Blisko ludziOkrutni randkowicze. Mosting, breadcrumbing oraz cushioning mogą zepsuć związek

Okrutni randkowicze. Mosting, breadcrumbing oraz cushioning mogą zepsuć związek

Jednego dnia planuje dzieci i dom, drugiego zapada się pod ziemię. Niby zrywa relację, ale nadal co jakiś czas pisze, dzwoni i wodzi za nos. Deklaruje, że chce stworzyć związek, ale asekuracyjnie pisze w internecie z kilkoma przyjaciółkami. Czym są mosting, breadcrumbing oraz cushioning, popularne trendy w randkowaniu, wyjaśnia psychoterapeutka i specjalistka od pracy nad samooceną Joanna Godecka.

Mosting, breadcrumbing oraz cushioning mogą zniszczyć związek i negatywnie wpłynąć na samoocenę
Mosting, breadcrumbing oraz cushioning mogą zniszczyć związek i negatywnie wpłynąć na samoocenę
Źródło zdjęć: © Getty Images
Anna Podlaska

08.10.2020 15:11

Mosting, breadcrumbing i cushioning nie powinny być utożsamiane z przelotnym romansem, na który godzą się partnerzy – to zjawiska polegające na tym, że jeden z partnerów bawi się uczuciami drugiej strony i przyjmuje postawę asekuracyjną. Często w okrutny sposób kończy związek, po prostu zapadając się pod ziemię. Może to wynikać ze strachu przed bliskością, niechęcią do składania deklaracji czy budowania rodziny, a także z bycia toksycznym partnerem.

Anna Podlaska, WP Kobieta: Na czym polega "mosting"?

Joanna Godecka psychoterapeutka: Mosting i ghosting to dwa zbliżone do siebie zjawiska. Polegają na zaskakująco nagłym zerwaniu kontaktów. Mówiąc wprost, osoba zapada się pod ziemię. W przypadku mostingu jest okrutniej, bo relacja jest dłuższa, wydawać by się mogło, że rokująca. W ghostingu takie zerwanie pojawia się dość szybko, ale boli tak samo mocno.

Mam przykład takiej relacji z gabinetu terapeutycznego. Młoda kobieta, która przyjechała do Warszawy z innego miasta, poznała na Tinderze atrakcyjnego mężczyznę. Zaczęli się spotykać, ich znajomość kwitła, jednak to były pozory. W momencie, kiedy ta pani do mnie przyszła, została drastycznie porzucona. Jeszcze chwilę wcześniej partner planował wspólne zamieszkanie, snuł wizję przyszłości, a kilka dni później zapadł się pod ziemię, nie było z nim kontaktu. Kobieta wysyłała mu wiadomości na różnych komunikatorach, ale ich nie odczytywał, chociaż był aktywny online.

W takiej relacji nie ma czasu, aby zapaliła nam się czerwona lampka. Wszystko dzieje się z dnia na dzień.

Takie zachowania często mają wspólną zasadę. Cisza następuje w momencie, kiedy padają poważne deklaracje, dochodzi do jakichś planów. W mostingu często związek ma na początku wyjątkową dynamikę. Kobiety mówią o chemii, o wyjątkowym przyciąganiu. Mężczyzna wykazuje nadmiarowość. Dzwoni 10 razy dziennie, wysyła SMS-y, tworzy wizje przyszłości. Jeżeli szybko oświadcza, że chce razem zamieszkać, mieć dzieci, warto potraktować to jako sygnał ostrzegawczy.

Związek, w którym jedna osoba ma nadmierną potrzebę zaangażowania się, przeskakuje etapy, nie będzie opierał się na równowadze. Jeśli na początku jest za dużo fajerwerków, trzeba się zastanowić, czy cała amunicja się za szybko się nie zużyje.

W toksycznym randkowaniu pojawiło się również pojęcie "cushioning". Czym ono jest?

To asekuracyjna postawa w związku. Teoretycznie jesteśmy w "prawdziwej" relacji, ale utrzymujemy kontakty z innymi, tak na wszelki wypadek. Ciągniemy znajomości, czasami wirtualne, które uważamy za drugorzędne, ale one są. To jest nie fair w stosunku do realnego, aktualnego partnera. To jest dywersyfikowanie uczuć, co nie powinno mieć miejsca.

Często aktualny partner zaczyna zauważać w końcu, że nie jest "jedyny", że są przyjaciółki, koleżanki. Pracowałam z osobą, u której w związku pojawiła się taka okoliczność. Moja pacjentka przyszła z problemem: jej chłopak prowadzi korespondencję z kilkoma kobietami. Zarzekał się, że to nic nie znaczy, że to nie jest zdrada. Uważam, że jeżeli jest intensywny flirt, nawet kiedy nie ma fizycznego kontaktu, to ewidentnie dana osoba lokuje część uczucia gdzie indziej. To jest zjawisko cushioningu.

Pojawił się też termin breadcrumbing – czym jest?

Mamy relacje, które teoretycznie przebrzmiały, ale nie chcemy lub nie potrafimy zerwać kontaktu, bądź przeformułować go na czysto koleżeński. Czyli relacja się skończyła, ale my co jakiś czas "sypiemy okruszki" i wodzimy za nos drugą stronę. Piszemy co jakiś czas, sygnalizujemy zainteresowanie, ale niczego konkretnego nie oferujemy. Jest to nie fair, ponieważ komunikat jest dwuznaczny i wprowadza w błąd.

Jest to czysto asekuracyjne zagranie. Chcemy zostawić sobie otwartą furtkę, mieć do kogo wrócić. Jest dużo takich sytuacji. Przypomina mi się związek, gdzie pewna dziewczyna stwierdziła, że jej partner cały czas utrzymuje relacje bliskie ze swoją eks. Często do niej dzwoni, prowadzi poufałe rozmowy. Niby nie miał zamiaru odświeżać relacji, ale kontakt był.

Kto zachowuje się w taki toksyczny sposób?

Zjawiska, o których mówimy, cały czas funkcjonowały w relacjach, ale teraz coraz więcej o nich słyszymy, częściej się zdarzają z racji większej dynamiki związków. Mamy okazję częściej zawierać znajomości, więc zachowania urosły do rangi zjawisk.

Istnieje spora grupa osób, które boją się bliskości. Ci ludzie czasem pochodzą z domów, w których była dysfunkcja. Te historie z dzieciństwa bywają tak bardzo skomplikowane i obciążające, że obecnie dana osoba trzyma się na dystans. Dla niej związek kojarzy z uwięzieniem, komplikacjami, unika więc deklaracji. To sygnał, że warto podjąć terapię.

Jak uczciwie zakończyć związek, bez stosowania sztuczek?

W związku, w którym uczucie nie przerodziło się w trwałe zaangażowanie i jesteśmy uczciwi, to mówimy wprost: wybacz, ale nie spełniają się moje oczekiwania, szukam kogoś innego. W normalnej relacji dajemy też sygnały, że chcemy czegoś innego. Takie komunikaty partner odbiera i je odczytuje.

Co w takim razie robić, żeby nie stać się ofiarą toksycznych partnerów? Nastawiać się na krótkie, przelotne relacje?

Nie jest dobrze być na "miłosnym głodzie", bo wówczas zapominamy o sobie w związku. Nie mamy czasu poobserwować drugiej strony. I zaznaczam, że nie chodzi o kalkulowanie, ale o swoje samopoczucie w relacji. Nasze myślenie jeszcze nadal bywa takie, że kobieta po krótkim, szybkim związku czuje się trochę oszukana, a mężczyzna usatysfakcjonowany. Kulturowo, kobiety nie dają sobie często prawa do romansu bez dalszego ciągu, a czasami tak po prostu się dzieje i trzeba umieć z tego czerpać przyjemność, cieszyć się tym, że przeżyłyśmy coś pozytywnego.

A co z seksem?

Przyspieszanie tempa znajomości wydaje nam się romantyczne, ale dynamika udanego związku powinna być wyważona. Zdarzają się oczywiście związki, gdzie jest seks na pierwszej randce, a partnerzy są ze sobą do grobowej deski, ale generalnie tendencja jest jednak taka, że kiedy na początku są wielkie fajerwerki, to nie trwają one długo i relacja się kończy.

Kiedy budujemy związek na bazie przyciągania, dajemy sobie szansę na bliższe poznanie. Kiedy z pewnym opóźnieniem zaczynamy życie seksualne, druga strona cały czas czeka na ten przysłowiowy deser, a po drodze mogą wydarzyć się rzeczy, które nas zbliżą i scementują relację.

Joanna Godecka – psychoterapeutka, konsultantka i komentatorka zagadnień związanych z praktyką obecności, relacjami, poczuciem własnej wartości, samooceną kobiet. Ukończyła IV stopniowe Seminarium Collina P. Sissona z tytułem Praktyka Integrującej Obecności, a także Nową Szkołę Oddechu z tytułem Diploma Master Practicioner. Jest członkinią Polskiego Stowarzyszenia Terapeutów TSR (Terapia Skoncentrowana na Rozwiązaniach). Prowadzi Ośrodek Psychoterapii Inside You, jest autorką książek.

Źródło artykułu:WP Kobieta
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (369)