrze zrobiłam, wychodząc za niego za mąż - kontynuowała Ada.
Rozmówczyni Wirtualnej Polski w tym roku zapowiedziała mężowi, że na Wielkanoc odwiedzi swoich rodziców, którzy mieszkają w innej części Polski. Nie zamierza po raz kolejny słuchać pretensji teściowej.
- Odbyłam z mężem poważną rozmowę. Wyjaśniłam, że jeżeli ich "tradycje rodzinne" będą stać na naszej drodze, musimy się poważnie zastanowić nad naszym związkiem. Dałam mu wybór: może spędzić nadchodzące święta z moimi bliskimi lub swoimi. Powiedzmy sobie szczerze - ten jeden dzień weekendu więcej to nie jest dużo, a ja się nie obrażę, jeśli woli ten czas poświęcić rodzicom. Ale zastrzegłam, że nie pojadę do teściów, którzy nie chcą pogodzić się z tym, że mam inne poglądy - podkreśla Ada.
"Odkąd pamiętam, obrażała się na cały świat"
Karolina opowiada, że Wielkanoc od lat kojarzy się jej z zestresowaną mamą, która tylko sprawdza, czy wszędzie zostały zrobione porządki. Przed niedzielnym śniadaniem, wszystko musi lśnić. Jednak "nerwowa szamotanina" zaczyna się dużo wcześniej, jakby same święta wiązały się ze sprawdzaniem przez gości czystości.
- W każde święta chodzi naburmuszona i krzyczy na każdego. Odkąd pamiętam, jak tylko przychodziła Wielkanoc, obrażała się na cały świat. Mogliśmy z rodzeństwem stawać na głowie, a i tak zawsze jej coś nie pasowało. Nawet jak byliśmy młodsi, mama uważała, że powinniśmy wszystko za nią zrobić, mimo że wtedy i tak wiele pomagaliśmy. Kilka razy zdarzyło się, że nie jadła z nami śniadania wielkanocnego, bo zdążyła się obrazić - mówi.
30-latka dodaje, że nie mieszka w rodzinnym mieście. Parę razy zdarzyło się, że do domu przyjeżdżała w same święta, a zaraz po przekroczeniu progu, dostawała odkurzacz do ręki.
- W tym roku odpuszczam. Chcę odpocząć, a nie zasuwać. Zostaję z partnerem w domu - kwituje.
Zuzanna Sierzputowska, dziennikarka Wirtualnej Polski
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl