Ojciec uciekł do lasu z 2‑letnim Jankiem. "Wcześniej miało dojść do awantury"
Wzburzony zabrał synka z domu i godzinami błąkał się po lesie. Policja odebrała mu dziecko po trzech godzinach intensywnych poszukiwań. Sprawa wywołała skrajne emocje wśród internautów, większość stanęła po stronie mężczyzny.
13.02.2019 | aktual.: 13.02.2019 20:43
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Gigantyczna akcja
We wtorek po godzinie 18 na komendę w Bochni wpłynęło zgłoszenie od rodziny 2-letniego Janka. Jego ojciec, 34-letni Dominik Ł., miał wziąć dziecko i w stanie silnego wzburzenia opuścić dom. Było to spowodowane kłótnią z rodziną. Funkcjonariusze natychmiast zaangażowali się w akcję poszukiwawczą, do której dołączyli także strażacy. W sumie Janka szukało 95 funkcjonariuszy i dziewięć jednostek straży pożarnej.
- Poszukiwania prowadzone były w miejscowościach Leszczyna i Trzciana oraz na terenach leśnych z wykorzystaniem psów tropiących i kamer termowizyjnych. Na miejscu pojawiło się około 40 cywilów. Do akcji dołączyło też kilkuset internautów, którzy udostępniali informację o zaginionym chłopcu. Pomoc była naprawdę ogromna - mówi strażak z Grupy Poszukiwawczo Ratowniczej w Leszczynie.
Przed północą małego Janka odnaleziono w pobliskiej miejscowości Łapanów, gdzie mieszkają rodzice Dominika Ł. Aby tam trafić, ojciec z synem musieli z rodzinnej Trzciany przedzierać się kilka kilometrów przez pola i zarośla, przy ujemnej temperaturze.
Wcześniej miało dojść do awantury
Skąd tak wielka akcja poszukiwawcza? - Gdyby dziecku nic nie groziło, policja nie angażowałaby takich sił i środków - mówi jeden ze strażaków i zaznacza, ze nie może przekazać więcej informacji.
- Podjęliśmy działania na tak dużą skalę, ponieważ istniało realne zagrożenia życia i zdrowia dziecka. Ponadto z ojcem nie dało się w żaden sposób skontaktować, rodzina nie wiedziała, co się dzieje - mówi rzeczniczka prasowa Komendy Policji w Bochni i dodaje, że po odnalezieniu przez funkcjonariuszy ojca i syna, 34-latek został przewieziony karetką pogotowia ratunkowego do szpitala psychiatrycznego.
Od anonimowego informatora zaangażowanego w akcję poszukiwawczą udało nam się dowiedzieć, że w domu państwa Ł. w dniu zaginięcia doszło do interwencji policji. - Miała wybuchnąć awantura i ktoś z rodziny zadzwonił na 112. Przyjechała policja, ale ojciec nie został aresztowany, a później wyszedł z dzieckiem. Był w wielkich nerwach, mógł być nieświadomy swoich czynów, stąd taka mobilizacja służb - mówi.
"W tym kraju ojciec nic nie znaczy!"
Cała sytuacja wzbudziła skrajne emocje wśród internautów. Wielu zaskoczyła szeroko zakrojona akcja poszukiwawcza ojca, który wyszedł z dzieckiem na kilka godzin.
"Ojciec w tym kraju nic nie znaczy! A gdyby to matka uciekła z dzieckiem, to też organizowano by takie poszukiwania?", "Matka może zabrać dziecko po kłótni, a ojca traktuje się, jak przestępcę!" - piszą wściekli internauci. Inni cynicznie gratulują służbom akcji poszukiwawczej: "Zabrał dzieciaka do dziadków, a wy zamknęliście go w psychiatryku. Brawo!" - piszą.
Jeszcze inni zwracają uwagę na niekonsekwencję w ocenie sytuacji przez służby mundurowe i media - gdyby to kobieta uciekała z dzieckiem przez las do swoich rodziców, natychmiast przyklejono by jej łatkę ofiary, a nie porywaczki.
Zobacz też: #11 pytań o przemoc wobec kobiet cz.1
"Takie sytuacje nie są czarno- białe"
- Trudno mówić o jakimś standardowym systemie działań w sytuacji, gdy dziecko zostało zabrane przez jednego z rodziców - mówi Izabela Świergiel z Fundacji ITAKA, zajmującej się osobami zaginionymi. - Prawda jest taka, że policja może angażować się w takie sytuacje tylko wtedy, gdy rodzic, który oddalił się z dzieckiem jest pozbawiony lub ma ograniczone prawa do opieki, a także wtedy, gdy istnieje zagrożenie zycia lub zdrowia dziecka - tłumaczy i dodaje, że Fundacja otrzymuje coraz więcej zgłoszeń dotyczących tego typu spraw.
- Bardzo ciężko ocenić realne zagrożenie, w jakim może znaleźć się dziecko, ponieważ nigdy nie wiadomo, któremu z rodziców wierzyć. Niedawno otrzymałam telefon od mężczyzny, który płakał do słuchawki, że żona zabrała córkę i wyjechała z Polski. Łkał do słuchawki, że bardzo tęskni za swoim dzieckiem. Później okazało się, że wielokrotnie przejawiał agresję wobec swojej rodziny, a sąd wydał zakaz zbliżania się - tłumaczy.
- Pamiętam też małżeństwo, które walczyło ze sobą o dziecko. Jedno z nich potrafiło w taki sposób przekonać policję do swoich racji, że ci o 6 nad ranem weszli do domu partnera i zabrali śpiącego jeszcze synka, choć nie było ku temu jasnych powodów. Takie sytuacje powodują nieprawdopodobną traumę w psychice dziecka - mówi.
Przedstawicielka Fundacji jeszcze raz podkreśla, jak trudna jest obiektywna ocena sytuacji, w której dziecko zostaje zabrane przez jednego z rodziców. - To nigdy nie są czarno-białe sprawy i należy zachować szczególną staranność i rozwagę, by rozwiązywać je w sposób najmniej szkodliwy dla dziecka - podsumowuje.
Jakie masz zdanie na temat takiej pomocy? Prześlij nam spostrzeżenia przez dziejesie.wp.pl