Michał za wszelką cenę chciał udowodnić żonie zdradę. "Zdesperowana wychodziła do kochanka o 3 w nocy"
– Była małżonka wypierała się tego, co robi, bezczelnie kłamała mi w oczy. Postanowiłem wynająć detektywa i nagrać jej poczynania, aby mieć twardy dowód – mówi w rozmowie z WP Kobieta Michał. Przy okazji swojego śledztwa odkrył dwie kolejne zdrady w firmie, w której pracowała jego była już żona.
Koniec miłości czasami oznacza koniec przyzwoitości. Gdy chcemy udowodnić drugiej stronie kłamstwo, wszystkie chwyty są dozwolone. Jednak czasem takie działania są niezgodne z prawem i może nam za nie grozić odpowiedzialność karna.
"Okazało się, że byłem w związku z potworem, a nie z nieskazitelną kobietą"
35-letniego Michała z Tomaszowa Mazowieckiego gryzło sumienie. Wiedział, że żona go zdradza, powiedział jej o tym i prosił o wyjaśnienia, ale z jej strony natrafił na mur. Postanowił, że zatrudni detektywa i udowodni jej winę. Dlaczego zależało mu na uzyskaniu twardych dowodów?
– Pracowaliśmy w tej samej firmie. Po dwóch latach małżeństwa moja eksżona zmieniła pracę, tam poznała nowego przyjaciela. Byliśmy w trakcie budowania domu, wychowywaliśmy syna, zdrada zabolała – opowiada Michał. O poczynaniach żony dowiedział się od jej znajomych z nowej pracy.
– Nasze firmy były powiązane, mieszkamy w małej miejscowości, więc miałem kontakt z jej współpracownikami. Zostałem poinformowany o tym, co się tam dzieje. Wynająłem detektywa, we współpracy z nim pozyskałem zdjęcia i nagrania swojej żony, które potwierdziły zdradę. Ja mówiłem, gdzie żona będzie, o której godzinie, on zajmował się resztą – wyjaśnia.
Aby nie zostać posądzonym o podsłuchiwanie, Michał zawsze starał się uczestniczyć w nagraniach audio.
– Przymierzałem się do konkretnej rozmowy i wówczas włączałem dyktafon. Wypytywałem małżonkę, z kim i gdzie była, co robiła, i to wszystko nagrywałem. Konfrontowałem to z informacjami pozyskanymi przez detektywa. Aby nie ponieść konsekwencji prawnych, byłem uczestnikiem rozmów – tak mi doradził mój pełnomocnik.
Cała akcja z nagraniami i śledzeniem nie miałaby miejsca, gdyby żona się przyznała. – Uważam się za uczciwego człowieka, wychowuję dziecko, buduję dom, staram się – zdrada mojej żony wewnętrznie nie dawała mi spokoju. Wiedząc, że ona jedzie do innego mężczyzny, nie mogłem spokojnie wysiedzieć w domu. Później przychodziła i mnie bezczelnie oszukiwała, że była w pracy. Straciłem zaufanie, a mając w ręku dowód, argument, udowodniłem jej kłamstwo w sądzie. Dowiodłem, że oszukiwała mnie i wszystkich dookoła – stwierdził.
Podsumował, że spotykał się z "potworem", a nie nieskazitelną kobietą, za którą uważali ją bliscy i rodzina.
"Wszystkie działały w ten sam sposób"
Przy okazji osobistego śledztwa Michał odkrył również inne zdrady wśród koleżanek żony. Nie omieszkał poinformować o tym ich mężów. – Dzięki mojemu zaangażowaniu i ujawnieniu poczynań innych kobiet rozleciały się w tej firmie kolejne dwa małżeństwa. Zarówno moja była partnerka, jak i dwie kolejne kobiety działały w bardzo podobny sposób – tłumaczy.
Była żona Michała, podobnie jak jej koleżanki, spotykały się z kochankami przed poranną zmianą, która zaczynała się o godzinie 6 rano.
– Moja była małżonka była na tyle zdesperowana, że wstawała o 3 nad ranem, twierdząc, że jedzie do pracy. Oczywiście kierowała się bezpośrednio do swojego przyjaciela do domu. Wynajęty przeze mnie detektyw czekał już przed wejściem do bloku i ją nagrywał – wspomina Michał.
"Uprzejmie pomógł mi wymienić opony zimowe na letnie"
Nagrywanie partnerów w celu udowodnienia niewierności lub zdobycia przewagi w sądzie to częsta praktyka. Były partner Małgorzaty zdradził ją, a następnie, po kilku miesiącach od wyprowadzki do nowej partnerki, zaproponował wymianę opon z zimowych na letnie. Przy okazji podrzucił pluskwę.
– Zorientowałam się, gdy zaczął przytaczać dialogi, które były prowadzone z konkretną osobą w aucie – wspomina Małgorzata. Jak twierdzi, były partner zrobił to, aby nie być jedynym winnym rozpadu małżeństwa. – Nie wiem, czy wykorzysta to przeciwko mnie. Mimo wszystko uważam, że to porażka. Nie miałam pojęcia, do czego jest zdolny. Wszystko po to, aby mnie postraszyć – podejrzewa.
Detektyw Monika Matyszczak zaznacza, że jej klienci – niezależnie od płci – bardzo często używają dyktafonów czy nagrywających pendrivów, aby udowodnić zdradę partnera lub oczernić drugą stronę przed wymiarem sprawiedliwości.
– Nam, jako detektywom, nie wolno podkładać i używać podsłuchów. Możemy natomiast wypożyczyć klientowi lub sprzedać urządzenie nagrywające. To zależy od decyzji klienta, co dalej z nim zrobi. Najczęściej dyktafon, pendrive nagrywający podrzucają osoby, które podejrzewają zdradę. Zazwyczaj podkładają te nośniki w samochodzie, gdzie często rozmawia się przez zestaw głośnomówiący – podaje detektyw.
Zapytaliśmy adwokata specjalizującego się w sprawach rozwodowych, czy sąd przychylnie patrzy na tego typu dowody. – Takie nagrania, którymi możemy się posługiwać w sądzie, nie narażając się na odpowiedzialność karną, to nagrania, w których osobiście uczestniczymy – wyjaśnia radca prawny Aleksandra Ejsmont.
Dodaje, że nielegalne instalowanie urządzeń nagrywających i posługiwanie się tego rodzaju nagraniami to również pogwałcenie praw związanych z ochroną dóbr osobistych.
Ejsmont przyznaje, że partnerzy, którzy się rozwodzą, często chcą zemścić się na współmałżonku, dlatego też nagrywają się wzajemnie i zbierają "haki". Inaczej ma się sprawa, kiedy dochodzi do przemocy domowej przybierającej formę przemocy psychicznej, rozgrywającej się zazwyczaj w czterech ścianach, którą dużo trudniej udowodnić. W takich sytuacjach nagranie tego, czego doświadcza osoba, wobec której jest stosowana przemoc, może być kluczowe.