Ojciec uciekł do lasu z 2‑letnim Jankiem. "Wcześniej miało dojść do awantury"
Wzburzony zabrał synka z domu i godzinami błąkał się po lesie. Policja odebrała mu dziecko po trzech godzinach intensywnych poszukiwań. Sprawa wywołała skrajne emocje wśród internautów, większość stanęła po stronie mężczyzny.
Gigantyczna akcja
We wtorek po godzinie 18 na komendę w Bochni wpłynęło zgłoszenie od rodziny 2-letniego Janka. Jego ojciec, 34-letni Dominik Ł., miał wziąć dziecko i w stanie silnego wzburzenia opuścić dom. Było to spowodowane kłótnią z rodziną. Funkcjonariusze natychmiast zaangażowali się w akcję poszukiwawczą, do której dołączyli także strażacy. W sumie Janka szukało 95 funkcjonariuszy i dziewięć jednostek straży pożarnej.
- Poszukiwania prowadzone były w miejscowościach Leszczyna i Trzciana oraz na terenach leśnych z wykorzystaniem psów tropiących i kamer termowizyjnych. Na miejscu pojawiło się około 40 cywilów. Do akcji dołączyło też kilkuset internautów, którzy udostępniali informację o zaginionym chłopcu. Pomoc była naprawdę ogromna - mówi strażak z Grupy Poszukiwawczo Ratowniczej w Leszczynie.
Przed północą małego Janka odnaleziono w pobliskiej miejscowości Łapanów, gdzie mieszkają rodzice Dominika Ł. Aby tam trafić, ojciec z synem musieli z rodzinnej Trzciany przedzierać się kilka kilometrów przez pola i zarośla, przy ujemnej temperaturze.
Wcześniej miało dojść do awantury
Skąd tak wielka akcja poszukiwawcza? - Gdyby dziecku nic nie groziło, policja nie angażowałaby takich sił i środków - mówi jeden ze strażaków i zaznacza, ze nie może przekazać więcej informacji.
- Podjęliśmy działania na tak dużą skalę, ponieważ istniało realne zagrożenia życia i zdrowia dziecka. Ponadto z ojcem nie dało się w żaden sposób skontaktować, rodzina nie wiedziała, co się dzieje - mówi rzeczniczka prasowa Komendy Policji w Bochni i dodaje, że po odnalezieniu przez funkcjonariuszy ojca i syna, 34-latek został przewieziony karetką pogotowia ratunkowego do szpitala psychiatrycznego.
Od anonimowego informatora zaangażowanego w akcję poszukiwawczą udało nam się dowiedzieć, że w domu państwa Ł. w dniu zaginięcia doszło do interwencji policji. - Miała wybuchnąć awantura i ktoś z rodziny zadzwonił na 112. Przyjechała policja, ale ojciec nie został aresztowany, a później wyszedł z dzieckiem. Był w wielkich nerwach, mógł być nieświadomy swoich czynów, stąd taka mobilizacja służb - mówi.
"W tym kraju ojciec nic nie znaczy!"
Cała sytuacja wzbudziła skrajne emocje wśród internautów. Wielu zaskoczyła szeroko zakrojona akcja poszukiwawcza ojca, który wyszedł z dzieckiem na kilka godzin.
"Ojciec w tym kraju nic nie znaczy! A gdyby to matka uciekła z dzieckiem, to też organizowano by takie poszukiwania?", "Matka może zabrać dziecko po kłótni, a ojca traktuje się, jak przestępcę!" - piszą wściekli internauci. Inni cynicznie gratulują służbom akcji poszukiwawczej: "Zabrał dzieciaka do dziadków, a wy zamknęliście go w psychiatryku. Brawo!" - piszą.
Jeszcze inni zwracają uwagę na niekonsekwencję w ocenie sytuacji przez służby mundurowe i media - gdyby to kobieta uciekała z dzieckiem przez las do swoich rodziców, natychmiast przyklejono by jej łatkę ofiary, a nie porywaczki.
Zobacz też: #11 pytań o przemoc wobec kobiet cz.1
"Takie sytuacje nie są czarno- białe"
- Trudno mówić o jakimś standardowym systemie działań w sytuacji, gdy dziecko zostało zabrane przez jednego z rodziców - mówi Izabela Świergiel z Fundacji ITAKA, zajmującej się osobami zaginionymi. - Prawda jest taka, że policja może angażować się w takie sytuacje tylko wtedy, gdy rodzic, który oddalił się z dzieckiem jest pozbawiony lub ma ograniczone prawa do opieki, a także wtedy, gdy istnieje zagrożenie zycia lub zdrowia dziecka - tłumaczy i dodaje, że Fundacja otrzymuje coraz więcej zgłoszeń dotyczących tego typu spraw.
- Bardzo ciężko ocenić realne zagrożenie, w jakim może znaleźć się dziecko, ponieważ nigdy nie wiadomo, któremu z rodziców wierzyć. Niedawno otrzymałam telefon od mężczyzny, który płakał do słuchawki, że żona zabrała córkę i wyjechała z Polski. Łkał do słuchawki, że bardzo tęskni za swoim dzieckiem. Później okazało się, że wielokrotnie przejawiał agresję wobec swojej rodziny, a sąd wydał zakaz zbliżania się - tłumaczy.
- Pamiętam też małżeństwo, które walczyło ze sobą o dziecko. Jedno z nich potrafiło w taki sposób przekonać policję do swoich racji, że ci o 6 nad ranem weszli do domu partnera i zabrali śpiącego jeszcze synka, choć nie było ku temu jasnych powodów. Takie sytuacje powodują nieprawdopodobną traumę w psychice dziecka - mówi.
Przedstawicielka Fundacji jeszcze raz podkreśla, jak trudna jest obiektywna ocena sytuacji, w której dziecko zostaje zabrane przez jednego z rodziców. - To nigdy nie są czarno-białe sprawy i należy zachować szczególną staranność i rozwagę, by rozwiązywać je w sposób najmniej szkodliwy dla dziecka - podsumowuje.
Jakie masz zdanie na temat takiej pomocy? Prześlij nam spostrzeżenia przez dziejesie.wp.pl