Pracowała dla szejka. Mówi, co działo się za zamkniętymi drzwiami
Dwa piętra w pięciogwiazdkowym hotelu, prywatny samolot, obsługa na każde skinienie. Na początku pytał, jak mieszkam i czy mam chłopaka. Potem zaproponował mi... operację biustu - wspomina Anna Kolasińska-Szemraj, autorka książki "Byłam asystentką szejka". W rozmowie z WP Kobieta opowiada o pracy, która wyglądała jak sen, ale miała ciemne strony.
Ewa Podsiadły-Natorska: Jacy są szejkowie?
Anna Kolasińska-Szemraj: Jeśli chodzi o Abu Dhabi, to mam bardzo mało doświadczeń z lokalnymi ludźmi. Tak naprawdę znam tylko jednego szejka - tego, dla którego pracowałam. I to nie w Emiratach, a w Europie. Nie nosił tradycyjnych strojów, nie rozpoznano by go na ulicy. Miał europejski styl, ale też nieprzeciętną pozycję i ogromne pieniądze. To był starszy, bardzo bogaty mężczyzna.
Główna bohaterka twojej książki, Natalia, to ty?
Tak, Natalia to moje drugie imię - zmienione celowo, bo nie chciałam, żeby brzmiało zbyt dosłownie. Jednak większość doświadczeń i zachowań Natalii to moja historia, choć nie jest to opowieść jeden do jednego - właśnie dlatego zdecydowałam się nie używać imienia Anna.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Pasja jest kobietą". Izabella Budryn skończyła Sorbonę, a dziś robi biznes w Polsce
Kiedy poczułaś, że wchodzisz do zupełnie innego świata?
Od pierwszego dnia. Przyleciałam do Londynu i zobaczyłam rzeczy, których wcześniej nie znałam. Uderzył mnie przepych. Szejk, dla którego pracowałam, wynajął dwa piętra w pięciogwiazdkowym hotelu. Wszędzie była ochrona, obsługa na każde jego skinienie, wystawne kolacje. Zupełnie inna rzeczywistość, w której rządzą ogromne pieniądze. Widziałam, jak ludzie reagowali na mojego pracodawcę, jakie prezenty dostawali tylko za to, że przyszli go odwiedzić. Wszystko wyglądało jak ze snu, ale czar szybko prysnął.
Co należało do twoich obowiązków?
Z moim pracodawcą byłam praktycznie przez cały dzień - nie tylko w czasie pracy, ale i podczas śniadań, kolacji, zakupów. Czasem rozmawialiśmy o interesach, ale częściej o moim życiu. Pytał, czy mam chłopaka, jak wygląda moje mieszkanie i życie w Polsce, czy jestem szczęśliwa. Na początku myślałam, że po prostu chce mnie lepiej poznać, jednak z czasem zrozumiałam, że granica między życiem zawodowym a prywatnym jest w tej pracy bardzo cienka i że pomału zaczynam się w tym gubić.
Kobiety w krajach arabskich są elementem wizerunku?
Myślę, że tak, choć nie jest to tylko kwestia Emiratów czy krajów arabskich. Uproszczeniem byłoby myśleć, że tylko tam liczy się wygląd. Spójrzmy na nasze realia: ilu prezesów w Warszawie chce mieć atrakcyjną asystentkę? Ludzie są wzrokowcami, oceniają to, co widzą. Jeżeli mogą mieć osobę kompetentną i jednocześnie dobrze wyglądającą, często wybierają właśnie taką kombinację. Tylko że dla tej wybranej osoby zwykle oznacza to jedno: jest ciągle obserwowana i oceniana nie tylko za to, co robi, ale też jak wygląda. I tak było również z szejkiem - sądzę, że asystentka była częścią jego wizerunku.
Dziś znowu jesteś w Polsce. Kiedy poczułaś, że czas to zakończyć?
Najpierw to były właśnie pytania, które nie miały nic wspólnego z pracą. Potem wspólne śniadania, na których przestawaliśmy mówić o obowiązkach. Aż któregoś dnia mój szef zaproponował mi… operację biustu. I to nie był żart; przyprowadził na śniadanie najlepszego chirurga plastycznego z Paryża. Złożył mi konkretną propozycję. Wtedy zrozumiałam, że to wszystko zaszło już za daleko.
Dlatego postanowiłaś wrócić?
To był jeden z głównych powodów, ale nie jedyny. Miałam wtedy 27 lat. Byłam zakochana, dopiero co zaczęłam związek z moim obecnym mężem. Mieliśmy małego psa, którego widywałam tylko na zdjęciach. A pracując dla szejka, musiałam być dostępna cały czas. Nie było mowy o wyjściu do kina, weekendzie z rodziną czy zwykłym dniu "off". Ta praca pochłaniała wszystko. Byłam tylko tam, tylko w tamtym życiu. I bardzo długo miałam wrażenie, że nie mogę się z niego wydostać. Po prostu tęskniłam. Za Polską, za partnerem, za normalnością.
Aż w końcu odeszłaś. Nie bałaś się, że to może mieć konsekwencje?
Nie bałam się, bo nie zostawiłam za sobą niczego niedokończonego. Po prostu powiedziałam, że rezygnuję i zniknęłam z tamtego świata, chociaż długo nie mogłam o nim zapomnieć. Tym bardziej że wydarzyła się jeszcze jedna historia, o której piszę w książce - historia Seliny.
Co się stało?
Selina była stewardessą Etihad Airways, poznałam ją w pracy. W połowie pochodziła ze Sri Lanki, a w połowie ze Szwecji. Piękna dziewczyna, bardzo towarzyska, inteligentna. Wszyscy ją lubili. I nagle pewnego dnia została znaleziona martwa na środku pustyni. Do dziś oficjalnie nie wiadomo, co się stało. W akcie zgonu wpisano "zawał serca". Ale ona miała dwadzieścia kilka lat. Naprawdę trudno mi w to uwierzyć. Czy ktoś podał jej jakiś substancje? Popełniła samobójstwo? Tego pewnie nigdy się nie dowiemy.
W książce nie zmieniłaś jej imienia.
Bo nie mogłam. To dla mnie wciąż bardzo poruszająca sprawa. Znałam ją. I wiem, że ta historia zasługuje na pamięć, choćby właśnie w tej książce. To też był jeden z powodów, dla których zdecydowałam się ją napisać.
Pracowałaś dla bardzo wpływowego człowieka. Luksus ma swoją cenę?
Ogromną. On miał wszystko - ale bardzo niewielu ludzi, którym mógł naprawdę zaufać. Wszyscy czegoś od niego chcieli: albo pieniędzy, albo kontraktu, albo prezentu. To był świat budowany na transakcjach. Emocje? Były na końcu tej listy. Myślę, że mój były pracodawca tak naprawdę był bardzo samotny - pomimo otoczenia, tłumów, blichtru. I myślę, że właśnie dlatego tak często próbował zaglądać w życie swoich pracowników. Chciał mieć choćby iluzję bliskości.
Jak ludzie reagują na twoją książkę?
Różnie - i to jest dla mnie najsmutniejsze. Niektórzy bardziej oburzeni są tym, że pracowałam dla szejka, niż tym, że młoda dziewczyna zginęła w niewyjaśnionych okolicznościach. To dużo mówi o naszym społeczeństwie. Przestępczość bywa bardziej akceptowalna niż temat seksu czy władzy. Nawet jeśli seksu tam nie było - ludzie i tak sobie dopowiedzą. A moja opowieść to nie tylko historia o luksusie. To historia o granicach. O relacjach, które stają się niebezpieczne, choć zaczynają się od śniadania w hotelu. I o tym, że warto wiedzieć, kiedy powiedzieć "dość".
"Byłam asystentką szejka", Anna Kolasińska-Szemraj, wyd. Prószyński i S-ka 2025.