Blisko ludziOszukane. Te kobiety nie są głupie czy naiwne. Są po prostu dobre

Oszukane. Te kobiety nie są głupie czy naiwne. Są po prostu dobre

Oszukane. Te kobiety nie są głupie czy naiwne. Są po prostu dobre
Źródło zdjęć: © 123RF
Aneta Wawrzyńczak
13.01.2016 14:16, aktualizacja: 02.02.2016 12:51

Równo rok temu Agnieszka założyła stronę internetową oszukana.eu, napisała krótko i konkretnie: "na blogu zajmiemy się przekazaniem informacji o sposobie działania oszustów. Możecie oczywiście dodawać komentarze. Zdjęcia i filmy przysyłajcie na adres email widoczny w lewym górnym rogu strony głównej".

Równo rok temu Agnieszka założyła stronę internetową oszukana.eu, napisała krótko i konkretnie: "na blogu zajmiemy się przekazaniem informacji o sposobie działania oszustów. Możecie oczywiście dodawać komentarze. Zdjęcia i filmy przysyłajcie na adres email widoczny w lewym górnym rogu strony głównej".

Zaraz zaczęły się zgłaszać kobiety, słać rozpaczliwe maile, załączać zdjęcia, dzwonić. Ile ich jest? - Bardzo dużo - mówi Agnieszka. - Za dużo. Nie ma dnia bez zgłoszenia, a bywało i tak, że odzywało się po kilka dziennie. Nie jestem w stanie zliczyć, ponad sto kobiet już na pewno się zgłosiło. Wcześniej to były panie między 40-stką a 50-tką, teraz zgłaszają się nawet takie młode dziewczyny, koło 30-stki.

Za sprawą Agnieszki powstała internetowa baza informacji o oszustach matrymonialnych. Licznik nabił ponad 36 tysięcy wejść, zdjęć - tych z prawdziwymi twarzami amantów z internetu i tych skradzionych Bogu ducha winnym ludziom - Agnieszka w swojej bazie ma już ponad sześć tysięcy.

Agnieszka wylicza: oszustwo nigeryjskie, biznesmen w potrzebie, żołnierz na misji, który znalazł skarb i chce się podzielić, lekarz w kraju ogarniętym wojną (ostatnio modna jest Syria), który zbiera datki dla potrzebujących - to metody działania tych, którzy chcą "tylko" wyłudzić pieniądze. Nieraz są to obcokrajowcy, nieraz Polacy pod obcokrajowców się podszywający.

Ale wśród oszustów są i tacy, którzy całymi miesiącami, nawet latami, "urabiają" ofiarę: kontaktują się, zżywają, spotykają, sypiają, budują bliskość, rozkochują. - Oni też w którymś momencie wpadają w tarapaty: są ciężko chorzy albo mają ciężko chore dziecko, bo wielu panów przedstawia się jako samotni ojcowie, wpadli w niespodziewane długi, trafili niesłusznie oskarżeni za kratki i tak dalej. Można by zrobić listę ze stu takich problemów - wyjaśnia Agnieszka.
I bardzo mocno podkreśla: - Te kobiety nie są głupie czy naiwne. Są po prostu dobre, chcą pomóc, uratować kogoś. To nie ich wina, że ten ktoś robi im pranie mózgu, wykorzystuje je, oszukuje. Nie możemy obwiniać ofiar, musimy piętnować sprawców.

Książę

Pani X. na swojego przyszłego męża wpadła przypadkiem. Dosłownie, zderzyli się w drzwiach, jej poszła krew z nosa, on się zatroszczył, wymienili kilka zdań, ale numerów telefonów już nie, dopiero po kilku dniach, bo się pan X. na nią w tym samym miejscu przyczaił. - Ale wtedy nie wiedziałam, że on miał inną kobietę. Przepraszam - inne kobiety - mówi pani X.
Od słowa do słowa, od telefonu do telefonu, coś zaczęło iskrzyć. Co? Pani X. myśli przez chwilę. - Z twarzy to on może i jest przystojny, ale sporo niższy ode mnie, zwłaszcza jak założę obcasy, nie wiem, czy bym zwróciła na niego normalnie uwagę. Zauroczył mnie przede wszystkim tym, że od początku uwielbiał moją córkę, bardzo często o nią pytał, zawsze chciał, by jechała z nami, szybko zaczęła do niego mówić "tato". Teraz wiem, że to była zagrywka psychologiczna, ale wtedy byłam oczarowana. No i był bardzo opiekuńczy, troskliwy, czułam się przy nim bezpiecznie - opowiada pani X.

Pani Y. miłości nie szukała. Natłok pracy, dwójka dorastających dzieci na wychowaniu, świeżo zakończony nieudany związek - ani czasu, ani chęci na amory nie miała. Miała za to konto na portalu randkowym, właściwie nie swoje, tylko koleżanki, która, nawiasem mówiąc, właśnie tam poznała męża. - Ja się na to nasze wspólne konto zalogowałam raz, żeby sprawdzić wiadomości i akurat była jedna od niego… - opowiada. Dla świętego spokoju odpisała, później była wymiana maili i zdjęć, później numerów telefonów. A później to się już zaczęło.

- Dzwonił bardzo często, rozmawialiśmy godzinami, głównie wieczorami i nocami, bo ja bardzo dużo pracowałam. Dużo opowiadał o sobie, swoim życiu, czego - i kogo - w nim szuka. Z dnia na dzień coraz bardziej wzbudzał zaufanie, to wszystko było tak prawdziwe… że aż niemożliwe. Swoimi historiami zaczął wzbudzać we mnie litość. Ja też zaczęłam się przy nim otwierać, opowiadać coraz więcej o sobie. Nawet nie zorientowałam się, że mnie wciągnął w pułapkę, mówił dokładnie to, co chciałam usłyszeć. A ja to chłonęłam jak gąbka, bo wydawało mi się, że skoro ja nie kłamię, nie oszukuję, to i on mówi prawdę - opowiada pani Y.

Czyli tak: nie dość, że taki przystojny, to jeszcze nie pije, nie pali, nie przeklina, lubi dzieci, ma dobrą pracę, własny biznes, zaradny jest, wypisz-wymaluj ideał lub, jak określa to sama pani Y., "wymarzony książę".

Rysy

Tymczasem pani X. stuknęły dwa lata związku, pan X. dogadywał się świetnie z jej rodzicami, z córką tym bardziej, właśnie odchodził na wojskową emeryturę, więc miały się skończyć ciągłe wyjazdy na poligony, nocne służby, weekendowe ćwiczenia. Na tym idealnym obrazku były co prawda drobne rysy, na przykład taka, że pan X. gotówki nigdy przy sobie nie nosił, a dziwnym trafem akurat w takie miejsca prowadził, że płatności kartą nie było. Bardzo lubił też prezenty, nie lubił z kolei zawracania głowy, wyrzutów, kłótni. Wtedy pakował się w samochód i znikał na całe weekendy.

Czar prysł ostatecznie tuż po ślubie, pan X. mógł już ściągnąć maskę twardziela o gołębim sercu, groźbą i szantażem (pani X. nie chce się wdawać w szczegóły) zmusił świeżo upieczoną małżonkę, żeby przepisała na niego dom i samochód. I zniknął. - Ja do niego dzwoniłam, prosiłam, błagałam, żebyśmy jednak jeszcze spróbowali, bo mimo wszystko to jest małżeństwo. Powiedział, że nie chce mieć ze mną nic wspólnego. Po prostu mu się znudziłam.

Wtedy pani X. zaczęła dodawać dwa do dwóch: wiecznie wyciszona komórka ("reklamy przychodzą mi po nocach!"), zdecydowanie zbyt częste jak na żołnierza raczej "biurowej" specjalizacji poligony, podejrzane telefony.

Los nie sprzyjał też pani Y. Co się umówiła z panem Y. na spotkanie, to coś wypadło - a to jemu sprawy służbowe, a to jej niespodziewany wyjazd czy problemy z dziećmi. Jak to w życiu. Aż tu światełko w tunelu: pan Y., który mieszkał na co dzień zagranicą, dostał ogromny spadek, jak tylko rozliczy się z rodziną i pozałatwia wszystkie formalności, przyjedzie do Polski, już na stałe, biznesy będą się kręcić tam, tu będzie ślub i życiowa sielanka. - Nieustannie przewijały się w jego słowach plany podróży poślubnych, zakupu domu, godnego życia, na poziomie. I inne obietnice, które się nigdy nie spełniły… - opowiada pani Y.

Nagle pojawia się jednak problem: pan Y. musi jechać w długą trasę, ale nie ma akurat pieniędzy na paliwo, prosi panią Y. o drobną pożyczkę, raptem 100 czy 150 euro, zaraz zwróci. Pani Y. się trochę waha, ale znają się już przecież długo i intensywnie, 500 złotych nie majątek, konto jest w polskim banku, łatwo będzie w razie czego człowieka namierzyć, jeśli, odpukać, weźmie pieniądze i zniknie. No i on przecież przysięga na Najświętszą Panienkę i grób rodziców, że jest uczciwy, że kocha, że odda. Przelew zrobiony, pan Y. serdecznie dziękuje, wciąż śle SMS-y, wciąż dzwoni, uff, nie ukradł, nie zniknął.

Mija tydzień czy dwa, znów telefon, pełen nadziei: jest kupiec na dziedziczoną kamienicę, trzeba tylko wszystkie formalności pozałatwiać. A to kosztuje, jakieś 5 tysięcy euro. "Pożycz", prosi pan Y., "za siedem dni, jak tylko wszystko zorganizuję, przyjadę do Polski, już na stałe, i oddam, będziemy razem, ty, ja i dzieciaki".
- Ja już wtedy wpadłam jak śliwka w kompot, ślepo mu zaufałam, nie włączając racjonalnego myślenia. Pożyczyłam mu te pieniądze z nadzieją, że je odzyskam i że będziemy razem. Dopiero dziś wiem, po terapii psychologicznej, że ten człowiek mnie omotał, wszystko zaaranżował bardzo dokładnie, każda niby prawdziwa historyjka była kłamstwem. Działał z pełną premedytacją, żeby osiągnąć cel: uwieść, rozkochać, a potem okraść.

Amok

Pani X. przeprowadziła własne śledztwo. Wynik ją przeraził: jej mąż miał konta na wszystkich możliwych portalach społecznościowych i randkowych, przez nie poznawał kolejne kobiety, do dziś pani Y. doliczyła się kilkunastu, a to może być tylko wierzchołek góry lodowej.
- Napisałam na Facebooku, że to chyba koniec mojego małżeństwa. I wtedy różne dziewczyny zaczęły się do mnie odzywać, po nitce do kłębka dotarłam do tego, że on kobiet miał mnóstwo. Jak się zgadałyśmy, to się okazało, że w jedne święta potrafił obskoczyć cztery kobiety. Wszystkie miały pierścionki zaręczynowe, to była jego jedyna inwestycja. Bo tak to wszystkie naciągał, na pierdoły, jakieś wyjazdy, bluzy, buty, gadżety, wszystko markowe. Wszystkie nas non stop tak samo oszukiwał.

Dlaczego pan X. ożenił się akurat z panią X.? Pani X. głośno myśli: raz, że ma duży dom na wsi, w pięknej okolicy, jak pan X. pierwszy raz w odwiedziny przyjechał, to nawet rzucił coś w stylu "no, dobrze mi tu będzie na emeryturze".
Dwa - że ślub to była inwestycja, dzięki odprawie mieszkaniowej pieniądze z wojska mógł już wziąć na trzy osoby, a nie jedną.
Trzy - że pani X. idealnie do planu pasowała, bo córkę miała jedną i już trochę odchowaną, a inne kobiety pana X. dzieci albo nie miały w ogóle, albo za dużo (czyli kłopot), albo za małe (czyli kolejny balast, bo trzeba by je wychowywać). - U mnie widział potencjał, dlatego się mnie trzymał - uważa pani X.

U pani Y. tymczasem piętrzyły się problemy. Już pan Y. miał oddać pieniądze, już się pakował do wyprowadzki do Polski, a tu znów niefart: na ulicy go napadli, on się bronił, temu i owemu gębę obił, poszło zgłoszenie na policję, trzeba opłacić adwokata i kaucję. - To jest niesamowita spirala, w którą człowiek wpada, taka pajęczyna, która go oplata. Ja wciąż myślałam, że ten człowiek mówi prawdę. Omotał mnie, byłam jak w amoku, jak pod wpływem sekty - opowiada pani Y.

Klapki z oczu zrzucił jej dopiero funkcjonariusz w komisariacie policji. Dziś pani Y. za to mu serdecznie dziękuje. - Dzięki temu wyrwałam się z tego bagna, psychomanipulacji mną, moim umysłem, zabawy moją osobą - mówi dziś pani Y. A wtedy, jak te klapki opadły, zobaczyła: że mieszkanie przepadło, że komornicy walą do drzwi, wchodzą na pensje, że dzieciom nie ma co do garnka włożyć.

Dlaczego pan Y. zapolował właśnie na panią Y.? Po pierwsze, nie tylko na nią, kobiet przez niego oszukanych jest co najmniej kilka. Po drugie, liczba pojedyncza jest tu niewskazana, bo, jak się okazało, pan Y. tak sobie z najbliższą swoją rodziną wymyślili, że będą polować na samotne kobiety z dobrym sercem i zdolnością kredytową. A po trzecie - pani Y. sama nie wie.. - Do dziś nie potrafię odpowiedzieć sobie na pytanie, jak można komuś zrujnować, zniszczyć życie dla osiągnięcia własnych korzyści. Kto mu dał do tego prawo?! - przyznaje pani Y.
Agnieszka o takich przypadkach mówi tak: - To jest ten sam mechanizm, co w sekcie, ci mężczyźni polują na osoby zagubione, podatne, po przejściach.

Wrak

Agnieszka przyznaje: internetowa baza oszustów to była fajna zabawa. Do pewnego momentu. - Później zrobiło się poważnie, aż za poważnie. Chyba po telefonie jednej kobiety, która tak wyła do słuchawki… Bo ona naprawdę myślała, że już nic dobrego jej w życiu nie czeka, a tu udało jej się w końcu poznać mężczyznę swojego życia, a on się okazał oszustem. Żeby pani ten krzyk i płacz usłyszała… - mówi Agnieszka. Gdyby to wtedy nagrała, jej zdaniem 90 proc. społeczeństwa by zrozumiało, że to nie jest głupota czy naiwność tych kobiet, tylko efekt bezwzględnego prania mózgu.

- Moim zdaniem ci mężczyźni nie mają moralności ani godności, są pozbawieni ludzkich uczuć, ich się powinno izolować i leczyć - uważa Agnieszka.
Pani Y. gdyba: - Więzienie? Czasem się nad tym zastanawiam… To za duży luksus dla nich, darmozjadów trzeba by utrzymywać z naszych podatków! Ale może zamknięty szpital psychiatryczny, dożywotnio, zamknięcie w czterech ścianach, bez dostępu do cywilizacji? Może to byłaby właściwa kara dla tego pokroju ludzi.

Agnieszka jeszcze dodaje: - Dobra, umówmy się, można być oszustem, złodziejem, wyrwać kobiecie torebkę na ulicy. Ale dlaczego wmawiać komuś, że się go kocha? Każda z ofiar, co do jednej, mówiła o samobójstwie.

Pani Y. przytakuje: - Jeśli ktoś nie przeżyje tego na własnej skórze, to nie wie, co taka kobieta czuje, co przechodzi, jak bardzo musi walczyć o każdą godzinę swojego życia. Raz, że oszukana uczuciowo, dwa - ograbiona finansowo z długami, które pozostały po niespełnionej miłości, życiu i wspólnym szczęściu.

Pani X też przeszła załamanie nerwowe, też wpadła w depresję, też miała myśli samobójcze. - Nie mogłam pogodzić się z tym, że tak naprawdę w ciągu tygodnia straciłam wszystko: dom, samochód, jego. Ale pomyślałam: Boże kochany, masz dziecko, nie możesz czegoś takiego zrobić - opowiada. Jakoś się pozbierała, poszła do psychologa, psycholog ją wysłał do psychiatry, bo depresja była tak silna, że z miejsca chcieli ją hospitalizować, ale nie dało rady, nie było z kim dziecka zostawić. - A jak doszłam do siebie, założyłam sprawę na policję, to zaczął wydzwaniać do moich rodziców, że mnie udupi - mówi pani X.

Pani X. przyznaje, że dom i samochód jeszcze by odchorowała, machnęłaby ręką, było a nie ma, można się odkuć. - Najgorsze jest to emocjonalnie wykorzystanie. Ja teraz już nie chcę mieć żadnego faceta, bo nie wiem, na kogo trafię. Boję się, po prostu. Nie chcę być kolejny raz skrzywdzona.

Pani Y. mówi z kolei: - To jest najgorsze, odzieranie człowieka z nadziei, miłości, zaufania, wiary w człowieka. Nie potrafię zaufać żadnemu mężczyźnie, nie jestem w stanie wejść w żadną relację. W każdym mężczyźnie widzę oszusta, kłamcę, człowieka bez skrupułów.

Miała dwie próby samobójcze. - Byłam wrakiem człowieka, nabawiłam się przez niego różnych chorób, między innymi arytmii serca, depresja z każda minuta życia się pogłębiała ze stresu pojawił się guz, rósł 2 milimetry miesięcznie, lekarze myśleli, że tego nie przeżyję. Pan Y. miał świadomość mojego stanu zdrowia i mimo to wciąż bawił się swoimi kłamliwymi historiami.

Cofnąć czas

- Jakbym mogła cofnąć czas, to ani ja, ani żadna z oszukanych przez niego kobiet, z którymi mam kontakt, byśmy nawet na tego człowieka nie splunęły. Żadnej kobiecie nie życzę, by go spotkała na swojej drodze, bo może i będzie fajnie, ale przez pół roku, maksymalnie, później się z ręką w nocniku obudzi. Ale niestety, wiem, że już teraz ma co najmniej dwie - mówi pani X.

Gdyby wysłał swoje prawdziwe zdjęcie, a nie "modela", wykradzione z internetu niewinnemu człowiekowi, to bym w życiu na niego nie zwróciła uwagi - wyjaśnia z kolei pani Y.

Bo teraz już wie, kim jest pan Y., zna jego prawdziwe imię i nazwisko, wie, skąd pochodzi, co robił. - Jest zwykłym tchórzem by stawić czoła całej sytuacji i by za to odpowiedzieć - mówi.
Pani Y. chodzi na terapię, psycholog uświadamia jej, dlaczego to się w ogóle stało, pomagają jej nowe znajome - kobiety, które poznała dzięki Agnieszce - i wiara w Boga. A także w sprawiedliwość.

- Straciłam dom, pieniądze, przyjaciół, rodzinę, zdrowie, dotychczasowe życie - wylicza pani Y. - Policjant, który pracuje od 15 lat w kryminalnym, jak usłyszał całą tę dramatyczną historię, to życzył mi jednego: żebym dorwała tego skurwysyna. Bo widać moją determinację i tę straszna krzywdę, którą wyrządził. I to, że chcę walczyć o sprawiedliwość: bardzo pragnę odzyskać swoje pieniądze, ale chcę też, żeby winni tego procederu zapłacili za wszystko, za każdą moją łzę, każdą minutę strachu. Choć nie ma chyba takiej kary dla tych bezdusznych ludzi, by mogli odkupić winy - mówi pani Y. Wreszcie dodaje: - Do dziś nie potrafię pojąć, że są na tym świecie ludzie, kobiety i mężczyźni, którzy mogą zabić własną pazernością i pychą, w tak nieludzki sposób potraktować drugiego człowieka…

Aneta Wawrzyńczak/(gabi)/WP Kobieta

ZOBACZ TAKŻE:

Źródło artykułu:WP Kobieta
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (40)
Zobacz także